Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

…a miłości bym nie miał… byłbym niczym. Recenzja filmu "Liczba doskonała" w reżyserii Krzysztofa Zanussiego

Adam Pazera
Plakat filmu "Liczba doskonała"
Plakat filmu "Liczba doskonała" mat. prasowe
Z mojego wieloletniego doświadczenia „kiniarskiego” wiem, że niektórzy widzowie „boją się” filmów Krzysztofa Zanussiego, narzekają że są one przeintelektualizowane, że nudne, że powtarzalne. Ale jak sięgam pamięcią, w kinie które prowadziłem na jego filmach frekwencja była zawsze wysoka, pan Krzysztof lubił przyjeżdżać na „moje” premiery, a znamy się od 1993 roku: od premiery „Dotknięcia ręki”. Zawsze był z entuzjazmem witany przez pełną widownię, na „Cwał” wjechał na salę…na koniu, zaś Pani Ania z Zespołu Filmowego „Tor”, prowadząca jego kalendarz, mówiła: „Panie Adamie, panu się nie odmawia”, kiedy pytałem o możliwość przybycia pana Krzysztofa.

Od jakiegoś czasu ten niby intelektualizm w filmach Zanussiego drażni większość krytyków, ale chodzi głównie o to, że Zanussi porusza ważne tematy związane z religią, z wiarą, z Bogiem. Dałem ongiś odpór wszelkiej maści recenzentom, którzy odsądzali od czci i wiary (to akurat zwrot retoryczny, bo wiara na była pierwszym planie!) jego „Obce ciało” z 2014 roku i nominowali film w 12 kategoriach do nagrody tzw. Węży czyli najgorszych produkcji filmowych roku. Cztery miesiące po premierze, 31 marca (przyznanie nagród było 1 kwietnia), wyemitowałem ponownie „Obce ciało”, które zgromadziło jeszcze sporą widownię. A ułożyłem nawet skromny wierszyk z tej okazji: „Mainstream już się pręży: 12 nominacji do Węży! ‘Obce ciało’ dotyka? Tak, bo to już...polityka! ‘Katolik w korporacji’ – Nie może przecież mieć racji! Hejtować na wiarę dziś w cenie: Przyszło na Zanussiego zlecenie!?

I oto najnowszy film Zanussiego na polskich ekranach: „Liczba doskonała”. O czym? Oczywiście – o wierze, o przypadku, o poszukiwaniu Boga, o filozofii i o…matematyce. Brzmi nudnie, powtarzalnie? Jak dla kogo, jeśli chce się obejrzeć film lekko i przyjemnie, bez wysiłku intelektualnego, to rzeczywiście niech trzyma się z dala od kina. Jeśli natomiast zmusimy się do myślenia, to – choć reżyser nie daje żadnych recept i odpowiedzi – wizyta w przybytku X Muzy nie będzie czasem straconym. Bohaterów „Liczby doskonałej” jest dwóch: egocentryczny, stary i cyniczny Joachim (w kruczoczarnej peruczce znakomity Andrzej Seweryn) i młody matematyk – Dawid (Jan Marczewski). Jest jeszcze dziewczyna, Ola (Julia Latosińska), której rola – choć niewielka - jest bardzo znacząca dla chłopaka. Na wstępie filmu Joachim wygłasza autobiograficzny życiorys czy raczej rodzaj spowiedzi: „Nieważne, jak się nazywam. Mam za sobą grzeszne życie, ale jestem bogaty i otacza mnie grono ludzi, którzy chcą ode mnie coś uzyskać. Niedoczekanie!”. I dalej snuje refleksję: „Ale, co to jest grzech? Jeśli nie ma Boga, to nie ma grzechu”. Ma jednak wątpliwości: „Czy jestem pewien, że Boga nie ma? Czasem jakby był i dawał mi znaki”. I wspomina pewną sytuację w Jerozolimie. Tym zdarzeniem jest niespodziewany wybuch w kawiarni w której przed chwilą siedział, rozmawiał z ludźmi przy sąsiednim stoliku. Oni wszyscy zginęli tymczasem on oddalił się za narożnik budynku, aby dokończyć rozmowę telefoniczną z… Dawidem.

On, agnostyk zaczyna się zastanawiać dlaczego przeżył, dlaczego akurat w tym czasie zadzwonił telefon. Szczęście? Przypadek? Ale co to jest przypadek? Czy to był znak? On przecież otarł się już o śmierć podczas biznesowych podróży (chciano dokonać na nim egzekucji), ale traktował to jako zwyczajną sytuację wkalkulowaną w ryzyko zawodowe jego profesji. Władzy nie pragnął, bo władza to pieniądze, a tych miał pod dostatkiem, miłości też nie szukał. I to wydarzenie w Izraelu zrodzi w nim myśl, aby wrócić do Polski i spotkać się z dalekim, właściwie jedynym członkiem rodziny czyli z Dawidem. Z kolei Dawid, 30-letni, genialny matematyk, wychowany na internecie, to idealista, mający precyzyjnie rozpracowany plan na swoje życie: obliczył, że w USA spędzi trzy lata, zarobi duże pieniądze, które pozwolą mu na godziwe życie do śmierci (przewiduje, że będzie żył 100 lat). Nie przedłuża kontraktu, mimo atrakcyjnej propozycji, a złość budzi w nim jedynie fakt, że na mieszkaniu, które teraz sprzeda zarobi 100% więcej. A gdyby to wiedział, to…mógłby przecież pracować w Stanach rok krócej: „zmarnowałem rok życia!” Nie chce tych „nadprogramowych” pieniędzy, nie ma żadnych potrzeb, chcąc jedynie rozwijać swe naukowe pasje: „Ja chcę wrócić do czystej nauki”. Analityk doradza: Samochód? – Nie potrzebuję! – Dzieci? – Nie będę miał! – Może fundacja, pomagać innym? Dawid zastanawia się, dokonuje przelewu i rozważa: „Jakieś dziecko przeżyje dzięki mnie, a inaczej by umarło. Czy uratowałem jakieś życie? Czy za tym wszystkim ktoś stoi? Czy tylko rządzi chaos?”.

Spotkanie obu kuzynów to nieustanny ciąg dysput filozoficzno-egzystencjalno-materialno-matematycznych. Trudne naukowe objaśnienia Dawida (losowy ciąg Fibonacciego, wstęga Möbiusa, poszukiwanie tytułowej „liczby”) to temat dla ścisłowców, ale dla urozmaicenia, w dialog obu mężczyzn wplecione są historyjki (gardzący Bogiem linoskoczek, listonosz likwidujący hitlerowców, zomowiec kopiący kobietę w ciąży), które przy szeregu wątpliwości (np. listonosz jest seryjnym mordercą czy bohaterem?) dają do myślenia nad moralnością, winą i karą, przebaczaniem, istnieniem (albo nie) Boga. I jeszcze kapitalna scenka z żebrakiem (ostatnia rola Jana Nowickiego), niczym faustowskie kuszenie: Joachim cynicznie, dla kaprysu zachęca biedaka, aby zaprzeczył istnieniu Boga, to dostanie 100 dolarów. Na jego milczenie, milioner podbija do 150...200 $. Zaś ten odpowiada: „Bóg nie musi być, aby był”. Spotkanie Joachima i Dawida spowoduje, iż obaj mężczyźni inaczej spojrzą na swoje dotychczasowe życie. Młodszy, początkowo odrzucając zakochaną w nim, czekającą od trzech lat na jego powrót Olę zrozumie, że genialna wiedza („Gdy cię okrzyknięto geniuszem, to jeszcze bardziej jesteś skupiony na sobie!”) to nie wszystko.

A co zyska umierający Joachim? Czy uwierzy wreszcie w istotę Boga? Może u kresu swego doczesnego życia najważniejsza dlań będzie bliskość drugiej osoby, żal że dotychczas nikogo nie kochał i wyznanie: „Chyba tylko trochę ciebie”. A Dawid nawet będzie się modlił o niego, aby przeżył! Czyż więc w obu przypadkach nie będzie adekwatnym zacytowanie fragmentów Hymnu o miłości (List do Koryntian): „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący”. Że wiedza i bogactwo nie są najważniejsze? „Liczba doskonała” niesie w sobie echa poprzednich filmów Zanussiego, choćby „Iluminacji” (młody student fizyki poszukuje prawdy o życiu i śmierci), „Barw ochronnych” (dwóch oponentów: idealista magister i cyniczny docent) czy „Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową” (targany niepewnością u kresu życia śmiertelnie chory Tomasz), ale…co w tym złego? Przecież nie zapożycza z innych, a „bierze z siebie”! Zanussi zresztą sam przyznaje: „Liczba doskonała” to film o matematyce i o Panu Bogu. To opowieść o tym, jak człowiek wyrzeka się bogactwa na rzecz pasji, która okazuje się więcej warta. To także film o pustce w życiu i o pełni życia, o egoizmie i radości dzielenia się z innymi. Wracam w nim do moich pierwszych filmów: „Struktury kryształu” i „Iluminacji” ukazując relacje nauki, życia i wiary. „Liczba doskonała” nie daje odpowiedzi na szereg wątpliwości, ale każe myśleć, a myślenie w dzisiejszych czasach ma wysoką cenę.

Nie przeocz

Zobacz także

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera