Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Makowicz: Muzyka rodzi się z ciszy [WIDEO]

Ola Szatan
Adam Makowicz (ur. w 1940 roku) zaczął grać na fortepianie mając 10 lat
Adam Makowicz (ur. w 1940 roku) zaczął grać na fortepianie mając 10 lat ARC DZ
Absolwent szkoły muzycznej im. Braci Szafranków w Rybniku, od ponad 30 lat związany z USA. Wydał jedyną amerykańską płytę z muzyką Chopina w interpretacji jazzowej. Z pianistą Adamem Makowiczem rozmawia Ola Szatan

Jakie miejsce w pana życiorysie pełni Rybnik. Bardziej sentymentalne miejsce?
Przyjeżdżam tutaj od lat 90. Miejsce w Polsce, o którym mogę powiedzieć, że czuję się jakby to było moje, znajduje się w Ustroniu. Tam mam domek, tam moi rodzice są pochowani. Ale i tak przyjeżdżam tylko na tydzień w roku. Natomiast Rybnik nie jest już tym miastem, którym był, gdy go opuściłem. Budownictwo jest nowoczesne. Co prawda, na rynku te same domy, z odnowionymi elewacjami, ale wystarczy, że trochę wyjdę na inną uliczkę to nagle widzę duży blok, szkło, magazyny, jakieś centra handlowe... Inne życie. Z Rybnikiem łączą mnie teraz znajomi jak Czesław Gawlik. Jeszcze parę lat temu, kiedy grałem w Rybniku, przychodzili ludzie, z którymi chodziłem do klasy. Ale przede wszystkim z Rybnikiem łączy mnie edukacja muzyczna, bo tu zacząłem i Karol Szafranek, który był dyrektorem szkoły muzycznej.

Skoro o Karolu Szafranku mowa, to kilka lat temu w jednym z wywiadów powiedział pan o nim: "próbował rozruszać mi palce, potem żaden nauczyciel nie był mi potrzebny".
Bo to prawda. Najważniejsze lekcje, technikę fortepianową nauczyłem się od Szafranka. Potem profesorki chciały zmienić metodę. Pani dziekan od fortepianu w Wyższej Szkole Muzycznej w Katowicach zaczęła wszystko zmieniać, bo według niej "Szafranek niedobrze uczył". Chwileczkę! Nie przyjąłem w ogóle jej sugestii i dzięki temu gram. Od Szafranka dostałem ponadczasowe lekcje jak ćwiczyć swoje palce, jak pokonywać trudności.

Wyczuł pana potencjał?
To były czasy, że człowiek błądził. W latach 60. nie było żadnych wydziałów jazzowych, jakie dzisiaj są w większości szkół muzycznych w całej Polsce. Nie było materiałów dydaktycznych, tylko to, co człowiek mógł z radia posłuchać. Nie mieliśmy możliwości nagrania materiału i odsłuchania go po kilka razy. Pierwsze magnetofony zaczęły się pokazywać w latach 1961-62. Pamiętam, że to były tesle - czeskie magnetofony, najlepsze w tamtych czasach. Ale miały je tylko radiowęzły akademickie. To były warunki tak prymitywne, które w głowach się nie mieszczą dzisiejszym studentom, którzy uczą się muzyki jazzowej. Jeśli wyjeżdżać za granicę, to tylko od czasu do czasu, tak jak Krzysztof Komeda czy Andrzej Kurylewicz, który jeździł do Paryża czy Skandynawii. Oni czasami przywozili trochę płyt, których słuchało się potem na okrągło. To była jedyna możliwość posłuchania tego, co jest na rynku, jak muzycy grają w Niemczech czy Stanach Zjednoczonych.

Pan od zawsze wiedział, że jazz będzie największą muzyczną miłością? Przecież nie wszyscy patrzyli na niego w przychylny sposób.
No tak. Propaganda wtedy zniechęcała nie tylko do grania, ale i do słuchania tej muzyki. Było pokolenie profesorów, którzy jej nie znali mówiąc "to nie jest muzyka europejska" więc jeśli dowiedzieli się, że któryś z pianistów interesuje się jazzem to reakcją było machnięcie ręką - z niego nie będzie już żaden porządny muzyk, w związku z tym nie należy się nim zanadto przejmować. Ja miałem to w Katowicach, a później w Krakowie. Tam wręcz powiedzieli mi: "wiemy, że to jest też muzyka artystyczna, nie możemy ci nic pomóc. Nie trać czasu tutaj, żeby skończyć dyplom. Ważniejsze jest jak grasz, a nie czy masz dyplom".

Ciągnęło pana do Stanów?
Każdy zawsze chciał do Stanów jechać, bo tam powstał jazz, tam są najlepsi muzycy i tam, od środka można się naprawdę wiele nauczyć. Siadasz do instrumentów, grasz i jest zupełnie inny świat, który pomagają poznać lepsi od ciebie muzycy - co chcemy przekazać przez tę improwizację. Bo każdy utwór ma swoją atmosferę, a najważniejsze to umieć ją znaleźć. Tego się trzeba nauczyć grając z najlepszymi muzykami.

Michał Urbaniak powiedział w jednym ze swoich wywiadów, że "czuje się obywatelem świata, a najlepiej to się czuje na Manhattanie".
Manhattan jest rzeczywiście wyjątkowy, aczkolwiek bardzo się zmienił. Zaczął się zmieniać od momentu ataku terrorystycznego. Na niekorzyść. W tej chwili jest tak zapchany ludźmi, że chodzi się tam już w takich ciągach ludzkich. A po drugie jest tak skomercjalizowany, że właściwie klubów jazzowych na samym Manhattanie, mówię o centrum, właściwie prawie nie ma prócz jednego. Tomasz Stańko tam grał, ja też ze dwa razy tam wystąpiłem. To bardzo dobry klub, ale z cenami jak dla milionerów. Bo w Nowym Jorku tak naprawdę mieszkają dwie grupy ludzi: milionerzy i bardzo biedne osoby, które już mieszkają tam od pięćdziesięciu lat i tylko czekają aż umrą.

Współpracował pan z wieloma sławami, na czele z Bennym Goodmanem czy Herbie Hancockiem, ale na pana drodze pojawił się też m.in. Leszek Możdżer, z którym nagraliście koncert w Carnegie Hall.
To była bardzo miła przygoda. Mamy dużo wspólnego, wyrastaliśmy w podobnej kulturze muzycznej. Było to dla mnie ciekawe przeżycie, bo udało się znaleźć wspólny język przedstawicielom dwóch pokoleń. Leszek musiał nieco się do mnie dostosować, zresztą pod tym warunkiem zgodziłem się na współpracę. "Niech młody człowiek się do mnie nagnie, ja naginałem się, gdy byłem w jego wieku". Leszek nie miał o to najmniejszych pretensji. Widziałem w nim trochę samego siebie, jak byłem młody.

Zapytam przewrotnie... lubi pan ciszę?
Jak najbardziej. Muzyka rodzi się z ciszy, nie z hałasu. Przede wszystkim w głowie trzeba sobie poukładać pewne rzeczy i tylko w ciszy można to zrobić. Ja zresztą nie potrzebuję słuchać rocka czy heavy metalu, bo to mnie wręcz denerwuje po jakimś czasie. Tak samo disco polo, czy jak to się tam nazywa - ono stworzone jest dla człowieka, który w ogóle nie czuje rytmu, dlatego musi być to "bum cyk, bum cyk, bum cyk..." I tak leci przez 5 kolejnych minut. A potem idziemy do restauracji na śniadanie, gdzie cały czas słychać to "bum cyk, bum cyk" i nic więcej. Czasem proszę o wyłączenie tej "zepsutej pralki", bo chcę jeść we własnym rytmie. Z powodu takiej muzyki, która często obecna jest w sklepach, nie lubię też za bardzo robić zakupów.

W sobotę wystąpił pan na tegorocznej edycji Silesian Jazz Meeting w Rybniku. A kiedy ponownie zawita pan do nas?
Przyjeżdżam tutaj co dwa, czasem trzy lata, gdy tylko pojawia się interesująca propozycja. Bo tutejsza publiczność jest fantastyczna.


Adam Makowicz

Wybitny pianista, mistrz improwizacji, legenda jazzu. Pierwszych lekcji gry na fortepianie udzieliła mu jego matka, pianistka. Na początku związany był z Rybnikiem, potem z Krakowem. Od 1978 roku jego domem stał się Nowy Jork. Dotąd nagrał kilkadziesiąt płyt i występował w najważniejszych salach koncertowych na świecie. Jego wykonania utworów George'a Gershwina zachwyciły nie tylko amerykańską publiczność. Na indywidualne interpretacje jego muzyki Adam Makowicz otrzymał specjalną zgodę brata kompozytora, Iry.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo