Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po linie, w przebraniu, tunelem, byle zwiać

Grażyna Kuźnik
Księgarz Gawenda uciekł z katowickiego więzienia metodą „na sekretarza”. Z aktami pod pachą, w kapeluszu i garniturze, spokojnie przeszedł przez bramę zakładu. Władze więzienia musiały się gęsto tłumaczyć
Księgarz Gawenda uciekł z katowickiego więzienia metodą „na sekretarza”. Z aktami pod pachą, w kapeluszu i garniturze, spokojnie przeszedł przez bramę zakładu. Władze więzienia musiały się gęsto tłumaczyć Karina Trojok
90 lat temu z więzienia w Gliwicach ucieka razem dziesięciu osadzonych. Inne ucieczki z kryminałów w regionie nie były tak liczne, ale często miały iście filmową akcję.

Wachmistrz Krause traci reputację na zawsze, gdy na jego zmianie z więzienia w Gliwicach w 1926 roku ulatnia się aż dziesięciu opryszków. A mogło być ich więcej, tylko w pośpiechu zbiedzy nie otworzyli cel wszystkich wspólników. Krause trafia do aresztu z zarzutem, że musiał pomagać uciekinierom; trudno sobie wyobrazić, jak bez jego wiedzy tyle osób mogło wydostać się zza krat, wychodząc po prostu przez więzienną bramę. Już po kilku dniach Krause zostaje oczyszczony z podejrzeń, to jednak koniec jego kariery. Rzeczywiście, uciekinierzy wystrychnęli go na dudka.

Zbiedzy ustalili, że posłużą się przemocą. Sprzyja im fakt, że gmach znajduje się w centrum miasta i chociaż dobrze pilnowany, nie jest twierdzą. Do pokonania są tylko strażnicy, a nie zasieki i wysokie mury. Budynek postawiony w 1868 roku, przeszedł remont trzydzieści pięć lat później. Do modernizacji zabrano się pewnie na wiadomość, że z podobnie ulokowanego więzienia w Bytomiu w 1903 roku uciekło pięciu osadzonych.

Bytomscy uciekinierzy wybrali metodę klasyczną. Przepiłowali kraty, z prześcieradeł ukręcili powróz i nad ranem zjechali po nim do więziennego ogrodu. Panuje wtedy cisza, śpi miasto, a pewnie przysnęli też wartownicy. Zbiegowie zwinni jak koty wdrapują się na mur i już ich nie ma. Alarm poniewczasie nic nie daje, po zbiegach ani śladu. Władze więzienia narażają się jedynie na kpiny, prosząc mieszkańców o wskazówki, gdzie też poszukiwani mogli się udać.

Ale od 1903 roku w gliwickim więzieniu nie wprowadzono żadnych ulepszeń. Strażnicy przywykli tu do rutyny, wyraźnie nie mieści się im w głowie, że można stąd uciec. Swoją drogą, do Gliwic rzadko trafiają bandyci z długimi wyrokami.

Gliwiccy zbiegowie w 1926 roku chyba nie spodziewają się, że pójdzie im tak łatwo. Nocą obezwładniają nieostrożnego strażnika, mają już broń i klucze. Terroryzują innych dość niemrawych funkcjonariuszy, otwierają drzwi do cel, chociaż mylą się i wypuszczają także i tych, którzy nic nie wiedzą o planach wspólnej rejterady. Dziesięciu mężczyzn otwiera sobie kluczami kolejne bramy. Także główną, aż grupa znika w mroku, przechodząc do świata koszmarów każdego więziennego strażnika.

Zniknął w tunelu

Do równie głośnej ucieczki także z więzienia w Gliwicach dojdzie we wrześniu 1989 roku. Zdzisław Najmrodzki, mieszkaniec Gliwic, zwany „mistrzem ucieczek”, dosłownie zapada się pod ziemię na spacerniaku. Tunel zbudował jego kolega razem z matką Najmrodzkiego, która usypała z wydobytej ziemi liczne klombiki. To właśnie ta przedsiębiorcza kobieta odkrywa, że w pobliskiej szkole trwają prace remontowe, odnawia się piwnice i nikt nie będzie zwracał uwagi na jeszcze jednego budowlańca oraz na sprzątaczkę, która wynosi śmieci. To niezwykłe, ale ma rację. Nie wpadają nikomu w oko. Kompan Najmrodzkiego wykopuje porządny, 15-metrowy tunel ze stemplami, instaluje w nim nawet oświetlenie. Wlot zaznacza ostrzem, żeby Najmrodzki wiedział, gdzie ma stanąć. I o umówionej porze podczas spaceru więzień podskakuje na trawniku, po czym znika z oczu straży i współwięźniów. Ziemia pod nim pęka, uciekinier spada dwa metry w dół. Potem musi już tylko biec przed siebie. Wierny kumpel czeka, wskakują do samochodu czy motocykla, w każdym razie obaj odjeżdżają w siną dal.

Prokuratura uważa, że Najmrodzkiemu pomagał ktoś z więziennego personelu. Ale kto był tym pomocnikiem, pozostaje zagadką do dzisiaj. Zbieg nie cieszył się długo wolnością; dwa miesiące później po pijanemu spowodował wypadek, trafił znowu do więzienia, dostał 20 lat. Odsiadywał wyrok w Strzelcach Opolskich, stąd już nie uciekł. Zresztą w 1994 roku ten złodziej, który jak głosi legenda okradał tylko Peweksy i państwowe instytucje, został ułaskawiony przez prezydenta Lecha Wałęsę. Podobno Najmrodzki uciekał z konwojów i więzień 29 razy, sławna była jego brawura i poczucie humoru. Swojego adwokata zaskoczył uwagą: „Gdybym wiedział przed rozprawą, że jestem taki niewinny, jak mnie pan przedstawił w swoim przemówieniu, tobym w ogóle nie brał adwokata”.

Sekretarz w kapeluszu

Oryginalną ucieczką z katowickiego więzienia zasłynął w 1931 roku niejaki Gawenda, ukarany za oszustwa. Ale że był kiedyś właścicielem księgarni, ma w więzieniu względy i pomaga w pracach biurowych. Aż mu się znudziło. Plan ucieczki ma taki; najpierw wykraść własne akta, potem papiery zapakować do koperty urzędowej, z adresem znanego katowickiego adwokata, zdobyć garnitur i kapelusz. To wszystko mu się udaje. Teraz musi już tylko zmylić straże. W głównej bramie strażnik żąda wyjaśnień. Gawenda stwierdza, że jest „sekretarzem w biurze adwokata C.” i pokazuje kopertę. Wartownik sprawdza, że to autentyczne akta i uprzejmie wypuszcza uciekiniera. Zbieg autobusem jedzie do Tarnowskich Gór, a gdy na jednym przystanku wsiadają policjanci, o mało nie dostaje zawału serca. Wiadomo o tym, bo Gawenda spisał swoje przygody. Opis ucieczki jest wielką kompromitacją dla władz więzienia w Katowicach.

Co było dalej z różnymi uciekinierami? Niektórzy trafiali z powrotem do więzienia, ale większość przepadła. Jak zauważa „Głos Śląski” w 1903 roku: „Dokąd się udali, gdzie przebywają, jak im się wiedzie, nie wiadomo dotąd”.

W dawnej celi, za kratami

Jedyna w Polsce dostępna dla wszystkich turystów izba poświęcona historii więziennictwa znajduje się w Zamku Piastowskim w Raciborzu. Podczas wakacji warto ją zwiedzić, bo zgromadzono w niej interesujące eksponaty. Odtworzono na przykład starą celę więzienną, z takimi autentycznymi elementami jak prycza, „buzała” czyli wykonana przez więźniów grzałka czy tak zwana „bomba” na nieczystości z czasów, gdy więzienia nie miały kanalizacji. Można się więc na chwilę poczuć jak dawni osadzeni i przekonać, dlaczego tak chętnie uciekali z więzień. Są też przedwojenne mundury służby więziennej, odznaki, dokumenty, bardzo ciekawe zdjęcia i rękodzieła, wykonane przez osadzonych. Warto też obejrzeć autentyczne drzwi do celi z 1896 roku, wykonane na zamówienie austriackiego ministerstwa więziennictwa dla zakładu karnego w Cieszynie. Godny uwagi jest również przedwojenny rygiel i fragment kraty z zakładu karnego w Raciborzu. (GKM)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!