Rzecz oczywiście o „dzieciach i wnukach zdrajców Rzeczypospolitej (…) zajmujących wiele eksponowanych stanowisk w różnych miejscach” - słowach wypowiedzianych przez Pierwszego Obywatela na antenie publicznej telewizji. Bez znaczenia jest to, czy się z prezydentem zgadzam, czy nie. Znaczenie ma to, że gdy się piastuje urząd, na który wybrano Andrzeja Dudę, nie wypada mówić i argumentować językiem używanym na co dzień przy karkówce, piwie i cygaretach.
O ile guru prezydenta, Jarosław Kaczyński, to tworzywo nieulepialne wizerunkowo i nierzadko jego wystąpienia to popis braku dobrych manier dyplomatycznych, zaś obok jego bubli przechodzi się już tak obojętnie jak obok bomby termobarycznej Macierewicza, o tyle prezydent Duda szczerze budził nadzieję na poprawę wizerunku PiS-u.
Niestety, w chwili, w której prezydent zaczął wylewać z siebie złote myśli, w tym ostatnią, kiedy sugeruje (nadal aktywny) związek „zdrajców” z wnukami „zdrajców” RP (oczywiście, nie podał o kim personalnie mówi), zaprzepaścił cały polityczny sen, który jeszcze w kampanii udało się PiS-owi zbudować. A przyznam, że w tej kampanii byłem pod jego wrażeniem.
Teraz pozostaje czekać, aż prezydent poinformuje opinię publiczną - co mogłoby usprawiedliwić jego ostatnie wystąpienie - że NIE JEST przedstawicielem wszystkich obywateli RP, w tym części Górnoślązaków - co musiałbym przyjąć z ulgą - jako wnuk nie Żołnierza Wyklętego, a wnuk dziadka z Wehrmachtu. Na co niespecjalnie miałem wpływ. Dziadek zresztą też.
To prezydent „wszystkich” czy „prawdziwych”? Jak to jest?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?