Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Archiwum Michała Smolorza: Wykreowana soczysta śląskość regionu

Michał Smolorz (1955-2013)
Szanowni Czytelnicy, dzisiaj kolejny odcinek publicystyki nieodżałowanego Michała Smolorza. Zaczęliśmy od wstępu do "Śląska wymyślonego", ostatniej książki Redaktora. Potem była część roz-działu "Co wiedzieć należy". Smolorz zawarł w nim informacje, które każdy Ślązak i nie-Ślązak o naszej ziemi po-winien znać. Tydzień temu ukazała się 1. część rozdzia-łu poświęconego Kazimierzowi Kutzowi. Dziś 2. część.

Po 1989 roku śląski regionalizm zaczął się budzić z letargu, rodziła się samorządność i wszystkie inne struktury demokratyczne. Towarzyszyła im erupcja organizacji regionalnych: stowarzyszeń społeczno-kulturalnych, zalążków oświaty regionalnej, organizacji politycznych. W gminach działalność kulturalna została zdominowana przez imprezy o wybitnie śląskim charakterze, na wszystkich szczeblach samorządu zaczęły powstawać instytucje zajmujące się badaniem i ochroną miejscowego dziedzictwa kulturowego.

CZYTAJ WIĘCEJ TEKSTÓW MICHAŁA SMOLORZA NA DZIENNIKZACHODNI.PL

W pierwszych latach było to jedno wielkie "kutzowisko". Zanim do głosu doszli profesjonalni badacze, socjolodzy, historycy, etnolodzy i kulturoznawcy, całe regionalne "pospolite ruszenie" opierało się głównie na wzorcach stworzonych przez artystę. Zespoły ludowe i regionalne kabarety mówiły i śpiewały gwarą jego bohaterów, statuty stowarzyszeń zawierały dosłowne cytaty z jego wypowiedzi i publicystyki, popularnonaukowe broszurki żywcem opisywały zdarzenia identyczne z fabułami jego filmów. Nauczyciele wprowadzający do szkół elementy wiedzy o regionie na okrągło wyświetlali te filmy, na ich bazie robili klasówki i wieczornice. Wycieczki szkolne jeździły do miejsc pokazywanych wcześniej na ekranie.

Ulubiony plener Kutza - robotnicze dzielnice Nikiszowiec i Giszowiec - stał się turystyczną mekką, gdzie do dziś przywozi się tłumy ciekawskich. Przewodniczący uznają je za modelowe miejsce unaoczniające najprawdziwszą, najbardziej soczystą śląskość, zarówno w sferze architektury, jak i zjawisk społecznych.

Każdy obserwator śląskiego regionalizmu widział jak na dłoni: odradzająca się śląska tożsamość czerpała wzorce z twórczego dzieła Kazimierza Kutza. Dosłownie na naszych oczach twórczy mit został w całości zaadaptowany i przyjęty. Powstał "nowy archetyp", do którego od tej chwili zaczęli się odwoływać nie tylko twórcy, ale także spora część popularyzatorów wiedzy. Zaś osoby profesjonalnie zajmujące się opisem śląskiej tożsamości narażone są na nieustanną konfrontację z takim wyobrażeniem i często z nim przegrywają, nie mając dość siły, by przekonać odbiorców swych poglądów, że w rzeczywistości było inaczej.

Największym sukcesem twórcy jest jednak nie to, że postronni obserwatorzy przyjmują taki wzorzec jako obowiązujący, ale to, że sami Ślązacy, będący przecież podmiotem tej tożsamości, uwierzyli, że tacy są. A jeśli nawet ktoś wewnętrznie się z tym nie zgadza, to niejednokrotnie może nabyć środowiskowego kompleksu inności. Bez wątpienia mamy do czynienia z przykładem największej kreacji medialnej w XX wieku, w której siła obrazu kinowego i telewizyjnego zwielokrotniła talent i emocje twórcy, po czym stworzyła nieprzezwyciężalną siłę społecznej sugestii.

Pozostaje do rozwiązania problem, czy przyjąć i zaakceptować ten stan, czy próbować naświetlać inne poglądy i konfrontować je z nowym archetypem. Walka z mitem jest beznadziejna, w każdym razie nikt jak dotąd takich zmagań nie wygrał. Zmagań z własnym mitem nie jest w stanie wygrać nawet twórca. Próbował on weryfikować go w cyklu biesiad telewizyjnych, który w latach 1994-1997 ukazywał się na antenie drugiego programu TVP. Przewinęła się przez niego galeria wybitnych postaci urodzonych na Śląsku, działających na Śląsku lub choćby tylko Śląskiem zafascynowanych.
Po latach kreacji plebejskiej tradycji tego regionu, co czynił dotąd z lubością, Kutz zaczął niespodziewanie popularyzować pokłady tysiącletniego dorobku cywilizacyjnego najwyższego lotu, niespożyte zasoby myśli, literatury i sztuki. Po latach idealizacji polskiej myśli patriotycznej nie zawahał się, by odsłonić wielki wkład kultury niemieckiej i czeskiej, słowem po raz pierwszy pokazać Śląsk jako wielki europejski region wielokulturowy. Program gromadził kilkumilionową widownię w całej Polsce, na samym Śląsku stał się kolejną formą regionalnych rekolekcji. Nagrywa-no go na kasety, kolekcjonowano w bibliotekach, trafił do wytycznych oświatowych.

A jednak, mimo wiarygodnego wykładu rzeczywistości innej niż legenda, ona sama nie uległa osłabieniu. Co najwyżej po raz kolejny przyniosła popularność samemu Kutzowi, który na tej fali został politykiem i umiejętnie buduje swoją pozycję w ściśle określonym historycznym ciągu śląskich mężów stanu. Najpierw przez lata ożywiał legendę Wojciecha Korfantego, bezsprzecznie najwybitniejszego polityka, jakiego wydała ta ziemia w XX wieku. Jego filmowi bohaterowie to prawie wyłącznie "korfanciorze".

Historyczne i narodowe przesłanie tych dzieł w całości mieści się w ideach Korfantego, który jako poseł do niemieckiego parlamentu i lider polskich Ślązaków umiejętnie poruszał się po europejskich salonach, a potem profesjonalnie przeprowadził wielką akcję przyłączenia części Górnego Śląska do Polski. Reżyser nigdy nie przyjmował do wiadomości jakichkolwiek krytyk pod adresem Korfantego, był i jest do dziś nieprzejednanym apologetą jego legendy.

Drugą postacią w historycznym ciągu kreowanym przez Kutza jest Jerzy Ziętek, wieloletni powojenny wojewoda katowicki. Postać niejednoznaczna, budzą-ca sprzeczne opinie. Przed wojną jako burmistrz Radzionkowa o-powiedział się po stronie sanacji, po wojnie wrócił do Katowic jako oficer polityczny u boku generała Aleksandra Zawadzkiego. Przez 30 lat rządów w gmachu województwa wypracował swój mit tytana pracy, wzorowego gospodarza, umiejętnie lawirującego w gąszczu komunistycznych zawiłości politycznych, autora wiekopomnych inwestycji. Kazimierz Kutz sam wiele zawdzięczał Ziętkowi w osobistej karierze, więc było w tej admiracji coś ze szczerej synowskiej wdzięczności. Prawdopodobnie gdyby nie ówczesny wojewoda, nie powstałby cały filmowy Śląsk.
Jeśli patrzymy dziś na publiczną działalność Kutza, to wynika z niej dość oczywisty wniosek: mniej lub bardziej świadomie postanowił on zostać spadkobiercą obu tych polityków. I wszystko wskazuje, iż w społecznym odbiorze mu się to udało. Kiedy 17 lutego 2000 r. ogłaszano wyniki plebiscytu "Gazety Wyborczej" na najwybitniejszych Ślązaków XX wieku, kolejność była jednoznaczna: Korfanty, Ziętek, Kutz. Nietrudno stworzyć logiczny ciąg zależności pomiędzy twórczością filmową reżysera, jego konsekwentną publicystyką i działalnością publiczną a takim właśnie wynikiem głosowania. (...)

CZYTAJ WIĘCEJ TEKSTÓW MICHAŁA SMOLORZA NA DZIENNIKZACHODNI.PL

Co ciekawe, sam reżyser długo nie uznawał własnych zasług w tworzeniu śląskiej mitologii, uważając, że jego twórczość odzwierciedla wyłącznie czystą prawdę historyczną i ludoznawczą. Elżbiecie Baniewicz wyznał wprost: "Moje filmy mogą być (...) traktowane jak naukowe filmy etnograficzne. Wszystko w nich prawdziwe". Z okazji 70. urodzin reżysera autor niniejszej pracy opublikował esej poświęcony jego mitotwórstwu - bynajmniej nie w formie zarzutu czynionego artyście, raczej mając na uwadze słowa Leszka Kołakowskiego: "Dzieło sztuki przez to samo, że trwa, jest stronnicze bez granic, więc nietolerancyjne, skoro wyłącza każdorazowo wszelką inną możliwość nazwania bytu. Ale jest zawsze w tej nietolerancji nadzieja, iż moje stronnicze przeżywanie przerodzić się zdoła w wartość, którą potrafię w ruchu własnej inicjatywy przeciwstawić zastanemu światu. Żeby nadzieja ta pojawiła się prawdziwie, moje rozumienie sztuki - a tak samo jej tworzenie - musi odwoływać się do władzy mitotwórczej, jaką w sobie noszę, bo tylko dzięki tej władzy odważam się wypowiedzieć własną organizację świata jako świata złożonego z nieprzyległych i skłóconych jakości wartościowych".

Kazimierz Kutz odpowiedział serią niezwykle emocjonalnych wypowiedzi i publikacji, odsądzając autora niniejszej pracy od czci i wiary, a nawet zarzucając mu "niepolskie" intencje: "Myślę bowiem, że Michałowi Smolorzowi obca jest 'genetycznie' propolskość, bo jest innej maści Ślązakiem i jego 'zmierzłość' na mój film jest naturalna. Ma ku temu prawo, bo jest narodowościowo ambiwalentny, z przechyłem ku orientacji niemieckiej". Sformułowane dalej wywody konfrontujące stworzony przez Kutza archetyp z rzeczywistością również nie mają na celu demitologizacji jego dzieła, a jedynie chłodną analizę mitu. (...)
"Śląsk wymyślony", Michał Smolorz,Antena Górnośląska,Katowice 2012.Patronat "Dziennik Zachodni"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!