Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ambasador USA Stephen Mull: Czasami to nawet śnię po polsku

Stephen Mull
Stephen Mull
Stephen Mull arc.
Śląsk ma bardzo specyficzną historię, która powoduje u mieszkańców chęć pójścia do przodu. Jest tu taka energia, chęć do rozwijania się - mówi Stephen Mull. Z ambasadorem USA w Polsce rozmawia Jacek Drost

Panie ambasadorze, świetnie pan mówi po polsku...
Proszę nie żartować.

Nie żartuję, zazdroszczę panu. Chciałbym tak mówić po angielsku, jak pan mówi po polsku. A swoją drogą, często Polacy komplementują pana za znajomość polskiego?
Polacy są bardzo cierpliwi. Przyjmuję komplementy, ale jeśli chodzi o język, to jeszcze dużo pracy przede mną. Niemniej, dziękuję.

A jak już pana tak komple-mentują, to co pan sobie wtedy myśli?
To jeden z powodów, dla którego czuję się tutaj jak u siebie w domu. Myślę, że Polacy ogólnie są bardzo gościnni i jest im miło, jak obcokrajowiec próbuje mówić ich językiem, choć czasami czuję, jak torturuję język polski. Jestem wdzięczny, że tak ciepło przyjmują mnie w Polsce.

Pamięta pan początki tej przygody z językiem polskim?
Tak. W Polsce jestem już trzeci raz. Po raz pierwszy przyjechałem tutaj w 1984 roku i przed tamtym przyjazdem miałem pięciomiesięczny kurs języka polskiego. Musiałem mówić po polsku codziennie i na początku bolały mnie od tego zęby, usta, cała twarz, bo pojawiły się nowe tony, nowe słowa, które trudno się wymawiało, ale powoli się przyzwyczajałem do mówienia po polsku.

Zdarza się, że jeszcze przygotowuje pan sobie w głowie po polsku jakieś zdania, szuka słówek, czy mówi pan już automatycznie?
Już nie szukam. Odpowiadam automatycznie. Czasami nawet śnię po polsku, więc myślę, że to dobry znak potwierdzający postępy.

Jest pan w Polsce trzeci raz. Najpierw był pan w latach 80., później 90. i teraz. Jak dla pana zmienia się Polska?
W porównaniu z latami 80., to zupełnie inny świat. Gospodarka jest inna - wolna i wydajna. Atmosfera na ulicach także jest zupełnie inna - lżejsza niż w latach 80. Prasa jest wolna. Jest wybór gazet, poglądów politycznych.

Czasami aż za dużo tego wszystkiego...
Może czasami za dużo, ale to dobrze. Lepiej tak. To, co mi imponowało - kiedy tu byłem na początku i co najbardziej lubiłem - pozostało takie samo. To ludzie - Polacy, którzy są bardzo gościnni. Myślę, że Amerykanie czują się tutaj jak u siebie w domu, bo nasze narody mają podobne wartości i poczucie humoru. To się na szczęście nie zmieniło od tamtych czasów.

Ale Polacy uchodzą za ludzi poważnych, czasami wręcz ponuraków, pesymistów, którzy od pana mogliby się uczyć uśmiechu na co dzień...
Jest taka opinia, że Polacy są wielkimi pesymistami. I poniekąd to prawda. Jednak z taką historią, naznaczoną przez ostatnie sto lat tyloma tragediami, to nic dziwnego. Z drugiej strony, od ostatnich 20 lat Polska idzie do przodu, widać postęp, jest w najbezpieczniejszej sytuacji od 400 lat, więc myślę, że to powinno się z czasem przyczyniać do większego optymizmu.

Być może tych zmian po prostu nie doceniamy?
Z czasem Polacy zaczną je doceniać. Kiedy rozmawiam z młodymi ludźmi, to wydaje mi się, że oni są bardziej optymistycznie nastawieni niż ich rodzice.

Dużo pan jeździ po Polsce. Jak na tle innych regionów prezentuje się Śląsk?
Widać, że to ośrodek przemysłowy całego kraju. Szczególnie jest to zauważalne, kiedy przyjeżdżam tutaj pociągiem. Kiedy zbliżam się do Śląska, to od razu widać więcej fabryk i kopalń. Czuć atmosferę działania, pracowitości. Śląsk ma bardzo specyficzną historię. To region konfliktów między Niemcami, Polską a innymi krajami, więc myślę, że ta historia powoduje u mieszkańców chęć pójścia do przodu. Jest taka energia parcia do przodu, do tego, żeby się rozwijać.

Śląsk to przemysł. Na wykładzie w Bielsku-Białej mówił pan o innowacyjności. Jak z tą innowacyjnością jest według pana na Śląsku? Dobrze, a może wiele zostało do zrobienia?
Jest coraz lepiej. Do niedawna nie wiedziałem, że polski rząd oferuje inwestorom tak duże wsparcie. Z drugiej strony, jak jestem na uniwersytetach, to dostrzegam pewną niechęć ze strony starszych profesorów, kierownictwa uniwersytetów do biznesu. Czuć takie myślenie, że jest coś nie tak, jeśli uniwersytety są za blisko biznesu, że to może być korupcyjne. Oczywiście, nie mówią tego głośno, ale mam wrażenie, że jest dystans między biznesem a uniwersytetami, co nie słu-ży innowacyjności. Myślę, że powoli to się zmieni.

Nie odnosi pan jednak wrażenia, że Polacy potrafią pięknie mówić o innowacyjności, po czym - jak przychodzi co do czego - już nie jest tak kolorowo?
Nie sądzę. Byłem na spotkaniu z prezesem prywatnej fundacji tworzonej dla polskiej nauki. Ta fundacja dysponuje milionami euro z budżetu Unii Europejskiej, które w następnych siedmiu latach zostaną przeznaczone na inwestycje. Niedawno wziąłem też udział w szalenie ciekawym spotkaniu z minister rozwoju regionalnego, panią Elż-bietą Bieńkowską, podczas któ-rego mówiono o tym, żeby wydawać jak najwięcej pieniędzy na innowacje. Myślę, że przyszłość dla innowacji jest w Polsce bardzo obiecująca.

Pytam o tę innowacyjność, bo ostatnio na Śląsku mocno komentowany jest przykład niewielkiej kopalni Silesia, znajdującej się w pobliskich Czechowicach-Dziedzicach. W polskich rękach kopalni groziło zamknięcie. Tymczasem kupił ją czeski koncern, zainwestował w nowoczesny sprzęt oraz technologie i teraz Silesia wychodzi na prostą.
Oczywiście, wszędzie mogłoby być lepiej. W Stanach Zjednoczonych też mogłoby być lepiej. Myślę jednak, że Polska wiele osiągnęła w ciągu 25 lat. Nie ma w historii świata drugiego takiego przykładu, żeby w jednym kraju było tak dużo zmian gospodarczych. Czasami był krok do przodu, czasami krok do tyłu, ale ogólny kierunek jest bardzo dobry. Polska może być dumna z tego, co osiągnęła.

Słyszał pan może o pomyśle powołania Krakowic - potężnego regionu z dwoma dużymi miastami: Katowicami i Krakowem, któremu łatwiej byłoby pozyskiwać pieniądze na projekty z Unii Europejskiej, z którym, być może, bardziej by się liczono w świecie?
Cóż, nie mam na ten temat żadnego zdania. Brzmi to bardzo skomplikowanie.

Jakie śląskie miasto zrobiło na panu największe wrażenie?
W Katowicach byłem już kilkakrotnie i za każdym razem widzę, jak się rozwijają. Zauważyłem - może to nie jest jakaś wielka rzecz - że na dworcu w Katowicach jest nowe centrum handlowe. Wygląda identycznie jak centra w Ameryce. Zszokowało mnie to. Jak byłem pierwszy raz w Polsce w latach 80., to spędziłem jakiś czas w Bielsku-Białej. Od tamtego czasu to miasto też bardzo się zmieniło, wypięknia-ło. Byłem wtedy także w Żywcu, Szczyrku, Wiśle. Mam w pamięci ładnie wyglądające góry, ale w tej kadencji nie miałem jeszcze okazji odwiedzić tego regionu. Planuję, że zimą przyjadę na narty w Beskidy.

Widziałem w internecie filmik z panem w stroju górniczym... Faktycznie był pan pod ziemią?
To było na Śląsku, ale nie pamiętam, w jakiej kopalni. Naprawdę zjechałem pod ziemię. Miałem trochę stracha, bo byliśmy chyba 800 metrów pod ziemią, było ciemno i ciasno. Stąd mam dużo szacunku dla pracy górników.

***

Dyplomata

Stephen D. Mull pochodzi z Reading w amerykańskim stanie Pensylwania.

W 1980 r. ukończył uniwersytet w Georgetown. Karierę dyplomatyczną rozpoczął w 1982 r. Pracował na placówce w Polsce, a także m.in. w Indonezji, Afryce Południowej i na Bahamach. Od września 2012 r. jest ambasadorem w Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Ambasador USA Stephen Mull: Czasami to nawet śnię po polsku - Dziennik Zachodni