Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Licealista Mateusz Róg z Imielina pisze książkę fantasy

Agata Markowicz
Mateusz Róg z Imielina pisze książkę fantasy. Jest wydawnictwo, które chce ją wydać. Czy znajdzie się sponsor, który pomoże spełnić to marzenie?

To będzie książka o wojnie bogów i o zemście. Jeśli chodzi o styl i metodę pisania, niedoścignionym wzorem jest dla mnie George R. R. Martin, którego książki trzymają w niepewności do ostatniej strony. U niego wszystko może się wydarzyć i niczego nie da się przewidzieć. Nie ma sztampy w stylu, że główny bohater musi przeżyć. Martin jest w stanie uśmiercić wszystkich. Za to czytelnicy go kochają, a jednocześnie nienawidzą - mówi Mateusz Róg z Imielina.

Kto wyda książkę Mateuszowi?

Na razie ma gotową mniej więcej jedną trzecią powieści. Tyle wystarczyło, aby zainteresować nią wydawnictwo Nove Ares. Niestety, jest też zła informacja: wydawca może pokryć koszty wydania książki tylko w połowie. Zdobycie reszty pieniędzy leży po stronie Mateusza. Chodzi o kwotę ok. 5 tys. zł. - Niestety, naszej rodziny nie stać, aby spełnić marzenie syna. Mateusz ma trzech braci, wszyscy jeszcze się uczą. Wierzymy jednak, że znajdzie się osoba lub firma, która nam pomoże. Dlatego próbujemy zainteresować książką, kogo tylko się da - mówi Aneta Róg, mama Mateusza.

Mateusz w tym roku zdaje maturę w XIV LO im. mjr. Sucharskiego w Katowicach. Pisarskie szlify zdobywał w szkolnej gazetce. Zaczynał od drukowania recenzji filmów i książek. Potem napisał opowiadanie "Z pamiętnika nieudacznika", które rok temu zostało opublikowane na łamach dodatku Junior Media w Dzienniku Zachodnim.

Pisanie fantasy to przygoda

Mateusz Róg pisanie książki traktuje jako przygodę. Zapytaliśmy go o to, jak zrodziła się jego pasja i plany na przyszłość. Oto co odpowiedział:
Fantastyką zacząłem się interesować pod koniec gimnazjum. Byłem wtedy maniakiem gier komputerowych i grałem we wszystko, co wpadło mi w rękę. Akurat wchodziła na rynek gra "Wiedźmin". Do dziś pamiętam emocje związane z tym wydarzeniem - jeszcze nikt jej nie widział, a już została okrzyknięta megahitem. Ponieważ wiedziałem, że gra powstała na podstawie książki Andrzeja Sapkowskiego, postanowiłem ją przeczytać, żeby wstępnie zaznajomić się z tematem. Wtedy jeszcze nie przypuszczałem, że Sapkowski wywróci moje życie do góry nogami.

Lektura "Wiedźmina" rozbudziła mój apetyt na fantasy i... w ogóle na czytanie. Wcześniej nie czytałem niczego poza lekturami, a i do nich mama musiała mnie gonić. Byłem zdania, że czytanie książek to głupota, bo można przecież obejrzeć film. Dziś dzień bez książki uważam za stracony. A powieści fantastyczne po prostu "połykam". George Martin, Sapkowski, Andrzej Pilipiuk i Jakub Ćwiek to moi mistrzowie. Zacząłem też kompletować własną biblioteczkę. Bo biblioteka to fajna i potrzebna instytucja, ale są książki, które trzeba mieć swoje.
Moje największe marzenie? Wejść kiedyś do EMPiK-u (mama Mateusza śmieje się, że to jego drugi dom - przyp. red.) i zobaczyć na półce książkę podpisaną własnym nazwiskiem.

Nie wiem, czy odważyłbym się kiedykolwiek na pisanie własnej powieści, gdyby nie opowiadanie o "Wiedźminie", które napisałem jeszcze w gimnazjum. Moja polonistka powiedziała wtedy, że... musiałem je od kogoś przepisać, bo nie mogłem czegoś takiego sam wymyślić. W liceum przeszedłem "chrzest bojowy" w szkolnej gazetce. To tam drukowałem swoje pierwsze teksty, a były to głównie recenzje filmów, gier komputerowych i książek. W drugiej klasie liceum napisałem opowiadanie "Z pamiętnika nieudacznika", o życiu typowego nastolatka. Pojawił się też pierwszy z cyklu zabawnych felietonów, z nauczycielami w rolach głównych, który zamierzam w tym roku kontynuować.

Co po maturze? Żadne tam dziennikarstwo ani polonistyka. Nie mam w planie zarabiać na życie pisaniem. Będę zdawać na swoją ulubioną chemię, a w przyszłosci chcę pracować w laboratorium.

Książkę zacząłem pisać zimą tego roku i traktuję jako przygodę. Mam nadzieję, że też uda mi się zaskoczyć czytelników. Mieszam w niej elementy komiczne z drastycznymi. Chcę, żeby cały czas się coś działo. Dlatego unikam długich opisów, choć czasami są konieczne do zbudowania atmosfery. Przy pisaniu bardzo pomaga mi koleżanka mamy, pani Iza Grabda, też miłośniczka powieści fantasy, z zawodu fryzjerka. To ona pilnuje, by całość była spójna i robi na bieżąco korektę tekstu. Z reguły piszę wtedy, gdy przyjdzie mi wena. W szkole notuję na tyłach zeszytów. Jeden z ważnych wątków książki przyszedł mi do głowy w wannie, inny narodził się, gdy przyszedłem się ostrzyc do pani Izy. W salonie nikogo nie było, więc mogliśmy spokojnie porozmawiać. Gdyby nas wtedy ktoś podsłuchiwał, miałby wiele powodów do niepokoju, bo nasza rozmowa przebiegała w stylu: A tego zabijemy tak czy tak? Nie lepiej pozbyć się go inaczej... A miasto zabijemy? Dawaj, zabijemy całe miasto...

A oto Rozdział 2 powieści fantasy Mateusza Roga

Obudził go chłodny powiew powietrza. Powoli otworzył oczy i to co zobaczył absolutnie nie przypadło mu do gustu. Była głęboka noc a wóz stał w miejscu. Powoli podniósł się i rozejrzał wokoło siebie. Wozy stały poukładane jeden obok drugiego, a konie pasły się na polanie za rzędem krzaków. Po drugiej stronie wozów płonęły ogniska, słychać było gwar rozmów i szczęk sztućców o miski. Azarowi zabrakło powietrza w płucach.
- Bogowie, tylko nie to! Jaki pech, jaki paskudny pech!
Zeskoczył z wozu i rozejrzał się dokładniej. Szkatuła przestała być ważna, niech ją sobie brunet wsadzi! Gdzie nie spojrzał, widział strażników. Szybko myślał nad swoją sytuacją. Wyjechali wczesnym rankiem, a wygląda że jest głęboka noc. Więc jakby nie patrzeć jest wiele mil za miastem. Powrót nie był problemem, problemem było wydostanie się z obozu. Nie bez powodu cała kolumna była mocno strzeżona , wielu z tych dzieciaków chciałoby wziąć nogi za pas i rozpocząć życie na własną rękę. Niestety przystąpienie do kolumny kończyło negocjacje. Każdy musiał trafić do swojej szkoły. Azar powoli ruszył przed siebie, wybierając najkrótszą drogę od wozów do ściany lasu, która znajdowała się za pasącymi się końmi. Na wpół zgięty dobiegł do krzaków i przykucnął nich, wyglądał na to że nikt go nie zauważył, więc podniósł się i ruszył dalej. Zdążył zrobić trzy kroki. Kiedy poczuł uderzenie w tył głowy tak silne, że stracił świadomość zanim upadł na trawę.
Tym razem obudził go kubeł zimnej wody.
- Co rekrut, wycieczek ci się zachciało?- usłyszał tuż przy twarzy i poczuł jak czyjeś ręce łapią go za przód ubrania. Jednym szarpnięciem człowiek postawił go na nogi i z całej siły trzasnął w pysk.
- Za potrzebą szedłem-skłamał Azar.
- Za potrzebą to idziesz w miejsce wyznaczone, a nie srasz gdzie ci się spodoba gnojku. I nie rób ze mnie idioty, nie takie cwaniaki jak ty chciały mnie przechytrzyć. Mnie się sztuki muszą zgadzać, rozumiesz?
Azar w końcu opanował pierwszy szok i rozejrzał się. Strażnik przeniósł go w pobliże namiotów przeznaczonych dla rekrutów w samym centrum obozu. Wściekłość na wścibskiego strażnika rosła w nim tak samo szybko, jak na siebie za własną głupotę i naiwność.
- Pamiętaj gnojku, że od teraz masz się mieć na baczności. Będę zawsze za tobą, do samego zamku, a teraz szoruj po kolację i spać.
Strażnik trzepnął go jeszcze w tył głowy i odszedł. Azar zauważył, że całemu zajściu przyglądają się trzej chłopcy.
- Chciałeś uciec?- zapytał niski blondynek.
- A co ci do tego- odburknął Azar- gdzie dają kolację?

Drugi, chudy i długi jak tyka ciemnowłosy rekrut wskazał miejsce między namiotami.
- Tam, gulasz jest i chleb.
Azar odepchnął chłopaków i poszedł po przydział. Nie miał zamiaru się zaprzyjaźniać z tymi głupkami, nawet czasu na to nie miał. Dostał jedzenie i wrócił pod przeznaczony mu namiot. Usiadł na trawie i zaczął bezmyślnie przeżuwać jedzenie. Był tak wściekły że najchętniej potraktowałby nożem tego strażnika.
- Dlaczego nie chcesz jechać do zamku? – mały blondynek usiadł obok niego.
- Spadaj gnojku, nic ci do tego.
- Rodzice cię zmusili?- chłopiec był wytrwały.
Azar spojrzał na niego. Nie wyglądał na swoje piętnaście lat. Niski, bardzo szczupły z zapadniętymi policzkami. Wpatrywał się w miskę Azara.
- Chcesz?- podetknął mu miskę pod nos.
- A ty nie zjesz?- nadzieja w głosie chłopca była oczywista. Azarowi przypomniał się czas kiedy sam zabiłby za miskę takiego rarytasu i coś w nim pękło.
- Bierz, mnie szczęka boli po tym szlagu który zarobiłem od strażnika.
Blondynek rzucił się na miskę jak bezdomny pies na kiełbasę. Azar chwilę się temu przyglądał, po czym zapytał.
- Wychowałeś się w przytulisku dla sierot?
- Tak, w Meremont.
Azarowi wywróciło wszystko co posiadał w żołądku kiedy usłyszał tą nazwę. Meremont prowadzili zakonnicy klasztoru bogini Nivi’ki, banda zboczeńców i wynaturzeńców. O ich okrucieństwie krążyły legendy a nieliczni chłopcy, który dali rady zwiać z tego piekła opowiadali takie historie, które normalnym ludziom nie mieściły się w głowach. Przypuszczał, że ze względu na znak, ten chłopak był trochę oszczędzany, jednak i tak przeszedł piekło.
- Jestem Azar.
- A ja Dany. Dzięki za gulasz, w życiu takiego dobrego jedzenia nie jadłem.
- No tak przypuszczałem. Słuchaj, jak maszerowaliście, to bardzo was pilnowali?
- A tam- machnął ręką- prawie wcale. A co, dalej chcesz uciec?
- Nie tyle chcę, co muszę.- Azar nie wiedział, czy upór chłopca czy miejsce w którym się wychował wzbudziły w nim sympatię do niego.
- No to powinno ci się udać, wiesz co? Pomogę ci, zagadam tego wścibskiego strażnika a ty dasz dyla ok.?
- Albo go zabiję.
- Nie rób tego, powieszą cię za taki czyn!
- Jak mnie złapią.
Nagle usłyszeli za sobą śmiech. Niski złowieszczy i kompletnie nie pasujący do śmiechu piętnastolatka. Azar wystraszył się że to znów ten strażnik i skoczył jak oparzony. Odwrócił się i zobaczył przed sobą wysokiego chłopaka, który wskazał mu miejsce z jedzeniem.
- Widzę, że ciota znalazła sobie przyjaciela, też jesteś z Meremont?
Azar niewiele się zastanawiając wyprowadził cios prosto w szczękę chłopaka ale ten zrobił błyskawiczny unik. Nieludzko błyskawiczny! Aż Azara zatkało, ale nie zatrzymało. Zaczęli się okładać pięściami, kopniakami i pozabijaliby się na pewno, gdyby nie interwencja strażników. Zostali rozdzieleni i na całą noc związani. Rano było jeszcze gorzej. Obu chłopcom przydzielono strażnika, który związał każdemu ręce dowiązał linę i obie liny przytroczył sobie do siodła. Spojrzał na nich z odpowiednią dawką kpiny w oczach.
- I co, ptysie moje. Teraz dopiero będziecie mieli ciekawą podróż. Nie dostaniecie żadnego jedzenia przez dwa dni, a pić będziecie mogli tylko szczyny mojego konia. Jak się zesra zezwalam wam zjeść jego gówno. Jak któryś ptyś się przewróci to niech nie myśli że się zatrzymam.
Wsiadł na konia i ruszył z kopyta. Chłopcy musieli biec, żeby nadążyć. Trwało to przez kilka godzin. Na szczęście była pochmurna pogoda i bieg nie męczył tak bardzo. Później strażnik zwolnił i chłopcy szli spokojnie. Cały ten czas nie odezwali się do siebie słowem.
W pewnej chwili zbliżył się do nich Dany.
-Azar cały jesteś?
- Cały jestem, ale teraz chyba nie ucieknę.
- Ja ci nie dam uciec- odezwał się wysoki chłopak.
- Zamknij się Maks- odpysknął Dany.- ja mu pomogę!
- Gówno mu pomożesz, chyba że dasz dupy temu strażnikowi- uśmiechnął się jadowicie.
Reakcja Azara była natychmiastowa. Doskoczył do Maksa i przyłożył mu prosto w szczękę związanymi rękami. Tym razem Maks nie spodziewał się takiej reakcji i z rozbitym krwawiącym nosem wyrżnął na kamienistą drogę. O dziwo strażnik nie zareagował tylko jechał dalej. Trochę trwało, zanim Maks się pozbierał i kiedy już stanął na nogi miał zdrowo zdartą skórę na plecach.
- Nie wiesz z kim zadarłeś gnoju- powiedział Maks i splunął krwią na drogę.
- Już się boję gnido- odpysknął Azar. Nienawidził takich szumowin jak on. Na oko widać było że pochodzi z bogatej rodziny i biedniejszych od siebie traktuje jak karaluchy, które należy rozdeptać.
-Będziesz tego żałował jeszcze dzisiaj.
-Spadaj na drzewo padalcu. Jedyne czego teraz żałuję, to tego że nie mogę cię zarżnąć jak świnię w rzeźni, bo takie gnoje jak ty nie zasługują na bardziej honorową śmierć.
- Azar odpuść- poprosił Dany- daj już spokój. On nie jest wart tego, żebyś narobił sobie kłopotów.
Sytuacja była wstrętna, Azar zdawał sobie sprawę faktu, że jeżeli teraz ucieknie i zostawi Danego na pastwę Maksa, ten długo nie pociągnie. Maks go zniszczy, zgnoi tak, że chłopak sam sobie odbierze życie. Spojrzał na blondynka i powiedział szeptem
- Teraz musimy uciec oboje.
- Ale dlaczego chcesz uciec? Przecież w szkole nauczą nas…
- Ale ja mam fałszywy znak, a wiesz że przy bramie jest Wieczny Mag i na pewno wychwyci moje oszustwo.
- Ale ja nie chcę uciekać- powiedział prawie z płaczem w głosie- chcę jechać do szkoły.
O naiwności!! Azar podniósł głowę do góry i nabrał powietrza w płuca.
- Dany, Maks zrobi wszystko, żeby utrudnić ci życie. Macie chyba te same znaki.
- Aleja się nie boję Azar, nie dam się, obiecuję.
Azarowi opadły ramiona.
- No dobra, to co robimy?
- Jak staniemy na postój to będą cię musieli na chwilę rozwiązać, ja wtedy wywołam jakąś burdę i odciągnę uwagę strażników od ciebie a ty wtedy dasz dyla ok.?
- No dobra, spróbujemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Licealista Mateusz Róg z Imielina pisze książkę fantasy - Dziennik Zachodni