Palmę pierwszeństwa zdecydowanie należy przyznać Antoniemu Piechniczkowi i to nie tylko dlatego, że były obrońca Ruchu Chorzów i Legii Warszawa jako jedyny w tym gronie dwukrotnie prowadził kadrę. Piechniczek niemal natychmiast po rozstaniu z reprezentacją znalazł bowiem pracę w Górniku Zabrze i zdobył z nim mistrzostwo Polski.
CZYTAJ KONIECZNIE:
Piechniczek: To ja zatrudniłem Fornalika i wcale tego nie żałuję
- Po powrocie z mistrzostw świata w Meksyku, w których odpadliśmy w 1/8 finału, odpoczywałem może przez miesiąc - wspomina trener Piechniczek. - Wówczas zadzwonił do mnie prezes Górnika Jan Szlachta z propozycją przejęcia zabrzańskiej drużyny. Nie odmówiłem mu i nie żałuję, bo w cuglach zdobyłem z Górnikiem tytuł mistrzowski w sezonie 1986/87. Latem wyjechałem natomiast na tygodniowe wczasy do Tunezji na zaproszenie mojego asystenta z kadry Bernarda Blauta i na miejscu zgłosiły się do mnie trzy miejscowe kluby oraz przedstawiciele federacji proponując objęcie sterów tunezyjskiej kadry. Odpowiedziałem, że najpierw przez rok chciałbym popracować w klubie i przyjrzeć się specyfice tunezyjskiej piłki.
CZYTAJ KONIECZNIE I ZOBACZ WIDEO:
ADAM NAWAŁKA KANDYDAT IDEALNY NA SELEKCJONERA. GÓRNIK ZABRZE MU KIBICUJE
Wybrałem Esperance Tunis z którym zdobyłem mistrzostwo i Puchar Tunezji. Po tym sukcesie nie było już odwrotu. Z reprezentacją tego kraju grałem na igrzyskach olimpijskich w Seulu. Później prowadziłem jeszcze także kadrę Zjednoczonych Emiratów Arabskich spędzając w sumie za granicą prawie 10 lat.
Wyjazd na zagraniczny kontrakt często był dla naszych byłych selekcjonerów sposobem na kontynuowanie pracy trenerskiej. Tą drogą poszli chociażby Kazimierz Górski i Jacek Gmoch, którzy z powodzeniem kontynuowali swoje szkoleniowe kariery w słonecznej Grecji sięgając z klubami po mistrzostwo tego kraju.
CZYTAJ KONIECZNIE:
ADAM NAWAŁKA NUMEREM 1 DO OBJĘCIA KADRY NARODOWEJ
- Nie zapominajmy, że w tamtych czasach zagraniczny wyjazd był szansą na bardzo dobry zarobek. W kraju nawet trener reprezentacji nie zarabiał zbyt wiele, natomiast na Zachodzie nie dość, że płacono dobrze, to jeszcze w dolarach. Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że to, co zarabiałem w klubie czy kadrze starczało na wygodne bieżące życie, ale wszystko, czego się dorobiłem, czyli chociażby domu i parceli w Wiśle, zarobiłem pracując poza granicami kraju - stwierdza Antoni Piechniczek.
Dwukrotny selekcjoner reprezentacji Polski nie dziwi się przy tym, że po zakończeniu pracy z drużyną narodową każdy szkoleniowiec chce zrobić sobie dłuższą lub krótszą przerwę.
- Trenerzy świadomie wybierają wówczas bezczynność, bo muszą odpocząć i zregenerować siły. Zapewniam, że praca z reprezentacją to ogromny stres, nieporównywalny z prowadzeniem klubu. Zwłaszcza w naszym kraju, gdzi wszyscy starają się mniej lub bardziej podszczypywać selekcjonera w trakcie jego kadencji - dodaje Piechniczek.
Tak właśnie zrobił np. Paweł Janas, który po mistrzostwach świata w Niemczech zrobił sobie dwuletnią przerwę w pracy wykorzystując ją nie tylko na podreperowanie zszarpanych nerwów, ale także nadwątlonego chorobą zdrowia.
Z kolei Jerzy Engel po koreańskim mundialu nie spieszył się z powrotem na trenerską ławkę zdecydowanie bardziej woląc pełnić funkcję dyrektora sportowego czy to w warszawskich klubach, czy w PZPN.
- Nie dziwię się Jurkowi, że wolał tę pracę, bo jest ona znacznie spokojniejsza od prowadzenia drużyny klubowej, w której po 2-3 porażkach mogą podziękować ci za usługi. W dodatku nie wiem, czy bycie dyrektorem sportowym związku nie było ciekawsze od prowadzenia klu-bu, bo przecież w tej roli odpowiadał za szkolenie wszystkich naszych reprezentacji juniorskich i był bardzo blisko kadry narodowej - podkreślił trener Piechniczek.
Klubowi działacze zresztą nie bardzo kwapią się z proponowaniem pracy byłym selekcjonerom. Być może wpływ na to ma fakt, że większość trenerów reprezentacji Polski odchodziła w ostatnich latach w niesławie, po przegranych eliminacjach MŚ lub ME, bądź kiepskim starcie w finałach tych imprez. Świetnym przykładem jest tutaj Franciszek Smuda, na którym po klęsce w Euro 2012 wszyscy wieszali psy. "Franz" po półrocznej przerwie wrócił na klubową ławkę w 2.Bundeslidze, ale w Niemczech nie odniósł sukcesu nie potrafiąc uratować przed spadkiem drużyny z Ratyzbony. Gdy jednak latem, dzięki dobrej znajomości z właścicielem klubu Bogusławem Cupiałem, przejął Wisłę błyskawicznie przekształcił krakowian z zespołu mającego walczyć o utrzymanie w czołową ekipę naszej ekstraklasy. Bo choć przygoda z kadrą mu nie wyszła, to pochodzący z Lubomi trener nadal jest na krajowym podwórku jednym z najlepszych fachowców.
Podobnie będzie się pewnie miała sprawa z Waldemarem Fornalikiem. Śląski trener odnosił sukcesy w pracy z klubami przed przejęciem sterów kadry, i po rozstaniu z nią zapewne też wygra jeszcze jakieś trofeum. Musi tylko uwierzyć, że nawet po rozstaniu z reprezentacją, na dobrego trenera wciąż czeka wiele wyzwań.
*DŁUGOTERMINOWA PROGNOZA POGODY NA PAŹDZIERNIK 2013
*Największe wydarzenia sportowe lat 70. WYBIERZ I ZAGŁOSUJ [PLEBISCYT DZ]
*Najpiękniejsze Polki w Kalendarzu Charytatywnym 2014 [ODWAŻNE ZDJĘCIA]
*Najlepsze przepisy na pyszne dania GOTUJ Z DZIENNIKIEM ZACHODNIM
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?