18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Osiedle familoków dawnej kopalni Dębieńsko w Czerwionce-Leszczynach ma duszę [ZDJĘCIA]

Barbara Kubica
Kazimierz Malik w klatkach zbudowanych przed swoim domem hoduje około 100 kanarków
Kazimierz Malik w klatkach zbudowanych przed swoim domem hoduje około 100 kanarków Barbara Kubica
Pan Kazik przy swoim domu hoduje kanarki. Jego sąsiad, Gienek, uchronił sąsiadów przed śmiercią w pożarze. Kultowe osiedle familoków dawnej kopalni Dębieńsko w Czerwionce-Leszczynach odwiedziła Barbara Kubica

Słońce oświetla okazały familok w Czerwionce-Leszczynach. Przez uchylone lekko okno na parterze budynku słychać odgłosy porannej krzątaniny – czajnik głośno szumi, woda mocnym strumieniem leci z kranu. – Paweł, chodź na śniadanie. I pospiesz się z pakowaniem, bo się do szkoły spóźnisz – słychać zza okna.

Kilka metrów dalej, przed kolejnym budynkiem, który z pozoru wydaje się identyczny, sympatyczna blondynka wiesza pranie na sznurze przewieszonym pomiędzy dwoma drzewami. To Małgorzata Płachta. – Jak się tu żyje? Nie jest źle, raczej przyjaźnie, choć mamy swoje problemy. Roboty w okolicy nie ma, a ta wilgoć w mieszkaniu doprowadza mnie do szału – mówi nam.

Czas się tu zatrzymał

Na pierwszy rzut oka na zabytkowym osiedlu patronackim dawnej kopalni Dębieńsko w Czerwionce czas zatrzymał się wiele lat temu. Stare familoki wyglądają dokładnie tak samo, jak ponad 100 lat temu. To, że wymieniono okna, przed domami stoją nowoczesne samochody, a na ścianach z czerwonej cegły zamontowano anteny satelitarne, nie ma znaczenia. W takich miejscach tradycję i przywiązanie do małej ojczyzny czuć i widać na każdym kroku.

I być może dlatego nikogo nie powinno dziwić, że niewielkie osiedle familoków zajęło trzecie miejsce w plebiscycie „Dziennika Zachodniego” na kultową dzielnicę na Śląsku. Nie ludzie z katowickich Nikiszowca i Giszowica czy rybnickiego Starego Miasta, a właśnie mieszkańcy niewielkiej Czerwionki-Leszczyn, gdzie sąsiedzi pozdrawiają się z daleka, malują na czerwono ramy okien i narzekają na przeciekający dach, pokazali, co znaczy przywiązanie do czterech kątów.

Ewa i Adam Kopczyńscy wiedzą o naszym konkursie, ale wynik ich zdziwił.
– Wygraliśmy z takimi perłami jak Nikiszowiec czy Giszowiec. Ale cóż, to powód do dumy, bo mieszka się tutaj wspaniale. Mieszkanie w familoku to nasz ukochany azyl – mówi pani Ewa. – Chociaż nie wiem, czemu się dziwię. To osiedle ma przecież duszę – dodaje.

Zasiada na bujanym fotelu tuż pod oknem. U jej stóp momentalnie rozkłada się jamnik. W tym domu historia i tradycja to nie są puste słowa. W jednym z kącików salonu pan domu – Adam – emerytowany już górnik, stworzył sobie niewielką izbę pamięci. Na ścianie wisi odnowiony obraz z 1927 roku, wykonany w Bochum. Tuż obok drugi – oczywiście ze świętą Barbarą – i kilka górniczych lamp.

– Tu pamięta się o górnictwie, historii tego miejsca, regionu. Sam zresztą wiele lat przepracowałem na „grubie”. Najpierw było Dębieńsko, potem Knurów – mówi pan Adam. Gościom z dumą pokazuje najnowszą zdobycz – starą, napisaną jeszcze po niemiecku książkę o górnictwie. – Kupiliśmy ją w internecie. Córka mieszka w Niemczech, więc nam ją przetłumaczyła. Człowiek by nawet nie pomyślał, że słowa, które słyszałem czasem na kopalni od starych górników, mają takie znaczenie i pochodzą z tak dawnych czasów. Niekiedy nawet nie rozumiałem ich znaczenia, a tu mam wszystko wyjaśnione – mówi mieszkaniec Czerwionki.

Układ osiedla zachwyca architektów

Osiedle patronackie kopalni Dębieńsko, zlikwidowanej ponad 13 lat temu, zaczęto budować na przełomie XIX i XX stulecia. Wraz z rozwojem kopalni familoków przybywało. Do wybuchu II wojny światowej postawiono w centrum Czerwionki 121 budynków. Najstarszy pochodził z 1873 r.

Mimo że od tego czasu minęły dekady, architektów wciąż zachwyca układ osiedla. Bo tutaj wszystkie gmachy stoją w równej odległości od siebie. Położone prostopadle do siebie ulice Wolności, Hallera czy Kombatantów przecinają osiedle na mniejsze części. Jest kilka małych sklepików, jeden pawilon handlowy, bar, a na skraju osiedla kryta pływalnia i targowisko.

Mieszkańcy chętnie zaglądają także do nowoczesnej biblioteki, która działa w wyremontowanym kilka lat temu familoku. To tu panie przychodzą na zajęcia z robótek ręcznych, a panom zdarza się skorzystać z internetu. Dziś przy drodze stoją nowoczesne auta, a jeszcze kilka lat temu krawężniki dosłownie „oklejone” były dzieciakami.

– Wychowywałam się niedaleko, w jednym z bloków przy rynku – wspomina Halina Leśniewicz. – Rodzice pracowali, a dzieciaków pilnowała ta sąsiadka, która akurat była w domu. Mnie wychowała ulica, ale w pozytywnym sensie. Nie rozrabialiśmy, nie było z nami kłopotów. Jak szliśmy na pobliskie działki na „rapsy”, to po to, żeby się jabłek czy śliwek najeść, a nie zniszczyć co się da – wspomina pani Halina.

30 czy 40 lat temu dzieciaki z familoków biegały po ciepłe bułki do pobliskiej piekarni.
– Pamiętam, że wtedy Stara Kolonia (część osiedla położona za ulicą 3 Maja, dziś mieści się tam wiele mieszkań socjalnych – przyp. red.)pachniała czystością. Aw tym zrujnowanym familoku, gdzie dziś okna zabite są deskami, a wszystko co dało się spieniężyć ukradziono, mieszkali kiedyś dyrektorzy kopalni i szychy z okolicy. Krew się w człowieku burzy, kiedy pomyśli o tym, że taki piękny budynek się zmarnował – zaciska ręce pani Halina.

Dawne czasy, kiedy na osiedlu żyło się jak w rodzinie, sama często wspomina. – Dzisiaj jest inaczej, ludzie się zmienili. Ale czasem podczas rozmowy z mamą przy kawie wspominamy dawne osiedle. Ona to dopiero zna życie tego miejsca. Sama zresztą tą pobliską ulicę Słowackiego razem z innymi budowała. Ja z kolei pamiętam, jak się razem z sąsiadami na placu kartofle przywiezione na zimę przebierało, albo kapustę deptało – mówi z uśmiechem.

Halina Leśniewicz mieszka w familoku od prawie 15 lat. Z mieszkania składającego się z pokoju i dużej kuchni stworzyła ciepłą przystań dla siebie i trzech córek. – Przedzieliłam pokój ścianką z płyty, tak żeby dziewczyny miały swój kąt. Osobny pokoik wydzieliłam też z kuchni, by córki miały miejsce do nauki. To zdolne dziewczyny. W szkole piątki miały z góry na dół, nie było z nimi większych problemów. Dumna jestem – mówi pani Halina.

Jeszcze kilka lat temu w niemal każdym familoku po sąsiedzku mieszkali głównie górnicy zatrudnieni w miejscowej kopalni. Z górnictwa żyły tu całe pokolenia. – Mój dziadek „robił” na kopalni, ojciec, potem ja i nawet moja żona Dorota. Mieszkanie przy Kombatantów dostaliśmy z przydziału, z kopalni – mówi Kazimierz Malik. – Ja zresztą tu się wychowywałem. „Oma” mieszkała w tym familoku po lewej, matka po drugiej stronie drogi – wskazuje. Ci, którzy na osiedlu z cegły się wychowali, podkreślają, że atmosferę tego miejsca nosi się w sercu.
– Jeszcze kilkanaście lat temu życie tutaj było inne niż dzisiaj. Byliśmy jak jedna rodzina. Razem z kumplami wracało się z pracy z kopalni. Wstąpiliśmy po drodze na piwko do baru, potem porobiliśmy coś przy domu. Tam, gdzie dziś stoi kryta pływalnia, mieliśmy działki. Organizowaliśmy ogniska, jeden do drugiego na urodziny chodził. Ja z sentymentu do dzisiaj w domu, w szafie, trzymam nawet mundur górniczy – mówi pan Kazimierz. – Dzisiaj też nie żyje się źle, ale ludzie już nie tacy – dodaje.

Przed jego familokiem panuje porządek, jakby dopiero co zniknęła stąd ekipa sprzątająca. Trawa przystrzyżona, płotek pomalowany. To zasługa mieszkańców, bo administracja takimi drobiazgami głowy sobie nie zaprząta. Na środku trawnika stoi kolorowy, zbity z desek wiatrak. Obok płotek, na którym rośnie ozdobna fasola i spore klatki, w których pan Kazik trzyma… kanarki.

– Hoduję je już chyba z 30 lat. Mam około 100 sztuk, a zaczynałem od jednego. Potem dokupiłem samiczkę, doczekałem się młodych i tak hodowla się rozrastała. Dziś trzymam je latem w klatkach na dworze. Zimą przenoszę na strych albo do piwnicy – mówi.

Ciasno jest, ale jakoś żyjemy

Zabytkowe osiedle familoków w Czerwionce to prawdziwa perełka architektury. Składa się z ponad 100 gmachów. Każdy z nich jest inny. Różnią się detalami, kształtem, wykończeniem. Czas zrobił tu jednak swoje. Dachówki popękały, czerwone cegły wymagają czyszczenia, a na kilku budynkach na dachach wyrosły już nawet malutkie brzozy. Ale każdy z nich ma swój klimat.

– Kto, jak nie my, o to zadba? – pyta retorycznie Eugeniusz Zimek. Mieszka w tym samym familoku co pan Kazimierz, hodowca kanarków.

Pana Gienka kilka miesięcy temu okrzyknięto bohaterem. Uratował przed pożarem wraz z synami i zięciem nie tylko trójkę lokatorów z sąsiedniego mieszkania, ale i cały familok przed zniszczeniem w ogniu. On sam za bohatera się nie uważa.
– O czym tu mówić? – pyta. – Wyszliśmy na klatkę schodową, zobaczyliśmy dym i poczuliśmy smród spalenizny. To był odruch. Wbiegłem z zięciem do mieszkania nad nami. Dym był wszędzie. Przyłożyliśmy mokre chusteczki do ust i zaczęliśmy działać – dodaje.

Sytuacja była groźna. W mieszkaniu nad ich głowami od żaru, który wypadł z piecyka węglowego, zapaliła się podłoga. Zimek pobiegł do sąsiadów, obudził ich i pomógł w ewakuacji, zaczął także gasić ogień.

Potem były podziękowania od władz miasta, bo w końcu ocalił przed pożarem pozostałe rodziny i budynek. Ale zaszczyty czy gminne upominki nie były ważne dla pana Eugeniusza. – Człowiek chciałby w końcu tutaj spokojnie żyć, a nad głową mamy melinę. Lokator zaprasza kompanów od kieliszka, imprezują, bawią się i nam spokojnie żyć nie pozwalają. Po pożarze władze gminy obiecywały, że ten człowiek tutaj nie wróci. I co? Jak tylko się podleczył, przyszedł znowu. No i przed miesiącem znowu go trzeba było ratować, bo mieliśmy kolejny pożar. A obiecywali… – mówi z rezygnacją.

Zimkowie to rodzina, jakich na osiedlu wiele. W mieszkaniu swój kąt mają synowie pana Eugeniusza, on z małżonką, a nawet dorosła już córka z dwójką ślicznych dzieciaków. 2-letnia Oliwia i jej braciszek Oliwier to oczko w głowie dziadka.

– Ciasno jest, ale jakoś żyjemy. Nie jest źle, bo człowiek dba o to, żeby było jak najwygodniej. Remontuje się, stara. Pomalowałbym klatkę schodową, żeby było czyściej, przyjemniej, ale po co? Jak lokator z góry wróci, znowu wszystko będziemy mieli pewnie okopcone – mówi.

Podobnie jak setki rodzin w familokach, własne „M” dostał z przydziału z kopalni.– Przerobiłem na pobliskiej „grubie” 19 lat i 7 miesięcy – mówi. Życie w familokach zna doskonale. – Tu się wychowywałem. Jak sąsiadka piekła placki, krzyknęła przez okno, to dzieciaki z całej okolicy się zbiegały. Każdy pojadł – wspomina pan Gienek. – Przed familokami stały chlewiki, każdy coś chował. Jeden miał świnie, inny kaczki, trzeci gołębie. Jeden z drugim dzielił się, czym miał – wspomina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Osiedle familoków dawnej kopalni Dębieńsko w Czerwionce-Leszczynach ma duszę [ZDJĘCIA] - Dziennik Zachodni