Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Zembala: Po tym przeszczepie śpiewaliśmy "Glory, glory, alleluja"

Marian Zembala
Oto zespół lekarzy i pielęgniarek ówczesnego docenta Zbigniewa Religi po pierwszej udanej operacji przeszczepu serca (od lewej): Zbigniew Religa, Bogusław Ryfiński, Bogusław Kominek, pielęgniarka Patrycja Czerwińska-Dziemian, #Andrzej Bochenek, Jerzy Wołczyk, pielęgniarka Ewa Łubek-Wilczewska oraz Romuald Cichoń
Oto zespół lekarzy i pielęgniarek ówczesnego docenta Zbigniewa Religi po pierwszej udanej operacji przeszczepu serca (od lewej): Zbigniew Religa, Bogusław Ryfiński, Bogusław Kominek, pielęgniarka Patrycja Czerwińska-Dziemian, #Andrzej Bochenek, Jerzy Wołczyk, pielęgniarka Ewa Łubek-Wilczewska oraz Romuald Cichoń archiwum
5 listopada 1985 roku w zabrzańskiej klinice przeprowadzono historyczną operację. To był przełom. Z prof. Marianem Zembalą, uczestnikiem pierwszego przeszczepu serca, rozmawia Agata Pustułka

Czy pamięta pan tamten dzień?
Mówiąc szczerze, nie bardzo pamiętam szczegóły. Przez dwa dni, jakie dzieliły nas od operacji, całym zespołem siedzieliśmy w szpitalu i dzień zlał mi się z nocą w jedno.

Co przeważało: obawa czy nadzieja?
Byliśmy świadomi tego, że staniemy się uczestnikami wyjątkowego wydarzenia. Obecność Zbigniewa Religi dodawała nam pewności siebie. Wiedzieliśmy, że to on, jako lider, bierze na siebie więcej odpowiedzialności, więcej wie. Był pełen entuzjazmu, który i nam się udzielał, choć już po operacji przyznał się, że sam wcale tak pewnie się nie czuł.

CZYTAJ TAKŻE:
Zbigniew Religa - Profesor od serca

Z tym pierwszym pacjentem był pan związany osobiście...
To był Józef Krawczyk, rolnik z moich rodzinnych Krzepic. Człowiek skromny, bardzo pracowity i bardzo schorowany. Przed zabiegiem rozmawiałem z nim, jego rodziną, ze strony której od początku mieliśmy ogromne wsparcie. Przeszczep serca był dla pana Józefa jedynym ratunkiem. Zresztą to między innymi ja zabrałem go z domu do szpitala. Do czasu tej operacji niewiele mieliśmy do czynienia z przeszczepami. Ja dwa razy byłem obserwatorem takich zabiegów w Holandii. Darzyliśmy jednak olbrzymim zaufaniem docenta Religę. Wiedzieliśmy, że to facet, który przejmie na siebie ciężar zabiegu. Rozdzieliliśmy role: ja pobierałem serce od dawcy, 20-letniego mężczyzny, ofiary wypadku. Andrzej Bochenek był przy biorcy. Zarówno dawca, jak i biorca znajdowali się w jednym szpitalu, by maksymalnie ograniczyć czas niedokrwienia narządu.
Trzeba przyznać, że Religa zrobił zabieg bardzo dobrze technicznie. Byliśmy pod wrażeniem. Nowe serce pana Józefa ruszyło bardzo dziarsko. W ogóle stan pacjenta szybko się poprawiał. Odetchnęliśmy z ulgą wieczorem, gdy zaczął poruszać nogami i rękami. Był pod respiratorem. Mieliśmy z nim kontakt. Z tej wielkiej radości, że udało nam się coś, w co nie wszyscy wierzyli, zaczęliśmy śpiewać "Glory, glory, alleluja". Wszyscy zostaliśmy w szpitalu. Nikomu w ogóle do głowy nie przyszło, żeby iść do domu. Szpital był domem.

CZYTAJ KONIECZNIE:
Film o Zbigniewie Relidze "Bogowie" kręcono na bytomskim Bobrku [ZDJĘCIA]
Jak się o tym zabiegu dowiedział świat? Informacja do mediów trafiła bardzo szybko...
Profesor Religa przekazał informację do prasy, no i zaczęło się szaleństwo, a przecież nie było tylu mediów, co teraz. A mieliśmy trochę poczucie oblężenia szpitala. Zwłaszcza w trzeciej dobie. Wtedy zresztą nasz pacjent czuł się najlepiej, rozmawiał z nami, ze swoją rodziną. Był wprawdzie obolały, ale szczęśliwy.
Potem, niestety, straciliśmy go. Jego stan zaczął się szybko pogarszać. Doszły komplikacje związane z niewydolnością nerek, narosły zaburzenia krzepnięcia. Wówczas pewnych rzeczy jeszcze nie wiedzieliśmy. Dziś leki przeciwodrzutowe podalibyśmy dopiero w trzeciej, czwartej dobie, aby zapobiec niewydolności nerek i wątroby. Poza tym pan Józef miał toksyczne uszkodzenie wątroby z powodu używanych w gospodarstwie nawozów, co nie ułatwiało sprawy.

Jednak śmierć pacjenta nie spowodowała zniechęcenia. Tego pociągu nie dało się już zatrzymać...
Widzieliśmy chorego po przeszczepie, który mówi, że jest mu ciepło, ma dobry rzut serca, funkcjonuje. To tylko nas zmobilizowało, pokazało sens naszej pracy, było bardzo silnym impulsem. Już kilkanaście dni później był kolejny przeszczep. Pacjent żył 39 dni. Trzeci dość szybko zmarł, ale czwarty wyszedł ze szpitala na własnych nogach.

ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Powstaje film "Bogowie" o prof. Zbigniewie Relidze. Kręcą w Bobrku i Tychach

Od tamtego dnia, 5 listopada, w zabrzańskim szpitalu wykonano 1023 transplantacje serca...
I jesteśmy jednym ze znaczących europejskich ośrodków. Pomyśleć, że w 1985 roku doszło do dwóch przeszczepów, w 1986 do ośmiu, zaś rok później było ich już 24. Wtedy doszło też do pierwszego przeszczepu płuc, który był kolejnym wielkim krokiem rozwoju medycyny, transplantologii.

Zgadza się pan z opinią, że byliście "drużyną Religi"?
Rzeczywiście, mieliśmy wielkie poczucie więzi. To był prawdziwy zespół. Jeden za drugim poszedłby na koniec świata.

***

4 stycznia 1969 roku - 13 miesięcy po pierwszym przeszczepie serca przeprowadzonym w Kapsztadzie przez prof. Christiana Barnarda, tej samej sztuki próbował dokonać w Polsce prof. Jan Moll. Niestety, bez powodzenia, co zresztą spotkało się z nieprzychylną reakcją środowiska. Drugim śmiałkiem okazał się prof. Zbigniew Religa, który w "prowincjonalnym" Zabrzu dokonał niemożliwego. Po pierwsze: ideą transplantacji zaraził lekarzy, po drugie: stworzył świetny zespół, a po trzecie: po prostu przeszczepił serce.
Religę ściągnięto na Śląsk z Warszawy, gdzie nie mógł rozwinąć skrzydeł, aby tutaj, przy wsparciu finansowym górnictwa, stworzył supernowoczesny ośrodek kardiologiczny. Jego plany sięgały jednak znacznie dalej. Trudno sobie wyobrazić polską medycynę bez odwagi i ambicji prof. Religi. To właśnie dzięki niemu dostała zastrzyk energii i entuzjazmu. Nie było rzeczy niemożliwych. O prof. Relidze właśnie powstaje film pt. "Bogowie". Sam prof. Religa wprawdzie nigdy by się tak nie nazwał, ale dla wielu swoich pacjentów był właśnie bogiem. W jednym z epizodów filmu zagrali dwaj współpracownicy prof. Religi, uznani dziś kardiochirurdzy, uczestnicy pierwszej transplantacji: prof. Andrzej Bochenek i prof. Marian Zembala.

- Nie zagraliśmy siebie, bo nasze role odtwarzają aktorzy, ale byliśmy anonimowymi członkami komisji etyki, która ma wypowiedzieć się w sprawie docenta Religi - opowiada prof. Bochenek. Film będziemy mogli obejrzeć za rok. - Scenariusz jest bardzo dobry, prawdziwy. Pokazuje też etos śląskiej pracy. Twórcy poprosili nas o konsultacje - zdradza prof. Zembala.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!