Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Hen: Niemcom należała się kara. Ale na kim się mścić? Na starcach?

Józef Hen
Józef Hen
Józef Hen Robert Drozd/Wikipedia
Wielką nauczką było dla mnie wejście do Niemiec pod koniec II wojny. Byliśmy żołnierzami, wkraczaliśmy jako zwycięzcy, łatwo było dokonać aktu zemsty. Nasza złość była ogromna, uważaliśmy, że sprawiedliwości musi się stać zadość. Że Niemcom należy się kara za wszystko. No i zaraz potem refleksja. Ale na kim my się będziemy mścić? Na cywilach, na samotnych kobietach, na starcach…? Chęć zemsty zbladła… - mówi Józef Hen, autor wielu znakomitych książek i scenariuszy filmowych. 8 listopada skoczył 90 lat! O swoich literackich inspiracjach, bogatych doświadczeniach i o życiu w ogóle rozmawia z Henryką Wach-Malicką.

W zapiskach z różnych okresów życia, w książce pt. "Nie boję się bezsennych nocy…" napisał pan tak: "W szóstej klasie, kiedy miałem lat jedenaście, zacząłem pisać bajeczną historię Polski. Od Lecha do Ziemowita. Widocznie uważałem, że jest luka do wypełnienia". No i, mówiąc kolokwialnie, tak zostało. Niemal wszystkie pana utwory w jakimś stopniu biorą się z historii lub do niej nawiązują. Jaki czas inspiruje pana najmocniej?
Zdecydowanie druga połowa XVIII wieku, okres wstąpienia na tron Stanisława Augusta Poniatowskiego i… wszystko, co nastąpiło potem. Aż po dzień dzisiejszy. Historia w ogóle bywa fascynująca. Trzeba tylko głębiej się w niej zanurzyć.

Albo być jej uczestnikiem. Przez dziewięćdziesiąt lat swojego niezwykłego życia był pan świadkiem wydarzeń - i dobrych, i strasznych - o takiej sile rażenia, że musiały się one odbić w pana pisarstwie. Musiały?
Tak… Bo jeśli nawiązuję w swoich książkach do historii XX wieku, to nie tylko dlatego, że mnie te wydarzenia fascynują. Rzecz w tym, że one tkwią w moim umyśle, w mojej pamięci. Wciąż tam tkwią… Moja rodzina, ja, boleśnie doznaliśmy okrucieństw II wojny światowej. Ale jednocześnie, choć mówię to w dużym uproszczeniu, byłem przecież także obserwatorem tego, co działo się na jej frontach. Śledziłem ruchy wojsk, czytałem komunikaty, przejmowałem się porażkami, cieszyłem zwycięstwami. Ja nie nauczyłem się historii w czasie studiów, ja byłem w jej środku. Więc to, że o niej piszę, wydaje mi się naturalne.

Wojna zabrała panu najbliższych ludzi. A przecież w pana książkach nie ma nawoływania do zemsty.
Prawdopodobnie to cecha charakteru, choć nie tylko. Także sprawa pewnej świadomości, uzmysłowienia sobie, że wszystko przemija, że czasem nie ma powodu wracać do doznanych nieszczęść. Bo wtedy po jednych krzywdach mogą nastąpić inne, te wywołane żądzą odwetu. A życie toczy się przecież dalej. Jaki jest sens tkwić przez lata w tym samym miejscu i oczekiwać na satysfakcję z upokorzenia wroga? Moim zdaniem, nie ma sensu… Hodowanie nienawiści zatruwa człowieka, lepiej poddać się nowym uczuciom, nowym wydarzeniom. Dla mnie wielką nauczką było w tej mierze wejście do Niemiec pod koniec II wojny. Byliśmy żołnierzami, wkraczaliśmy jako zwycięzcy, łatwo było dokonać aktu zemsty. Nasza złość była ogromna, uważaliśmy, że sprawiedliwości musi się stać zadość. Że Niemcom należy się kara za wszystko. No i zaraz potem refleksja. Ale na kim my się będziemy mścić? Na cywilach, na samotnych kobietach, na starcach…? Chęć zemsty (a zemsta to co innego niż sprawiedliwość) zbladła… Proszę mi wierzyć, to niezwykle ważne dla mnie doświadczenie. Nie jest sztuką zachować godność podczas porażki, sztuką jest zachować godność, gdy zostajesz zwycięzcą.

Wracając do pana twórczości, to zaskakująca jest liczba gatunków i form, jakie pan uprawia. Raz traktat nieomal filozoficzny, raz powieść łotrzykowska… Jest coś, czego pan nie próbował?
A tak, nigdy nie napisałem libretta. I trochę żałuję, to ciekawe wyzwanie. Nie sądzi pani, że pięknie by to było, jakby dawna Operetka Śląska wystawiła jakąś pozycję do "libretta Józefa Hena". No trudno, nie napisałem, możemy sobie już tylko na ten temat żartować. Ale wszystkie inne gatunki rzeczywiście są dla mnie, że tak powiem, naturalne. I zwykle wynikają z tematu, jaki podejmuję. Dla jednych treści doskonałą formą będzie klasyczna, epicka powieść, dla drugich - reportaż, a jeszcze inne wybrzmieć mogą tylko w tekście dramatycznym. Poza prozą, najczęściej pisałem scenariusze filmowe i telewizyjne, chociaż zwykle były one adaptacjami… mojej prozy. Ale ja kocham kino, ja się w kinie wychowałem i opisanie tego, co ma się dziać na ekranie, nie sprawia mi żadnej trudności. Nie piszę oczywiście: "zbliżenie" "odjazd kamery" itd., ale już uwagi typu "w oku bohaterki pokazała się łza" - jak najbardziej. Nawiasem mówiąc, reżyser - żeby tę łzę pokazać - i tak musi zrobić zbliżenie.

Dwukrotnie pracował pan z Kazimierzem Kutzem, który - jak mi się zdaje - patrzy na najnowszą historię Polski podobnie jak pan. Realistycznie, trzeźwo, bez nadmiernej egzaltacji.
To prawda, pod tym względem jesteśmy podobni, a jeśli coś nas czasem różni, to bardziej spojrzenie na stronę artystyczną czy stylistyczną filmu niż potraktowanie tematu. Obydwaj zdecydowanie nie lubimy nadęcia i patosu. Wolimy szukać konkretnego człowieka i konkretnego problemu. Napisałem dla Kutza dwa, ważne także dla mnie, scenariusze. O ile "Krzyż walecznych" udało się zrealizować bez większych problemów, a nawet został on uznany za film roku 1959 przez Klub Krytyki Filmowej, o tyle z "Nikt nie woła" były problemy. To był zresztą trudny film. Scenariusz pisałem w oparciu o moją powieść, która nie mogła się jednak wtedy ukazać ze względów politycznych. Jej akcja działa się podczas wojny w Samarkandzie, a to nie mogło zyskać aprobaty wydawców. W filmie też się nie udało, "Nikt nie woła" rozgrywa się ostatecznie na zachodzie Polski, w środowisku repatriantów.

Osobną "półkę" w pańskiej twórczości zajmują książki, poświęcone niezwykłym ludziom. Michał Montaigne, Tadeusz Boy-Żeleński, wspomniany już przez pana król Stanisław August, ale także Władysław Jagiełło, bohater "Królewskich snów", niedocenionego, moim zdaniem, serialu telewizyjnego z pana scenariuszem. Jak pan wybiera bohaterów tych opowieści?

Po prostu - każdy z jakiegoś powodu mnie zaintrygował. Montaigne, na przykład, był mi bliski przede wszystkim jako człowiek piszący. Mniej jako filozof, bardziej jako człowiek właśnie, z całym bagażem osobistego życia i prywatnych dylematów, jak choćby konieczność wydawania wyroków, które go przerażały. Z kolei z życia Jagiełły przeciętny Polak, jak mi się wydaje, zna co najwyżej kilka podstawowych faktów, a była to przecież postać szalenie interesująca pod wieloma względami. Poszukiwanie prawdy o ludziach "znanych-nieznanych" jest ogromnie emocjonujące. Zwłaszcza, gdy można ich pokazać na tle epoki, jej życia intelektualnego i codziennego. W trakcie pisania takich książek mam czasem wrażenie, że sam żyję w dwóch przestrzeniach czasowych.

Znakiem sygnalnym pańskiej prozy jest przede wszystkim klasyczna narracja, ale także wiele plastycznych szczegółów i wciągające w lekturę dozowanie napięcia. Czytelnicy coraz częściej wracają do tak skonstruowanych powieści. Pana książki, co potwierdzają księgarze i bibliotekarze, też "zwyżkują". Fantastyczny prezent na 90. urodziny…
Zawsze miałem świadomość, że pęd za literackimi trendami, za modą - mówiąc wprost, jest dla pisarza niebezpieczny. Nie gnałem więc i pisałem "po swojemu". Tyle w tej kwestii, choć miło wiedzieć, że jest się czytanym.

Coś pan trzyma dla czytelników lub widzów w szufladzie?
Owszem, scenariusze, które choć zaakceptowane, nie mogą doczekać się realizacji.

Brak zainteresowania?!
Brak pieniędzy, proszę pani, przede wszystkim. Ostatnio dwóch znanych reżyserów interesowało się scenariuszem, opartym na mojej powieści "Bruliony profesora T.", ale właśnie z braku możliwości zdobycia funduszy projekt upadł. Napisałem też scenariusz, będący adaptacją "Świec na wietrze" Grigorija Kanowicza - cisza. Jeszcze dziwniejszy los miał scenariusz pt. "Twarz pokerzysty". Nie mógł być zrealizowany przed transformacją ustrojową, ponieważ jego bohaterami są dwaj AK-owcy, a teraz… też nie może być zrealizowany, bo jedną z postaci pozytywnych jest przyzwoity UB-ek. Widocznie, jak się pisze prawdę, to w naszym rozpolitykowanym kraju zawsze jest ona dla kogoś niewygodna… Cóż, nie upadajmy na duchu!

Rozmawiała Henryka Wach-Malicka

Józef Hen

Prozaik, publicysta, dramaturg, scenarzysta i reportażysta. Urodził się 8 listopada 1923 r. w Warszawie, na Nowolipiu, w rodzinie rzemieślniczej. Jego pierwsze nazwisko brzmiało: Józef Henryk Cukier. W stolicy ukończył gimnazjum, a już jako 9-latek współpracował z założonym przez Janusza Korczaka "Małym Przeglądem".
Wojnę spędził przez jakiś czas w Warszawie, potem w Związku Radzieckim. Pracował przy budowie szosy Lwów-Kijów, następnie trafił do Samarkandy w Uzbekistanie. W czasie wojny stracił ojca, zabitego w 1945 w Buchenwaldzie, oraz brata i siostrę. W 1944 roku wstąpił do 2. Armii Wojska Polskiego. Służbę zakończył w 1952 roku w stopniu kapitana. W swojej twórczości wielokrotnie wykorzystywał wojenne przeżycia i doświadczenia.
Autor m.in. tomów wspomnień i powieści.: "Kijów-Taszkient-Berlin", "Bitwa o Kozi Dwór", "Nikt nie woła", "Przypadki starościca Wolskiego" (pierwowzór serialu "Rycerze i rabusie" ), "Crimen. Opowieść jarmarczna". Sławę i wielkie uznanie czytelników przyniosły pisarzowi również książki o charakterze biograficznym: "Ja, Michał z Montaigne", "Błazen - wielki mąż" (o Boyu-Żeleńskim) oraz "Mój przyjaciel król" (opowieść o Stanisławie Auguście Poniatowskim). Józef Hen jest scenarzystą wielu filmów kinowych i telewizyjnych, będących utworami oryginalnymi lub adaptacją jego prozy. Są to m.in. scenariusze do filmów: "Kwiecień", "Prawo i pięść". "Życie Kamila Kuranta". Józef Hen był też związany z paryską "Kulturą" Jerzego Giedroycia. Jest laureatem wielu nagród literackich.
13 i 14 listopada swoje 90. urodziny świętować będzie w Katowicach. W środę o godz. 17.00 w Domu Kultury Koszutka odbędzie się spotkanie otwarte z Józefem Henem. W jego trakcie aktorzy będą czytać fragmenty prozy jubilata. Dzień później Józefa Hena będzie gościć Biblioteka Śląska. To spotkanie dostępne tylko za zaproszeniami. HW-M

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Józef Hen: Niemcom należała się kara. Ale na kim się mścić? Na starcach? - Dziennik Zachodni