Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szołtysek: Święty Marcin z Brzezia

Marek Szołtysek
Św. Marcin-biskup, Marcin-legionista, farorz i parafianie z Brzezia
Św. Marcin-biskup, Marcin-legionista, farorz i parafianie z Brzezia archiwum prywatne
Czy św. Marcin, żyjący 1650 lat temu na terenie dzisiejszej Francji, potrafi zainspirować współczesnych Ślązoków? Okazuje się, że tak, ale opowiedzmy to po kolei.

Otóż św. Marcin był rzymskim żołnierzem, który zostając chrześcijaninem, zwolnił się z wojska i został pustelnikiem na terenie Galii. A był tam tak lubiany, że mieszkańcy obwołali go biskupem w Tours w 371 roku. Stąd nazywa się go Marcinem z Tours. Zmarł w 397 roku. Święty ten najbardziej znany jest z podzielenia się z biedakiem swoim żołnierskim mantlym, czyli płaszczem. Nie jest też św. Marcin obcy śląskiej kulturze. Znane jest powiedzenie, że "od św. Marcina zima się zaczyna". Dawniej w jego święto 11 listopada na Śląsku pieczono kołocze, w specjalnym dla tego święta kształcie podkowy. A dlaczego podkowy? Bo przecież święty ten jeździł konno. Również zabijano wtedy i pieczono na św. Marcina gęsi - zwane gynsiami martinowymi albo świynto-marcińskimi. Do dzisiaj też uznaje się św. Marcina za patrona kapeluszników, kowali, krawców, tkaczy, podróżników, żebraków, jeźdźców i żołnierzy. Dzisiaj media wspominają św. Marcina głównie na okoliczność święto-marcińskich obchodów w Po-znaniu i w całej Wielkopolsce. Chwali się też wtedy Marcinowe rogale, które mają przypominać podkowę. Trzeba tylko pamiętać, że kilkaset lat wcześniejsza jest śląska tradycja pieczenia na św. Marcina owych kołoczów, wówczas w kształcie małych kołoczków. Cały tyn "kołoczek" przypominał kopyto, a ułożone na nim posypki układały się w kształt końskiej podkowy. Świętomarcińska tradycja u poznanioków jest wyjątkowo żywa, a nasza śląska - zapomniana, choć i to się zmienia. Byłem już na obchodach św. Marcina w Samborowicach koło Raciborza i w Ćwiklicach koło Pszczyny. W zeszłym roku w podraciborskim Brzeziu, gdzie parafianie pod kierunkiem farorza, ks. Bogdana Reka, zrobili z tego powodu małą inscenizację podczas mszy, kiedy pokazano św. Marcina jako legionistę we wspaniałej rzymskiej zbroi i św. Marcina jako biskupa. Pod kościołem zaś pojawili się jeźdźcy i rozdawali świętomarcińskie maszkety, czyli smakołyki. I tak oto parafia w Brzeziu dba o śląską kulturę i zaszczepia wśród młodych bezcenne pragnienie tej kultury. Bo przecież nawet najlepszy komputer czy smartfon takich wrażeń nie zapewni. Latoś, czyli w tym roku św. Marcin przyjedzie do Brzezia w niedzielę, 10 listopada, podczas mszy św. o godzinie 10.30. Warto przyjechać. Przy okazji można odwiedzić pod kościołem grób słynnej siostry Marii Dulcissimy - Ślązoczki w drodze na ołtarze. Później warto pojechać do odległego o 6 km Raciborza, a tam przede wszystkim polecam odrestaurowany zamek piastowski. A zatem - do zobaczenia w Brzeziu! Choć jest jeden warunek: trzeba chcieć.

[email protected]

WIĘCEJ FELIETONÓW MARKA SZOŁTYSKA NA DZIENNIKZACHODNI.PL [CZYTAJ]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szołtysek: Święty Marcin z Brzezia - Dziennik Zachodni