Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Miodek: Ja, synek z Tarnowskich Gór, i on, Gerard Cieślik

Jan Miodek
Prof. Jan Miodek
Prof. Jan Miodek Dariusz Gdesz
Nieraz było tak, że patrzyłem na Gerarda Cieślika, albo z nim rozmawiałem i ściskało mnie za gardło, i aż mi wstyd było, bo łzy leciały mi po oczach. On takie na mnie wrażenie zawsze robił, wywoływał uczucia, których nie mogłem ukryć. Jedyny polski sportowiec. Taki on był - wspomina prof. Jan Miodek, kibic Ruchu Chorzów, fan i przyjaciel Gerarda Cieślika. Rozmawia Marcin Zasada

Gerard Cieślik
Właśnie. Od razu mogę panu powiedzieć, że przez pierwszych 15 lat po wojnie nie było w Polsce popularniejszego sportowca. Dla mojego pokolenia? Absolutne bożyszcze. Każdy z nas chciał być Gerardem Cieślikiem. Jak go zobaczyłem na żywo na boisku, to chciałem nawet naśladować jego chód. Dzięki niemu chłopcy z powojennych roczników stawali się kibicami Ruchu Chorzów i są nimi do dziś. 20 października 1957 roku - tacy jak ja, zawsze będą pamiętać tę datę: zwycięstwo nad Związkiem Radzieckim, dwie bramki Cieślika, wtedy już 30-letniego. To było zwieńczenie jego pięknej kariery. A euforia narodowa… Ona powtórzyła się dopiero 21 lat później, kiedy Karol Wojtyła został papieżem. Wracając do wygranej z ZSRR, warto połączyć to wydarzenie z październikowym przełomem 1956 r., powrotem Gomułki do władzy i wielkimi nadziejami, że w końcu się uniezależnimy od Sowietów. Dlatego gole Cieślika były dla Polaków czymś więcej niż tylko sportowym sukcesem.

POGRZEB GERARDA CIEŚLIKA - ZOBACZ RELACJĘ:
DZISIAJ ŻEGNAMY GERARDA CIEŚLIKA: POGRZEB W CHORZOWIE - ZDJĘCIA

Triumf nad Sborną to pańskie najważniejsze wspomnienie związane z Cieślikiem?
Jedno z wielu, bo jest ich co niemiara. Najrzewniejsze było to pierwsze - w 1953 roku. Poszedłem z rodzicami na lody do tarnogórskiego Sedlaczka. Cieślik, jako piłkarz Ruchu, trenował wtedy też bodaj Spójnię Tarnowskie Góry. Siedzimy przy stoliku i nagle mój ojciec wypatrzył go gdzieś w rogu kawiarni. Powiedział: "Janek, patrz, tam siedzi Gerard Cieślik", po czym wziął mnie za rękę i do niego podprowadził. Ja z wrażenia aż zaniemówiłem, nogi się pode mną ugięły. A tata, żeby go jakoś zagadać, rzucił: "Panie Gerardzie, bo ten mój Janek się pyta, dlaczegoście w Gdańsku wygrali z Lechią tylko 1:0". Ruch, mistrz Polski, dokładał wtedy wszystkim bardzo wysoko.

Co odpowiedział Cieślik?
"Taki mały, a już się sportem interesuje. Dobrze!". Drugie silne wspomnienie mam z 1998 roku, z Krakowa, gdzie odbywał się mój benefis. Gerard na ten benefis przyjechał i myśmy nawet razem główkowali piłką na jednej scenie, przy aplauzie publiczności. Pamiętam, że nawet w "Dzienniku Zachodnim" było zdjęcie, jak "kiepkuję" z Cieślikiem. Potem spotykaliśmy się regularnie na trybunie chorzowskiego Ruchu, na różnych uroczystościach, na konkursach gwarowych… Obaj zostaliśmy Ślązakami Roku, byliśmy obok siebie na liście stu najpopularniejszych Ślązaków XX wieku. Dzwoniliśmy do siebie. Miałem też ten zaszczyt, że gdy red. Alfred Zaręba przygotowywał monografię o Gerardzie Cieśliku na jego 80. urodziny, poprosił mnie o słowo wstępne. Z żadnego wstępu się tak nie cieszyłem, do dziś wzruszam się, gdy ten tekst czytam. Ja, chłopak z Tarnowskich Gór, napisałem wstęp do książki o Gerardzie Cieśliku! Wspomnę jeszcze o sesji naukowej poświęconej fenomenowi społeczno-kulturowemu, jakim dla Polski, Śląska i Chorzowa był Ruch. On był jednym z gości, a ja wygłaszałem referat i wie pan, że nie mogłem go skończyć, bo mnie dławiło wzruszenie... Nieraz było tak, że patrzyłem na niego albo z nim rozmawiałem i ściskało mnie za gardło i aż mi wstyd było, bo łzy leciały mi po oczach. On takie na mnie wrażenie zawsze robił, wywoływał uczucia, których nie mogłem ukryć. Jedyny polski sportowiec. Taki on był.

A przy tym skromny człowiek.
Otóż to. Kazimierz Kutz kiedyś mówił do niego: "Panie Gerardzie, przecież pan mógł po wojnie zrobić karierę na Zachodzie!", a on na to: "A po co mi to, jo mom Chorzów swój". Ile ja czasu spędziłem na porównywaniu jego niezwykłych zagrań, dzięki którym Alszer, Lerch, Faber nagle znajdowali się sam na sam z bramkarzem i strzelali gole. Powiedziałem mu, że to chyba tylko Ronaldinho w najlepszych czasach miał umiejętność uruchomienia napastnika jednym podaniem. On westchnął: "Gdzie mi tam do Ronaldinho…". On był tak nieprawdopodobnie skromny! I wszyscy o nim tak zawsze mówili: Gerard to chodząca serdeczność. Nie słyszałem nigdy, żeby Cieślik się wywyższał, żeby się "asił". Nie asił się, nie wywyższał. A jak strzelił Cracovii przez dziurę w bocznej siatce i sędzia wskazał na środek, to podszedł do niego i przyznał: "Panie sędzio, nie było bramki". Arbiter odwołał decyzję i Ruch nie wygrał, tylko zremisował 1:1. Który z dzisiejszych piłkarzy zdobyłby się na coś takiego?

A pański ojciec? Dla jego pokolenia Cieślik też był idolem?
Oczywiście, ojciec go uwielbiał. Ale dla niego, pamiętającego Ruch przedwojenny, prawdziwym geniuszem futbolu był Wilimowski. Z kolei dla mnie wybór najwybitniejszego polskiego piłkarza wszech czasów jest prosty: Gerard Cieślik.

Są jego mecze, te oglądane na żywo, które na zawsze utkwiły w pańskiej pamięci?
Proszę pana, dziesiątki! Z Legią 1:0 i ze Śląskiem w Tarnowskich Górach, gdy wygrali 7:0, a Cieślik zdobył 5 bramek. I z ŁKS-em w Łodzi 3:2. Później były też mecze Ruchu, które oglądaliśmy wspólnie. W Chorzowie gramy z Legią, stoimy obok siebie na trybunie. Po I połowie 0:2. Idziemy do kawiarenki, mijamy portret Cieślika i Gerard mówi: "Co, panie profesorze, może wyrównomy po przerwie?". A ja: "Panie Gerardzie, chyba nie wyrównomy, ino dostanemy jeszcze 2 gole, bo mnie się rano wyśniło, że przegromy z Legią 0:4". Wracamy na trybunę i jasny pieron - Legia dokłada Ruchowi kolejne 2 bramki. Cieślik patrzył na mnie jak na czarownika, któremu nie dość, że się śnią wyniki, to jeszcze niekorzystne dla naszych.

Co pańskim zdaniem najmocniej zbudowało jego legendę? Gole z ZSRR, wierność Ruchowi czy po prostu klasa sportowa?
Wszystko po trochu. A propos przejścia do Legii, do którego na szczęście nie doszło dzięki interwencji przodownika pracy Wiktora Markiewki - później chodziły pogłoski, że po Cieślika chce sięgnąć Stal Sosnowiec, dzisiejsze Zagłębie, która weszła do I ligi i od razu została wicemistrzem. Ale on nikomu nie dał się kupić, on był dany tylko Ruchowi. Zostanie po nim piękne wspomnienie. Mam nadzieję, że taki będzie jego pogrzeb - pogodny, bo Gerard miał wspaniałe życie i dał nam takie przeżycia, które zawsze będą nam wyciskały łzy z oczu.

Stadion Cieślika - to nieuniknione. Ale który?
To jest pytanie! Śląski - będzie cudownie. Na Cichej - też pięknie. Ale czy Śląski będzie jeszcze miał taką rangę, jaką miał za czasów Cieślika? Nie wiem. Więc może jednak Cicha? To trzeba rozstrzygnąć, ale jeden ze stadionów musi niebawem otrzymać imię Gerarda Cieślika.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!