18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anatomia narzekania: Ten świat jest beznadziejny; ludzie i ja też...

Henryka Wach-Malicka
123rf
Listopad przygina do ziemi nawet optymistów, ale dla malkontentów to prawdziwa zmora. Dlaczego nie wierzymy w siebie? Pisze: Henryka Wach-Malicka

Życie z malkontentem (partnerem, przyjacielem, czy - nie daj Boże - szefem) do łatwych nie na należy. Bo też nie jest łatwo coś wspólnie zdziałać, a nawet zaplanować, gdy druga strona powtarza, jak mantrę: "To nie ma prawa się udać, ja nie dam rady, a w ogóle to może ty podejmij decyzję, a ja ją na pewno zaakceptuję".

Po czym my (zniecierpliwieni) decyzję rzeczywiście podejmujemy, a w zamian dowiadujemy się, że: "To nie tak miało być, po co myśmy się w to pakowali, mówiłem przecież, że się nie uda". Choć się udało…

Martwię się, bo... muszę.

W pełni ukształtowanym malkontentem nikt się, oczywiście, nie rodzi, ale pewna część populacji może mieć skłonność do pesymizmu zapisaną w genach. W największym uproszczeniu są to osoby, których organizm nie produkuje w wystarczającej ilości serotoniny, regulującej - kolokwialnie mówiąc - uczucie zadowolenia i radości. Takich ludzi, częściej niż innych, dopada melancholia i czarnowidztwo, przez otoczenie postrzegane zwykle jako narzekanie bez powodu, a może nawet kapryszenie.
Tymczasem melancholicy nie zawsze mają możliwość kontrolowania swoich reakcji i negatywnego postrzegania rzeczywistości. Duszące (zwłaszcza jesienią) poczucie beznadziei bywa natomiast przyczyną ich zaburzeń emocjonalnych i po prostu cierpienia.

Zanim więc zirytujemy się na znajomego narzekacza, zatrzymajmy się na chwilę. W tych szczególnych przypadkach terapia wstrząsowa z gatunku "No weź się wreszcie w garść" kompletnie nie działa. Wręcz odwrotnie - melancholik tak potraktowany natychmiast zamyka się, hodując poczucie krzywdy i niezrozumienia. W rezultacie wzrasta jego frustracja i przekonanie, że skoro nie udało mu się zainteresować swoim problem bliskiej osoby, to znaczy, że cały świat jest mu wrogi i nie warto zaczynać jakiegokolwiek działania (bo i tak zostanie ono zlekceważone).

Co nie oznacza, że należy płakać nad życiem razem z nim! To niebezpieczne przegięcie w drugą stronę. Poziom odczuwania radości jest po prostu różny u różnych ludzi, jeśli więc mamy w otoczeniu kogoś ze skłonnością do melancholii, wystarczy, że wyraźnie okażemy zrozumienie i dyskretnie (!) zachęcimy do podjęcia konkretnego wyzwania.
Realne zadanie zawsze jest znacznie bardziej motywujące, niż teoretyzowanie: "Jesteś silny, tylko w siebie nie wierzysz". Bo jego problemem nie jest brak siły, lecz brak wiary właśnie. Osoby o pesymistycznym usposobieniu narzekają zresztą czasem więcej niż muszą. To jest ich sposób zwrócenia uwagi - na siebie, na samotność, na potrzebę akceptacji. Wprost o zainteresowanie poprosić nie potrafią, bojąc się odrzucenia. Najostrzejszą formą takiej strategii jest tzw. ucieczka w chorobę; najpierw wyolbrzymioną, potem, niestety, prawdziwą.

Nie ryzykuję, więc się nie stresuję

Prócz wrodzonej skłonności do postrzegania świata w czarnych barwach, czasem malkontenci narzekają również "z wyrachowania". Krótko mówiąc - hartują się na wypadek klęski. Jak przedsięwzięcie się powiedzie, to się ewentualnie ucieszą, a jak będzie fiasko - z satysfakcją zakrzykną "Nie mówiłem!!!".

Ten rodzaj narzekających jest najgorszy dla otoczenia. Dopuszczony do spółki malkontent podkopuje wiarę w powodzenie każdego działania. Nawet w optymistach, bo zwykle bywa bardzo sugestywny w budowaniu złowrogiego scenariusza. Źle nam się z takimi ludźmi pracuje i źle obcuje na co dzień.

Zdaniem profesor Katarzyny Popiołek, psychologa społecznego, to nie zawsze jednak ich wina. - Uparte przewidywanie klęski - mówi - poprzedzone jest zwykle niedobrymi doświadczeniami i stresem wywołanym porażką. Jeśli człowiek włożył w jakieś działanie maksimum wysiłku, a potem dotkliwie przeżył niepowodzenie, zwyczajnie nie chce doznawać rozczarowania po raz drugi. Buduje emocjonalną ochronę, gdyż łatwiej jest przyjąć klęskę spodziewaną, niż taką, która nas zaskoczy. Wbrew pozorom to może być mądre posunięcie, gdy podejdziemy do sprawy racjonalnie. Jeśli student boi się egzaminu i uczy się, żeby sprostać wymaganiom - w porządku. Jeśli jednak boi się, ale do książek nie zajrzy, bo przewiduje, że i tak obleje - tu już sensu nie ma. Człowiek ma prawo (i powinien) oceniać swoje możliwości także w aspekcie niepowodzenia. Ale to nie jest to samo, co zakładanie porażki bezwarunkowej - konkluduje profesor Popiołek .
Tak więc my się niecierpliwimy, a u malkontenta dochodzi do nagromadzenia negatywnych odczuć i stresu, w oczekiwaniu na… stres. Nad złagodzeniem takich reakcji trzeba pracować, radzą narzekaczom psycholodzy. Cofanie się przed każdym ryzykownym (nawet umownie) posunięciem utrudnia lub uniemożliwia rozwój . Często też rodzi syndrom "żalu po utraconej szansie". Równie bolesny jak hipotetyczna klęska

Nic mi się nie udaje, bo udać się nie może

Geny plus złe doświadczenia wystarczą, by zmienić człowieka w malkontenta. Do nich dołącza jednak często czynnik trzeci - kompleksy wyniesione z dzieciństwa.

Na pozór rodzą się niewinnie, z braku równowagi pomiędzy koniecznymi wymaganiami wobec pociech, a realną oceną ich możliwości. Mają jednak zjadliwą żywotność i potrafią zasiać niewiarę we własne siły na całe życie. Dotykają jedynaków, którym rodzice próbują zaprogramować jak najlepsze warunki rozwoju, mnożąc bez opamiętania (ponad siły dzieci) rozmaite "tenisy i rytmiki". Dotykają najstarszych, którym poleca się opiekę nad rodzeństwem, nie bacząc na nawał obowiązków szkolnych i prawa do wypoczynku. Dotykają wreszcie najmłodszych, którym - dla odmiany - usuwa się z drogi wszystkie przeszkody (bo takie niewinne i słodkie), nie ucząc odporności na stres.

Dziecko najpierw stara się sprostać wymaganiom lub oczekiwaniom dorosłych. Potem powoli nie daje rady. W końcu dochodzi do wniosku, że po prostu jest gorsze od rówieśników, którzy mają lepsze wyniki w nauce, fajniej kumplują się z bratem i siostrą, a w dodatku wolno im czasem sprawiać rodzicom kłopot.

- Dorosły człowiek - mówi profesor Katarzyna Popiołek - miewa wzloty i upadki, ale umie (na ogół) rozeznać, które są ważne, a które nie. Dziecko tego nie potrafi, biorąc niezadowolenie dorosłych za jedyną, istotną i obowiązującą ocenę swojej wartości.
Słysząc, że mogłoby mieć lepsze oceny, albo spełniać inne wymagania, a nie ma i nie spełnia, nabiera przekonania, że jest jakieś "wybrakowane". Taki znak zostaje najczęściej (bo nie zawsze) na lata.
Osoba mająca podobne doświadczenia na każdą propozycję niemal automatycznie odpowie: "Nie potrafię, nie umiem, to nie na moje siły" - dodaje pani profesor.

Do braku wiary w siebie często dołącza się inne, równie trudne dla otoczenia, zachowanie malkontentów - dążenie do perfekcjonizmu. Nigdy nie są z siebie zadowoleni, a jak są to… też twierdzą, że nie są. Nie potrafią przyjmować pochwał ("Może i ładna ta moja sukienka, ale ty wiesz, jaka ona stara?!"), nie wiedzą, jak się zachować, gdy ktoś dobrze ocenia ich pracę ("Ale można było lepiej, ja wiem, że można było") i nie wierzą, że odniesiony sukces daje im szansę na kolejny ("Tak przypadkiem mi się udało, drugi raz nie wyjdzie na pewno").

Malkontenctwo niejedną ma przyczynę i nie w jednej reakcji się zawiera. Smutno jest jednak wtedy, gdy malkontent nie próbuje - nawet trochę - nad swoją wizją "nieudanego świata" zapanować, choć podejrzewa, że przyniosłoby mu to satysfakcję i zadowolenie. A jeszcze gorzej, gdy za swoje (prawdziwe i wyobrażone) niepowodzenia winni innych ludzi…
Henryka Wach-Malicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Anatomia narzekania: Ten świat jest beznadziejny; ludzie i ja też... - Dziennik Zachodni