Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karwat: Kopalnia Maria, czyli na tropie górnośląskich skamielin

Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat
Krzysztof Karwat ARC Dziennik Zachodni
Nieraz dawałem wyraz szacunku dla wszędobylskich miłośników naszych "małych ojczyzn", którzy z mozołem odnotowują zatarte ślady przeszłości. Niektóre z nich ledwie wyrastają z ziemi, skrywając się pośród poprzemysłowych rumowisk. Bywa, że niełatwo do nich dotrzeć, bo dziś właściwie żadne dukty do nich nie prowadzą. To przypadek zgliszczy po kopalni Maria.

Oto miejsce symboliczne. Tutaj rodziła się potęga przemysłowa regionu, splatały ścieżki i losy ludzi, których nazwiska do dzisiaj wiele znaczą. Nieopodal wznoszą się majestatyczne hałdy, będące niegdyś miejscem zakazanych zabaw dzieciaków mieszkających w podbytomskim Karbiu, Bobrku czy Miechowicach, przed wojną nazywane Galmanami.

Używam dużej litery, bo od stu lat nieczynne wyrobiska i strome usypiska stworzyły tu przedziwny krajobraz, który mógł zapładniać wyobraźnię czytelników Karola Maya. To istne Góry Skaliste w wydaniu miejscowym, poprzecinane wąwozami i urwiskami. Kiedyś pewnie więcej niż dziś było tu strumyków i wodnych oczek. Ale rzeczka została. Gdy się tym "górom" dokładniej przyjrzeć, połyskują w różnych odcieniach brązów. Są inne od powęglowych hałd. Bo też wydobywano tu właśnie m.in. galman, na którym utuczył się przyszły "król cynku", Karol Godula.

190 lat temu wykreślił dla tego miejsca plany pierwszej kopalni, której został współwłaścicielem. Nazwano ją Maria, na cześć rezydującej opodal Marii Aresin. Ta zaś po śmierci swego męża wyszła za Franza Wincklera, który jakieś sto metrów obok założył pierwszy publiczny park, przeznaczony dla mieszkających w pobliżu górników. Jego fragmenty zachowały się do naszych czasów. Podobnie jak opuszczona i zaniedbana kaplica. To miejsce nazywane było Górą Gryca (Grütz Berg). Podejrzewam, że dla większości współczesnych bytomian to już tylko pusty dźwięk.

A co z kopalnią? Ceglane mury niespodziewanie odkryły się, gdy niedawno kończono podziemny wiadukt i nową obwodnicę, łączącą się z poniemiecką autostradą, tutaj kończącą swój bieg. Strzępów budowli - z uwagi na jej usytuowanie - prawie nikt nie dostrzegł. Skamieliny niegdysiejszej potęgi Goduli i Wincklerów umknęły uwadze historyków, dziennikarzy czy fotoreporterów. Zdołał je zatrzymać w kadrze bodaj tylko jeden z owych bezinteresownych pasjonatów naszych lokalnych dziejów. Dziś już nie ma po nich śladu. Odnalazłem tylko drobne szczątki krwistych 200-letnich cegieł... Ale to nie koniec tej wędrówki.
Sztygarem w kopalni Maria był Walenty Bonczyk, ojciec przyszłego bytomskiego księdza i poety Norberta, autora "Starego kościoła miechowskiego". Kryty strzechą dom Bonczyków stał jakieś dwa kilometry od kopalni. Pozostała po nim niezabudowana działka. Nie miał więc stary Bonczyk daleko do roboty. Jeszcze bliżej - do miejsca ostatniego spoczynku na tutejszym cmentarzu parafialnym, które nie zostało zniszczone, a na skromnym nagrobku z końca XIX wieku zachowały się inskrypcje w języku polskim. To rzadki przypadek, gdy możemy przystanąć nad mogiłą tyleż realnego człowieka, który zapewne osobiście stykał się z Godulą, co i postaci literackiej. Ojciec poety pełni bowiem ważną rolę w poemacie. Inna rzecz, że "Stary kościół miechowski" to też rodzaj żywej skamieliny, bo Bonczyk napisał go - jak sam to określił - w "narzeczu górnośląskim".

W tej części Górnego Śląska odnajdziemy więcej podobnych tropów, przypominających, że na początku ery industrialnej to bynajmniej nie węgiel kamienny stanowił największy skarb tej ziemi. Były nim rudy żelaza, cynku, ołowiu i siarki (wcześniej także srebra). Ślady eksploatacji tych bogactw ciągle są widoczne, zwłaszcza w okolicach Bytomia, Tarnowskich Gór czy Piekar, choć nie są zaznaczane na współczesnych mapach czy w przewodnikach.

Takiej informacji brakuje również na granicy Stolarzowic i Miechowic, gdzie utworzono parking leśny - tuż przy wyłaniających się z ziemi resztkach szybu Nimptsch, z którego wydobywano galenę (kto ma szczęście, i dziś trafi na jej grudki). W latach międzywojennych - informację tę zawdzięczam Sebastianowi Rosenbaumowi z IPN-u - ustronie to stało się miejscem spotkań komunistów z okolicznych miejscowości. Niech nas to nie dziwi. Niewiele brakowało, a Zabrze przerobiono by wtedy nie na Hindenburg, lecz na Leninburg. Ale to już zupełnie inna historia...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!