Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świąteczne powroty, czyli tłumy na lotnisku w Pyrzowicach [ZDJĘCIA]

Monika Chruścińska-Dragan
Nawet 60 tys. pasażerów obsługuje w okresie świąteczno-noworocznym lotnisko w Pyrzowicach. Większość podróżnych to emigranci, którzy pracują za granicą, ale na święta wracają do rodzin

Lotnisko Katowice w Pyrzowicach, sobota rano. Tłumy ludzi zebrały się w sali przylotów terminalu B. Właśnie wylądowały pierwsze samoloty z Frankfurtu i Mediolanu. W tle stoi choinka, ktoś podśpiewuje głośno kolędy, wychodzą pierwsi pasażerowie. Większość to emigranci, którzy już zdążyli się zadomowić za granicą. Tam mieszkają i pracują, zwykle za większe pieniądze niż mogliby w kraju. Ale nie wyobrażają sobie, żeby spędzać Boże Narodzenie inaczej niż z rodziną, w rodzinnych domach.

Emigranci: jak Boże Narodzenie, to w Polsce

Jadwiga Knapik do Pyrzowic przyjechała aż ze Świętokrzyskiego. Czeka na córkę.

- Marysia już 17 lat mieszka we Frankfurcie. Tam skończyła studia, ma dobrą pracę. Do Polski przylatuje dwa razy w roku: latem na urlop i na święta Bożego Narodzenia właśnie - opowiada wzruszona kielczanka.

W domu czekają na Marysię karp w galarecie, barszcz z uszkami, pierogi z kapustą, kapusta z grzybami, makówki.

- Córka bardzo lubi wigilijne potrawy. Co roku chcę ją ugościć najlepiej, jak potrafię - przyznaje pani Jadwiga. Co chwila niecierpliwie spogląda w stronę drzwi. Samolot wylądował już dobre 20 minut temu. W końcu wychodzi i Marysia. Rzuca się mamie w ramiona.

- Mam takie szczęście, że co roku udaje mi się wziąć wolne i przylecieć do domu na święta - mówi dziewczyna. - Już nie mogę się doczekać maminego barszczu i pierogów, wszystkie jej potrawy są przepyszne - śmieje się.

Bierze mamę pod rękę i wychodzą.

Na tatę cały czas czeka jeszcze 7-letnia Ola Dąbrowska. Jest z nią babcia i mama. Przyjechały z Łodzi.

- Mąż pracuje w Mediolanie już prawie pięć lat, montuje instalacje przeciwpożarowe - tłumaczy Magdalena Dąbrowska.

Chwali sobie pracę. To, jak Włosi płacą i traktują polskich fachowców. W Mediolanie zarabia cztery razy więcej niż w Polsce.

Pieniądze muszą wynagrodzić rodzinie rozłąkę.
- Na początku było nam bardzo ciężko, zwłaszcza Oli, ale teraz bilety lotnicze nie są wcale takie drogie - mówi pani Magdalena. - Mąż odwiedza nas co najmniej raz w miesiącu. Jest z nami w każde święta i urodziny. Dużo rozmawiamy na Skypie - opowiada.

Ola przyznaje, że wolałaby mieć tatę na miejscu. Na powitanie zrobiła dla niego kartkę świąteczną. Ale pani Magda nie łudzi się: ona nie pracuje, więc póki w Polsce jej mąż nie będzie mógł liczyć na zarobki na podobnym poziomie, nie wróci.

We Włoszech... smutno. W Anglii brakuje Wigilii

Z Mediolanu przyleciała też Amelia Michalska. Pochodzi z Tychów. Na lotnisku witają ją rodzice. Miała już okazję spędzać święta we Włoszech.

- Choć Włosi podobnie jak Polacy świętują Boże Narodzenie rodzinnie, w ich domach nie czuć tej atmosfery, jaka jest u nas - podkreśla. - Choinkę ubierają tylko niektórzy, nikt nie łamie się opłatkiem, nie śpiewa kolęd, jest smutniej - opowiada.
Do Mediolanu wyleciała zaraz po maturze. Włochy interesowały ją zawsze. W klasie maturalnej uczyła się języka. W Mediolanie skończyła szkołę, studiuje i pracuje w klinice weterynaryjnej, ma swoją hodowlę kotów.

- Zasiedziałam się tam i trudno byłoby mi teraz wrócić na stałe do Polski. Tam jest mój drugi dom - mówi. I narzeczony, również Włoch. Jak śmieje się ojciec Amelii: prawdziwy z niego polonofil. - Wszystko mu się w Polsce podoba - gościnność, jedzenie, święta. Przeprowadziłby się tu chętniej niż córka - żartuje. Ale tym razem został na Boże Narodzenie we Włoszech. - Pracuje i nie dostałby urlopu - mówi Amelia.

W tym samym czasie w terminalu A ustawiają się już bliscy "londyńczyków". Wśród nich są też Lucyna Smykowska-Karaś i Andrzej Karaś z Katowic. Ich córka, Alina, wyjechała do Anglii na studia magisterskie i za... miłością, bo akurat rok przed studiami poznała na wakacjach w Londynie swojego obecnego męża, Anglika. Dziś jest asystentką w agencji medialnej w Londynie. Tym razem przyleciała bez męża, ale za to z nowym członkiem rodziny. Spodziewa się dziecka.

- Przywiozłam ze sobą prezenty i angielskie przysmaki - babeczki nadziewane suszonymi owocami i czekoladki. Niech polskie i angielskie tradycje świąteczne się przenikają - uśmiecha się Alina Clark. Boże Narodzenie, jak tylko może, stara się jednak spędzać z rodziną w Polsce. - W Anglii brakuje mi Wigilii. Tam zamiast wigilijnej wieczerzy, rodziny spotykają się na uroczystych obiadach w pierwszy i drugi dzień świąt. Nie ma tradycji łamania się opłatkiem, jedzenia karpia czy makówek. Jest pasterka, ale znowu bez naszego, tradycyjnego kolędowania - wyjaśnia.
Lotnisko na chwilę pustoszeje, żeby za niecałe dwie godziny znów się zapełnić. Tym razem oczekującymi na swoich bliskich z Malmo. Piotr Adamczyk z działu marketingu lotniska przyznaje, że przed świętami w porcie Katowice panuje zwiększony ruch. Codziennie obsługiwanych jest tu ok. 4-5 tysięcy pasażerów.

- Łącznie w okresie świąteczno-noworocznym na lotnisko przylatuje i wylatuje z niego 60 tys. osób - wylicza.

Największą popularnością cieszą się połączenia z Wysp Brytyjskich. Zdarza się nawet, że w tym gorącym okresie linie lotnicze zamiast jednego, wysyłają stamtąd dwa samoloty.

Za chlebem za granicę albo do... Warszawy

Ale i spośród ponad 2 mln Polaków, którzy przebywają na emigracji zarobkowej, zdecydowanie najwięcej jest mieszkańców województwa śląskiego. Poza krajem (w okresie przeprowadzania ostatniego Narodowego Spisu Powszechnego) na emigracji przebywało 231 tys. osób tu zameldowanych. Łącznie w latach 1999-2008 liczba mieszkańców województwa zmniejszyła się o 236 tys. osób. To tyle, ilu mieszkańców liczy Częstochowa. Dużo emigrantów pochodzi też z woj. małopolskiego (187,4 tys. osób), dolnośląskiego (181,4 tys.) i podkar-packiego (178,5 tys.). Najmniej Polaków wyemigrowało za granicę z ziemi świętokrzyskiej, bo tylko ok. 64 tys. osób. Co ciekawe, częściej za granicę wyjeżdżają kobiety (1,03 mln) niż mężczyźni (986,6 tys. osób). I są to częściej mieszkanki miast niż wsi. Jak pokazują opublikowane w styczniu wyniki badań unijnego projektu "Shrink Smart", wśród miast z największymi problemami społecznymi i najszybciej się wyludniających są Bytom i Sosnowiec. Powód? Restrukturyzacja przemysłu na niespotykaną dotąd skalę, na którą nałożył się też niż demograficzny.

Problemy te nie omijają także dużych miast. Już teraz w Katowicach - stolicy województwa - na stałe mieszka tylko 290 tys. osób, co oznacza, że od 1999 roku ubyło ich kilkanaście tysięcy. Nawet z niewielkich Świętochłowic od 2005 roku - głównie do pracy w Hiszpanii, Portugalii i Wielkiej Brytanii - wyjechało kilka tysięcy ludzi.

Wiele osób, jeśli nie za granicę, przenosi się za pracą do Warszawy. I choć w latach 2002-2011 liczba mieszkańców stolicy oficjalnie zwiększyła się zaledwie o 29 tys., to z niezależnych badań wynika, że w Warszawie mieszka i pracuje już około ćwierć miliona osób, które nie są zameldowane na stałe. Zresztą około pół miliona osób dojeżdża tu codziennie do pracy.

Wrócili, ale czy spełnieni?

W 7,4 proc. gospodarstw domowych woj. śląskiego między 2004 a 2011 rokiem wyemigrowała co najmniej jedna osoba. Tak wynika z projektu badawczo-analitycznego "Kierunek Śląsk", przeprowadzonego przez krakowskie Centrum Doradztwa Strategicznego. Finansowany ze środków unijnych projekt - będący inicjatywą spółki - został oparty m.in. na próbie telefonicznej blisko 17,8 tys. mieszkańców woj. śląskiego. W 43,5 proc. rodzin, z których ktoś wyjechał, emigranci wrócili już do kraju - najwięcej powrotów było w okresie 2008-2010. Nieco częściej wracali mężczyźni (60 proc. spośród reemigrantów).
Większość, bo 56 proc. - po powrocie pracuje na etacie. Tylko 9 proc. prowadzi własną firmę, a aż 17 proc. trafiło do urzędów pracy. Na pośredniaki narzeka większość reemigrantów: urzędy nie potrafią im pomóc w znalezieniu pracy.

Dlaczego było warto?

Aż 90 proc. przebadanych reemigrantów twierdzi, że nauczyło się języka obcego lub poprawiło jego znajomość.

69 proc. deklaruje, że zdobyło doświadczenie zawodowe, 31 proc. ukończyło kursy i szkolenia zawodowe, a 12 proc. szkołę lub studia. 29 proc. reemigrantów twierdzi, że po przyjeździe straciło orientację na polskim rynku pracy, 34 proc. - że z tego rynku wypadło, 41 proc. po powrocie miało trudności ze znalezieniem pracy. 42 proc. za granicą wykonywało pracę poniżej swoich kwalifikacji, w tym 52 proc. to kobiety, z których większość ma wyższe wykształcenie. 7 proc. ma poczucie, że na emigracji zmarnowało czas, 9 proc. po powrocie odczuło niechęć pracodawców.
(LOTA, MCH)


*Gdzie najtaniej na zakupy [PORÓWNANIE CEN W MARKETACH]
*Kuchenne Rewolucje w Tychach: Dom Bawarski Tychy Magdy Gessler [ZDJĘCIA + WIDEO]
*Najpiękniejsze polskie kolędy [POSŁUCHAJ i WYBIERZ]
*Najlepsze prezenty na święta Bożego Narodzenia [ZOBACZ ZDJĘCIA]

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!