Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tu lekarz, rodzina i praca cenieni jak nigdzie indziej [PRZYSTANEK ŚLĄSK]

Monika Chruścińska-Dragan
Z przymusu. Profesor Szczepan Łukasiewicz pochodzi ze Wschodu, Śląsk musiał wybrać na ojczyznę. Nie żałuje
Z przymusu. Profesor Szczepan Łukasiewicz pochodzi ze Wschodu, Śląsk musiał wybrać na ojczyznę. Nie żałuje Marzena Bugała-Azarko
Jestem Ślązakiem oswojonym - mówi o sobie prof. Szczepan Łukasiewicz. Nie znając Śląska w ogóle, przyjechał tu w 1952 roku. Tutaj spędził 60 lat przy stole chirurgicznym, poznał żonę i założył rodzinę. Zoperował około 40 tys. ludzi. Tylu, ilu mieszkańców liczy dziś Knurów. Czarnej ziemi nie zdradził nawet dla stolicy. Choć przyznaje, że kusiła go stanowiskami. Ale ojczyzna człowieka - jak podkreśla profesor - jest wynikiem urodzenia, wyboru, a czasem przymusu. - Ja wybrałem Śląsk - mówi.

Ze Wschodu na Górny Śląsk - to jeden z głównych kierunków migracji po II wojnie. Największy odsetek stanowili wysiedleni z Kresów Wschodnich obywatele polscy. Łącznie byłe ziemie polskie opuściło 1,7-1,9 mln ludzi. Dla wielu Górny Śląsk miał być tylko przystankiem w dalszej wędrówce na Zachód. Część jednak po dotarciu do miejsc przeładunkowych na Śląsku zdecydowała się nie jechać dalej. Tu otrzymywali przydział mieszkań. Próbowali też rekonstruować pozostawione na Wschodzie struktury społeczne i instytucje.

Tychy, ulica Korczaka. Profesor Łukasiewicz mieszka tu już 42 lata. Ja i fotoreporterka jesteśmy trochę wcześniej. Pani Elżbieta, żona profesora, już od progu upewnia się, czy jesteśmy po śniadaniu. Piękna, śląska gościnność, choć profesor pochodzi z Kresów. Na Śląsk przyjechał świeżo po studiach. Urodził się w Luba-czowie, tuż przy granicy polsko-ukraińskiej. Do szkoły początkowo dojeżdżał do Lwowa, ale zamiast nauki, w głowie mu było wojowanie. - Zgłosiłem się na ochotnika do oddziałów specjalnych na bandy ukraińskie. Ludzie ginęli, a ja głupi łeb nadstawiałem - wspomina. I być może nie skończyłby nawet liceum, gdyby nie kpt. Władysław Koś, AK-owiec, komendant szkoły podoficerskiej. - Powiedział mi: Byłem gównem przed wojną, bo nie miałem matury. Marsz do szkoły! - opowiada profesor.

Skończył więc gimnazjum, zdał małą maturę i matka wysłała go do Łańcuta, do siostry. Tam kontynuował naukę w liceum, a potem na wydziale lekarskim w Łodzi. Swoją przygodę ze Śląskiem - jak mówi - rozpoczął od pracy w szpitalu na ul. Opolskiej w Tarnowskich Górach. Potem były Mysłowice, klinika w Zabrzu, szpital w Katowicach i ordynatura na oddziale chirurgii w Tychach.

- Wszędzie mi było dobrze, jak w domu. I wszędzie miałem szczęście spotykać wspaniałych ludzi. Kiedy przyjechałem do Tarnowskich Gór, Śląsk znałem tyle, co z opowiadań wujka, który brał udział w powstaniach - przyznaje. Tu poznał też doktora Bronisława Hagera, działacza niepodległościowego, posła na III Sejm Śląski.

- Powiedział mi: "Kolega zna Śląsk? Chce się pan tu stabilizować?" Odpowiedziałem, że tak. "To musisz pan pokochać Ślązaków i poznać ich historię. A historia Śląska, o ile jest bardzo ciekawa, jest też bardzo trudna. Trzeba poznawać ją z różnych źródeł", poradził. I tak też zrobiłem - mówi profesor.

Pokochał Ślązaków zresztą z wzajemnością. - Proszę sobie wyobrazić, że mąż jednej z pacjentek postawił mi kapliczkę w podzięce za udaną operację i zaprosił z rodziną na uroczysty obiad z okazji poświęcenia figury. Takiej gościnności, poważania zawodu lekarza i wartości rodziny nigdzie indziej w Polsce nie spotkałem. Nigdy też, a proszę mi wierzyć, że analizowałem to, nie spotkała mnie żadna przykrość ze strony Ślązaka - wyjaśnia.

Po drugie: pracowitość. - Tutaj praca jest kwestią honoru - mówi prof. Łukasiewicz. A im cięższa, tym większy honor. Profesor coś o tym wie. - Górnicy cieszyli się zawsze największym poważaniem. Miałem okazję zjechać na dół, gdy pracowałem w Mysłowicach. Był wypadek w kopalni, zginęło 90 ludzi. Lekarz kopalniany przyszedł do mojego szefa poprosić o pomoc. Zgłosiłem się na ochotnika. Pomyślałem, że nie wypada pracować na Śląsku i nie być nigdy w kopalni. Ale jak szybko zjechałem, tak szybko ratownik musiał mnie spanikowanego, ze łzami w oczach, wwieźć na powierzchnię. Powiedziałem sobie wtedy: nigdy więcej do kopalni, nawet w Guido nie byłem i nie chcę - śmieje się.

KLIKNIJ I PRZEJDŹ DO GŁOSOWANIA NA:
WYDARZENIE ROKU 2013 W WOJEWÓDZTWIE ŚLĄSKIM


*Głośni Ludzie 2013 Roku woj. śląskiego [ODDAJ GŁOS W PLEBISCYCIE]
*Abonament RTV 2014 [OPŁATY, TERMINY, ULGI]
*Najpiękniejsze kolędy [TEKSTY + MUZYKA] Która najlepsza? ZAGŁOSUJ
*Najlepsze piosenki świąteczne na Boże Narodzenie PLAYLISTA

Codziennie rano najświeższe informacje z woj. śląskiego prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tu lekarz, rodzina i praca cenieni jak nigdzie indziej [PRZYSTANEK ŚLĄSK] - Dziennik Zachodni