Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Moc przeznaczenia" - już po premierze RECENZJA

Magdalena Nowacka
Magdalena Nowacka
Fot. Krzysztof Bieliński/mat. Opera Śląska Bytom
"Moc przeznaczenia" - już po premierze. Dzieło Giuseppe Verdiego ponownie na deskach Opery Śląskiej w Bytomiu - po 56 latach. To trzeba zobaczyć!

"Moc przeznaczenia" - już po premierze.

W sobotę 18 marca na deskach Opery Śląskiej w Bytomiu zobaczyliśmy "Moc przeznaczenia". Przyjęto ją entuzjastycznie. Owacje na stojąco trwały kilka minut.

Najnowsza premiera w Operze Śląskiej, "Moc przeznaczenia" Giuseppe Verdiego w reżyserii Tomasza Koniny i pod kierownictwem Jakuba Kontza - rzuca na kolana. Tytuł jest jak najbardziej adekwatny do odbioru spektaklu; moc jest tutaj wszędzie : od perfekcyjnie wykonanej muzyki, przez doskonałych zarówno jako śpiewaków, ale i aktorów, solistów, kończąc na balecie, scenach zbiorowych, scenografii i grze świateł. To klasyka bez udziwnień, ale z pomysłem, oryginalnością i pełną harmonią. Historia tragiczna, wielowątkowa, pokazana została przez reżysera spójnie i przejrzyście. Czysto. Tak, jak chciał reżyser. Muzyka nie jest tu tłem, co czasem się zdarza. Ona jest najważniejsza.

Nie znajdziemy tu ani jednej fałszywej nuty, zgrzytu. Świetnie dobrane kostiumy pozwalają umiejscowić akcję może nie całkiem współcześnie, ale w czasach nie tak odległych, bo jednak w XX wieku. Warto zaznaczyć, że ta opera nie należy do najczęściej wystawianych. W Operze Śląskiej pierwsza i do tej pory jedyna inscenizacja miała miejsce w 1961 roku. Trudno się dziwić - to dzieło trudne technicznie, monumentalne. Jak przekonać do niego współczesnego widza? Reżyserowi udało się.

Część pierwsza należy zdecydowanie do Leonory ( Ewa Biegas). I tu od razu niespodzianka dla widza: solistkę widzimy najpierw nie na scenie, ale w bocznej, oświetlonej loży, gdzie w towarzystwie ojca, markiza Calatrava (w podwójnej roli Aleksander Teliga) razem z całą widownią ogląda występ tancerki (Wioleta Haszczyc). Kiedy zobaczymy całość, bez trudu uzmysłowimy sobie, że to historia Leonory opowiedziana tańcem. Tu mamy wartość, o której wspomina reżyser, mówiąc o walorach Opery Śląskiej - bliski, intymny kontakt z widzem. Na koniec spektaklu również ktoś pojawi się w loży, będzie to więc spięte klamrą.

Leonora i Don Alvaro (Maciej Komandera) planują ucieczkę i ślub. Kochanków zaskakuje ojciec Leonory. Don Alvaro próbuje go przekonać o czystej miłości do jego córki i uczciwych zamiarach, ale konfrontacja kończy się tragicznie : odrzucony przez mężczyznę pistolet przez przypadek wypala i rani śmiertelnie ojca dziewczyny. Umierający markiz przeklina córkę. Leonora szuka schronienia, gdzie mogłaby odbyć pokutę za brak posłuszeństwa wobec ojca.

Odrzucana, pomoc znajduje dopiero w osobie ojca Gwardiana - zakonnika, który przypomina jej ojca. W tę rolę wcielił się Aleksander Teliga, grający też prawdziwego ojca Leonory. I zrobił to świetnie - chociaż niewątpliwie ojca przypomina, to ma w sobie miłosierdzie, współczucie i empatię, których to cech markizowi brakuje.

Ewa Biegas w swojej roli pokazuje rozterki młodej dziewczyny i potęgę uczucia połączoną z potęgą wyrzutów sumienia. Scena, kiedy śpiewa arię na kolanach, pokazuje całą gamę możliwości wokalnych artystki. W scenie zbiorowej, zakonnicy odprowadzają ją do groty, gdzie ma czas spędzić na pokucie. Widzimy ją pragnącą uwolnienia się od poczucia winy, rozdartą. W scenie końcowej, to dojrzała kobieta, która umierając zapewnia ukochanego, że "Niebiosa wybaczą", a ona jest pełna wiary i ufności, że połączą się ze sobą po śmierci.

W roli Leonory, podczas kolejnych spektakli, zobaczymy jeszcze dwie inne artystki; wystąpią Karina Skrzeszewska i Anna Wiśniewska-Schoppa. Tak naprawdę widz może więc za każdym razem zobaczyć zupełnie inne przedstawienie.

Los Leonory to jeden z wątków. Równolegle toczy się wojna, która splecie losy jej ukochanego z losami Don Carlosa (Mariusz Godlewski), fanatycznego brata bohaterki, który swoje życie podporządkował chęci zemsty : chce zabić siostrę i jej wybranka.

Obaj artyści nie ustępują Ewie Biegas. W II części to oni są na planie głównym, wszak wojna to męska sprawa.
I chociaż zwykle mocniej wzruszają duety mieszane, to Mariusz Godlewski i Maciej Komandera pokazują, że męskie głosy potrafią pięknie współbrzmieć.

Postacią drugoplanową, aczkolwiek wprowadzającą mnóstwo kolorytu jest Anna Borucka w roli cyganki o imieniu Preziosilla (także jako wierna służąca Leonory na początku opery). Jest seksowna, zabawna, frywolna. Mimo że mówi o przeznaczeniu i to tym krwawym.

Siłę niosą w sobie także sceny zbiorowe. Doskonałym przykładem może być ta, kiedy markietanki zabawią się z żołnierzami, a każda z par tworzy tu swoją miłosną historię. Warto też zwrócić uwagę na światło, za które odpowiedzialny jest Dariusz Pawelec. Bo właśnie światło odgrywa tu niebagatelną rolę i tworzy połowę scenografii, która oszczędna, ale pomysłowo wykorzystana, nie odwraca uwagi od tego, co dzieje się na scenie. A to wcale nie jest takie oczywiste.

Nie chcę odbierać Państwu przyjemności oglądania zdradzaniem szczegółów, ale na pewno warto zwrócić uwagę w ostatnich scenach na efekt specjalny, który ma bardzo metaforyczny odbiór - pełnego katharsis. Co ciekawe, widzowie odczuli to przed rozpoczęciem opery... przypadek? A może moc przeznaczenia?

Następne spektakle: 25.03, 26.03, 28.03, 17.04, 13.05 i 14.05.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!