18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z głową w chmurach twardo stąpają po ziemi

Hanna Wieczorek
Stefan Świgoń
Stefan Świgoń Tomasz Hołod
Wysokim wcale łatwo się nie żyje. Może dlatego dobrze czują się w swoim towarzystwie.

Najwyższym człowiekiem świata jest mierzący 257 centymetrów Leonid Stadnikow z Ukrainy. Ale i on nie pobił rekordu wszech czasów, który należał do Roberta Pershinga Wadlowa. Amerykanin w chwili śmierci - a zmarł młodo, w wieku 22 lat - liczył sobie 272 centymetry. Dolnoślązakom daleko do nich. Wiktor Cudek, rekordzista z naszego województwa, ma 215 centymetrów wzrostu, a najwyższej Dolnoślązaczce Irenie Koleśnik-Folcie do dwóch metrów brakuje tylko 4 centymetrów.
Na temat wysokich wszystko wie Stefan Świgoń, który od ponad trzydziestu lat jest prezesem wrocławskiego Międzynarodowego Klubu Wysokich.
- Śmieją się ze mnie, że jestem niewysokim prezesem wysokich - mówi. - Mam tylko 176 cm wzrostu i ledwie się mieszczę w klubowych normach wyznaczonych dla pań. Bo do klubu mogą należeć mężczyźni, którzy mierzą więcej niż 185 centymetrów i panie mające więcej niż 175 cm.

Dzisiaj wysokie osoby nie są niczym szczególnym. Prezes Świgoń przypomina, że w każdej dekadzie średnia wzrostu rośnie o 1,5 centymetra. I nikogo już nie dziwi dziewczyna mająca 180 cm wzrostu.
Jednak trzydzieści czy nawet jeszcze piętnaście lat temu wysocy mieli problemy ze wszystkim: kupnem ubrania, butów, a nawet ze znalezieniem hotelu lub szpitala. Łóżka były dla nich za krótkie i często musieli spać na podłodze - na dwóch złączonych materacach. Dzisiaj nadal muszą uważać na głowę, wsiadając do autobusu lub tramwaju. I nadal zbyt gwałtowne poderwanie się z krzesła może źle się skończyć dla... żyrandola.
- Jeden z naszych opowiadał, jak to siedział u dyrektora w gabinecie- śmieje się Świgoń. - Dyrektor rozmawiał przez telefon, a on zaczął zbierać się do wyjścia, zahaczył głową o lampę i stłukł ją. A szef spokojnie, nie oglądając się, rzucił do słuchawki: "Nie, nic się nie stało. Szkło leci z sufitu, bo właśnie wychodzi ode mnie nasz najwyższy".

Po raz pierwszy w 1968 roku zwołał wysokich wrocławski dziennikarz "Słowa Polskiego" Michał Żywień.
- Michał organizował mnóstwo takich imprez - opowiada Marek Zygmunt (tylko 195 cm), który był na pierwszym spotkaniu w nieistniejącym już Klubie Dziennikarza przy ulicy Świdnickiej (naprzeciwko PDT-u). - Zapraszał bliźniaki, łysych, dziewczyny z warkoczami. Ale do dzisiaj przetrwaliśmy tylko my: wysocy.
Marek Zygmunt podkreśla, że dla niego klub ma specjalne znaczenie. To właśnie tu poznał swoją żonę Ewę (185 cm wzrostu). W tym roku obchodzą 30. rocznicę ślubu. - Byliśmy pierwszym małżeństwem skojarzonym wśród wysokich - opowiada. - Ale nie ostatnim. Śmiejemy się z żoną, że naszym swatem był profesor Miodek, bo poznaliśmy się na spotkaniu z nim, które zorganizował Klub Wysokich.

Dzieci Ewy i Marka też nie są niskie. Córka ma ponad 180 cm, a syn przerósł rodziców. Ma 208 centymetrów wzrostu.
- Jedno się nie zmieniło - mówi.- Wszyscy musimy uważać, wsiadając do tramwaju czy autobusu. Podróże komunikacją miejską zbyt często kończą się dla nas poobijaną głową.
Klub Wysokich prawdziwego rozmachu nabrał, kiedy w 1972 roku trafił pod opiekuńcze skrzydła Stefana Świgonia. To właśnie on wpadł na pomysł, żeby organizować raz do roku spotkania wysokich połączone z balami. Pierwszy odbył się w Piwnicy Świdnickiej. I już wtedy zatańczono obowiązkowego dzisiaj poloneza.
- Początkowo Klub Wysokich był częścią wrocławskiego klubu młodzieżowego WeKuM - wspomina. - Teraz WeKuM jest wspomnieniem, a wysocy nadal działają.

Klub rozsławiły bale i radio. A potem były jeszcze telewizyjne relacje ze spotkań. Po audycji nadanej bodajże w "Lecie z radiem" listonosz przynosił dziennie 40-60 listów z całej Polski.
- Trudno było wszystkie przeczytać, a co dopiero mówić o wysłaniu odpowiedzi - wspomina Stefan Świgoń. - A niektóre były naprawdę dramatyczne. Szczególnie dziewczyny miały kompleksy związane ze swoim wzrostem. Żyrafa, wieża to najłagodniejsze docinki padające ze strony rówieśników. Niektórym tak to przeszkadzało, że zamykały się w sobie, nie chciały nawet wychodzić z domów. Wielu pomogły klubowe spotkania. Zobaczyły, że są dziewczyny wyższe od nich. A wiele z nich w klubie znalazło męża.
- Jak dobrze policzyć, to przez czterdzieści lat uzbiera się ze sto takich par - mówi Świgoń.

Klub był przeznaczony przede wszystkim dla młodych ludzi - w wieku od 18 do 35 lat. Ale starszych nikt nie wyrzucał. Tym bardziej że z czasem zaczęto nawiązywać międzynarodowe kontakty. Okazało się, że podobne kluby działają w Irlandii, Szwecji, Czechach, Stanach Zjednoczonych. Najwięcej jest ich chyba w Niemczech.
- Ale tam skupiają przede wszystkim emerytów - mówi Stefan Świgoń. - Pewnie dlatego, że oni mają czas na taką działalność.
Polscy wysocy biorą udział w corocznych europejskich spotkaniach dryblasów. Do połowy lat dziewięćdziesiątych wrocławskie bale wysokich cieszyły się ogromnym powodzeniem u obcokrajowców. Zainteresowanie zmniejszyło się, kiedy w 1995 roku jednemu z nich ukradziono samochód we Wrocławiu.
- To był Holender, miał 232 centymetry wzrostu - opowiada Świgoń.

Dzisiaj wrocławski Międzynarodowy Klub Wysokich liczy około 400 członków z całej Polski. Wśród nich jest Krystyna Rędzia z Opola niedaleko Siedlec.
- Mam 193 centymetry wzrostu, ale nigdy to nie był dla mnie powód do kompleksów. Cała moja rodzina jest wysoka - opowiada.
Przyznaje, że w podstawówce i liceum górowała nad rówieśnikami; dopiero na studiach, w Akademii Wychowania Fizycznego w Białej Podlaskiej, przestała wyróżniać się wzrostem.
- O balach organizowanych przez Klub Wysokich usłyszałam w radiu. I przyjechałam. Nagle zobaczyłam, że są dziewczyny wyższe ode mnie - śmieje się. - Na jednym z nich poznałam męża, przyjechał do Wrocławia z Radomia.

Sławomir Rędzia, podobnie jak żona, ma 193 centymetry wzrostu. Ale, jak podkreśla pani Krystyna, jest znacznie solidniejszej budowy.
- Ślub wzięliśmy dwadzieścia lat temu - zwierza się. - Mamy dwóch pięknych, wysokich synów, którzy przerośli mnie i męża.
Pani Krystyna często się uśmiecha. Dobry humor nie opuszcza jej nawet wtedy, gdy wspomina, jak jeździła małym fiatem. - A dlaczego mam się krzywić? - pyta. - Tak naprawdę to nie był problem dla mnie, ale dla tych, którzy siedzieli z tyłu. Ja jedynie odsuwałam do końca fotel.
Tegoroczne spotkanie wysokich odbędzie się jutro. Jest już długa lista tych, którzy zamierzają się na nim bawić, bo to spotkanie będzie specjalne. Klub obchodzi 40. urodziny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska