W tragedii z 2006 roku, największej od 30 lat w polskim górnictwie zginęło 23 górników i pracowników zewnętrznej firmy Mard. Jeden ze świadków tłumaczył absencję... przeprowadzką poza Śląsk. Pustoszeje też ława oskarżonych. Z 17 osób z kierownictwa kopalni i Mardu rozprawie nie przysłuchiwało się wczoraj czterech oskarżonych. Mieli jednak usprawiedliwienie.
Niewiele nowego wniosły zeznania też Bogdana Jóźwiaka, ojca zmarłego 21-letniego Przemysława, który pracował przez cztery miesiące w firmie Mard. Firma miała w Halembie, z poziomu 1030 metrów, wyciągnąć elementy urządzeń. Z wykształcenia Jóźwiak był elektrykiem. Nim zjechał na dół, przeszedł jednodniowe szkolenie. W Halembie miał pomagać w przy transporcie rabowanych obudów.
- Syn był żółtodziobem, powtarzał to, co słyszał od innych. Podobała mu się ta praca do momentu, gdy bardziej doświadczeni koledzy zaczęli mówić o przekroczeniach stężenia metanu - mówił wczoraj Bogdan Jóźwiak, również pracujący w górnictwie. Świadek przyznał, że nie słyszał od syna o naciskach ze strony dyrekcji, by przyspieszyć prace, ani o fałszowaniach dokumentacji czy czujników. Przyznał, że to normalne i na innych kopalniach - czujniki podstawia się pod źródło świeżego powietrza.
Przypomnijmy: do przesłuchania w tej sprawie jest 300 świadków. Na razie są to rodziny ofiar, potem przyjdzie czas m.in. na specjalistów z branży górniczej. Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do winy. Grozi im do 12 lat więzienia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?