Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielbiciel polityki i ciastek, czyli Jerzy Buzek prywatnie

Jadwiga Jenczelewska
Fot. Archiwum Rodzinne Buzków
Co lubi jeść, czym jest dla niego rodzina i skąd wziął się w polityce. Prezentujemy portret Jerzego Buzka, człowieka, który wkrótce może objąć fotel przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, na podstawie opowieści rodziny Buzków.

Czy wiecie, co to są rożeczki? To małe ciasteczka w kształcie rogalików z płatków owsianych o maślanym smaku posypane z wierzchu cukrem pudrem. To przysmak kuchni cieszyńskiej. Jurek je wprost uwielbia. Ale nie ma czasu ich jeść - mówi Helena Macha z domu Buzek, siostra Jerzego Buzka. Zawsze, gdy brat przyjeżdża do ich katowickiego domu przy ulicy Osikowej, rożeczki muszą być! Także zupa, bo na drugie danie nigdy nie ma czasu. Może być pomidorowa, choć najlepiej rosół z lanym ciastem.

- Wpada tu przeważnie, gdy jest przejazdem na Śląsku. Czasem tylko nocuje; późno przychodzi, wcześnie wychodzi, szybko znika i ciągle gdzieś gna. Jest jak wiatr, po którym zostaje tylko muśnięcie - mówi pani Helena. Dla profesora nauk technicznych, byłego polskiego premiera i powtórnie posła do Parlamentu Europejskiego - siostra Lusia.

Kim jest ten szpakowaty, dystyngowany pan, który kilka dni temu zgarnął największą liczbę głosów polskich wyborców - bez mała 400 tysięcy? Skąd się wziął człowiek, który lada moment może się stać w zjednoczonej Europie jedną z najważniejszych osób. Kim jest ten Polak, który jako pierwszy ma szansę pełnić międzynarodowy urząd, po jaki w długiej historii naszej państwowości nie sięgał żaden z naszych rodaków? Kim jest Jerzy Buzek?

Kiedy w 1997 roku Marian Krzaklewski, ówczesny przewodniczący NSZZ Solidarność i szef AWS, wymyślił Jerzego Buzka na urząd polskiego premiera, wszyscy pytali: "Co to za Buzek?

- A przecież mój syn nie wziął się znikąd - powtarzała zawsze Bronisława, matka Jerzego. Zmarła w 2003 r. Pochowano ją obok męża, Pawła Buzka, na cmentarzu ewangelickim w Chorzowie. Paweł Buzek zmarł bardzo wcześnie: w 1953 roku. Zostawił żonę z dwójką dzieci - Jurek miał wtedy 13 lat, Lusia - 16.
Z pewnością tym, co ukształtowało charakter i osobowość Jerzego Buzka są: pochodzenie ewangelickie i przedwczesna śmierć ojca. A także działalność opozycyjna i organizowanie solidarnościowych struktur na Śląsku i w Zagłębiu, choroba córki i... objęcie urzędu premiera RP. Buzkowie to stara ewangelicka rodzina ze Śląska Cieszyńskiego. Wywodzą się z miejscowości Końska koło Trzyńca na Zaolziu. Mają udokumentowane pochodzenie aż do XVII wieku. Tej wierze są wierni do dziś, choć nie ukrywają, że w rodzinie przybywa katolików.

- Rozjechaliśmy się po świecie i coraz trudniej o ewangelickiego partnera. Żona brata, Ludgarda, jest katoliczką, córka Agata - po mamie - także. Wiara dla Buzków jest bardzo ważna. W naszym zaolziańskim domu zawsze był portret Marcina Lutra. Na honorowym miejscu stała Postylla - zbiór kazań. Jeden z naszych przodków, Andrzej Buzek, był ewangelickim pastorem. Wszyscy otrzymywali staranne wykształcenie - tłumaczy Helena Macha.
Niewprawny biograf łatwo może się pogubić między Jerzymi, Józefami, Andrzejami i Pawłami Buzkami, bo te imiona nadawano chłopcom z familii nader często. Widać to wyraźnie na starannie wyrysowanym drzewie genealogicznym rodziny Buzków. Poza rolnikami mnóstwo tu też lekarzy, inżynierów, prawników i ludzi z prawdziwą pasją społeczną.

Jerzy, cztery pokolenia wstecz, był co prawda rolnikiem, ale znał cztery języki obce i skończył szkołę rolniczą. Został przypisany do ziemi, bo ktoś musiał objąć ojcowiznę, więc przerwał nauki. Senator Józef Buzek był synem rolnika, Jerzego Buzka, czyli pradziadka dzisiejszego eurodeputowanego. Był profesorem; żył w latach 1873-1936. Wymyślił i stworzył w naszym kraju Główny Urząd Statystyczny, a także został jego pierwszym prezesem.

Za Józefa Buzka odbył się w Polsce pierwszy Narodowy Spis Powszechny. GUS to jedyny polski urząd, który ma nazwę, zakres działania i statut niezmieniony do dziś. Ten sam Buzek był pierwszym przedstawicielem Polski w Międzynarodowej Organizacji Statystycznej. .

Paweł Buzek, ojciec byłego premiera, był inżynierem elektrykiem zatrudnionym w chorzowskiej elektrowni. Ponieważ rodzinne strony znalazły się po wojnie na Zaolziu, Buzkowie z Chorzowa nie mogli odwiedzać swoich najbliższych.

- Nie wolno nam było jechać do dziadków - mówi pani Helena. - Ojciec chorował krótko, a gdy zmarł w 1953 roku, zostaliśmy półsierotami w mieście oddalonym od rodziny - dodaje. Wspomina, jakie to były trudne czasy. Bronisława Buzek sama wychowywała dwoje dzieci. We trójkę poznawali gorycz i ciężary spadające na rodzinę pozbawioną ojca żywiciela. To były też skomplikowane czasy PRL-u. Ale jakoś dawali sobie radę. Matka pracowała, dzieci się uczyły.

- Rodzina była daleko, dziadkowie na Zaolziu, a władze nie pozwalały nam na kontakty rodzinne. Byliśmy sami z mamą, zdani na siebie. Trudno się dziwić, że staliśmy się dla siebie całym światem. I tak pozostało do dziś. To, że jesteśmy w różnych miejscach, przeważnie oddaleni, nic nie znaczy. W rodzinie liczy się to coś, co jest między słowami, między zwykłymi wydarzeniami, co dla nas jest ważne i bliskie - dodaje pani Helena.
W rodzinnym albumie jest z tego czasu wiele fotografii. Jurek i Lusia na wiklinowej kanapie, razem na huśtawce, w jakimś zbyt małym wózeczku, Jurek z otwartą buzią, a siostra karmi go łyżeczką. - I tak zostało do dziś - śmieje się Helena Macha.

W 1963 roku Jerzy Buzek skończył Wydział Mechaniczno-Energetyczny Politechniki Śląskiej i otrzymał dyplom magistra inżyniera mechanika-energetyka. Rozpoczął pracę w Instytucie Inżynierii Chemicznej Polskiej Akademii Nauk w Gliwicach. Właśnie wtedy poznał Ludgardę Czaplę. Pobrali się w 1974 roku. Po dwóch latach urodziła się córka Agata. Do końca lat 70. małż0nkowie zajmowali się głównie pracą naukową.

We wrześniu 1980 roku życie zdominowała rodząca się Solidarność.
- Mąż założył związek zawodowy "S" w Instytucie Inżynierii Chemicznej Polskiej Akademii Nauk w Gliwicach. W tamtych czasach wszyscy należeliśmy do tego związku - od profesorów, po pracowników administracji, a nawet sprzątaczki. Mąż co jakiś czas był wzywany na milicję, na przesłuchania. Potem była działalność podziemna - mówi Ludgrada Buzek.

Wspomina, że gdy zaczynał się kolejny weekend, Jerzy wyjeżdżał do Gdańska. Wracał wieczorem w niedzielę.
- Zawsze czekaliśmy na niego z niepokojem. Nigdy nie byliśmy w stanie przewidzieć, co się wydarzy. A przecież wtedy nawet nie mieliśmy w domu telefonu. Nie można było zadzwonić i zapytać, co się dzieje - wspomina Ludgarda Buzek .

13 grudnia 1981 roku uniknął internowania, bo zdążył umknąć milicji. Potem się ukrywał. Dzięki temu wspólnie z kolegami mogli wydawać powielaczowy biuletyn "S". Mozolnie odtwarzali struktury związku: w Gliwicach, Dąbrowie Górniczej, Bytomiu, Jastrzębiu-Zdroju i okolicach. Buzek używał wtedy konspiracyjnego pseudonimu "Karol", czyli drugiego imienia.

- To był trudny czas, ale byliśmy szczęśliwi. Mąż okazał się wielkim przyjacielem Rafała, mojego syna z pierwszego małżeństwa - dodaje pani Ludgarda.

I wtedy rodzinę spotkał prawdziwy cios. Na Wielkanoc 1985 roku, gdy Agata miała wkrótce przystąpić do I komunii świętej, lekarze zdiagnozowali u niej nowotwór - ziarnicę złośliwą. Rozpoczęła się straszliwa walka o życie dziecka.
- Przez cztery lata żyliśmy na skraju wytrzymałości psychicznej - mówi pani Ludgarda.
To była choroba węzłów chłonnych. Agata często się przeziębiała, była bardzo blada, anemiczna. Prześwietlenie wykazało zmiany w płucach. Na plecach, w rejonie łopatki, widać było powiększone węzły chłonne. To była dosłownie walka na śmierć i życie. Choroba miała dwa nawroty, choć normalnie pojawia się raz; jeśli udaje się ją wyleczyć, chory wraca do zdrowia.

W przypadku Agaty było inaczej. Profesor Franz Berthold z kliniki w Kolonii, który ją leczył, powiedział, że w jego praktyce medycznej był to pierwszy taki przypadek, bo nigdy nie miał u siebie dziecka z nawrotem tej choroby.

Ostatni zabieg i chemioterapia zakończyły się wiosną 1989 roku. Buzkowie jeszcze nie wiedzieli, że dla nich zaczyna się wielkie zwycięstwo: Agata wyzdrowiała, a niedługo potem, 4 czerwca, odbyły się pierwsze prawie wolne wybory i agonia komunizmu.

- To był nasz najszczęśliwszy rok - mówi Ludgarda Buzek.
Gdy trzy lata temu, we wrześniu 2006 roku, Agata wychodziła za mąż, profesor Berthold przyjechał na jej ślub.

- Zachowywał się jak drugi prawdziwy ojciec. Był szczęśliwy. Bo to on uratował jej życie - dodaje matka.
Do bliskich przyjaciół Jerzego Buzka należy prof. Leon Troniewski związany z Politechniką Opolską. Przyjaciele znają się nie gorzej niż bliscy w rodzinie. Ich przyjaźń przetrwała prawie 50 lat, a zawiązała się w czasach, gdy razem studiowali. Profesor, pytany o przyjaciela, mówi: - Trudno mi go ocenić jako polityka. Ale znam go jako człowieka i wiem, że ma wyjątkową zdolność zjednywania sobie ludzi. Gdy cokolwiek się działo, gdy trzeba było decydować, natychmiast przejmował inicjatywę. To urodzony negocjator. Potrafi rządzić ludźmi w ten sposób, że oni o tym nie wiedzą. To typ nie tyle przywódcy, co przewodnika. Opanowany, dynami-czny i pełen niespożytej energii.

Profesor Troniewski mówi też, że Jerzy Buzek potrafi być duszą towarzystwa, ale nie jest to biesiadnik, który opowiada niewybredne dowcipy. Aby podczas imprezy podtrzymać nastrój, chętnie bawi towarzystwo regionalnymi powiedzonkami. Wtedy wychodzi z niego śląska dusza.
- Proszę mu powiedzieć, że od kilku dni nie mogę się do niego dodzwonić, więc ściskam go... telefonicznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wielbiciel polityki i ciastek, czyli Jerzy Buzek prywatnie - Dziennik Zachodni