Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gliwice: Uzbecy z wizą na bruku

Joanna Heler, Sławomir Cichy
Obywatele Uzbekistanu koczują na gołej ziemi. Pomagają im mieszkańcy okolicy
Obywatele Uzbekistanu koczują na gołej ziemi. Pomagają im mieszkańcy okolicy FOT. MARZENA BUGAŁA
Od czwartku w gliwickiej dzielnicy Łabędy koczuje w namiotach i szałasach, zbitych z drewnianych palet nakrytych folią, siedemnastu obywateli Uzbekistanu. Okoliczni mieszkańcy przynoszą im koce i posiłki.

Właściciel terenu kazał im się wynosić, bo boi się epidemii. Sytuacja jest patowa. Uzbecy do Polski przyjechali legalnie, żeby stawiać w Łabędach domy. Wylądowali na gołej ziemi, kiedy zerwali umowę o pracę. Rozczarowanie przyszło w chwili wypłaty. Za miesiąc pracy dawano im od 600 do 2,7 tys. złotych.

Tu nikt się nie obijał, pracowaliśmy nawet po 10 godzin dziennie

Twierdzą, że przedstawiciel firmy Bertur Biznes z Uzbekistanu, która ich zatrudniała, obiecywał im po 3 tysiące dolarów! Nic o tym nie wie gliwicki zakład budowlany Jukow. Jego szefowej, Annie Marii Siemienowicz, pośrednika w sprowadzeniu ludzi do pracy poleciło uzbeckie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.

- Ile dokładnie mieli dostawać pieniędzy - nie wiem. To sprawa umowy między nimi a Bertur Biznes, któremu przekazywałam pieniądze na wypłaty. Uzbekom miałam tylko zapewnić wyżywienie i hotel robotniczy. Odchodząc ze stanowisk pracy, świadomie pozbawili się dachu nad głową - mówi Anna Maria Siemienowicz.

Roman Dryps, przedstawiciel Bertur Biznes, przyjechał wczoraj do koczujących. Usiłował ich przekonać, by jednak podjęli pracę. Nic nie wskórał. Jednak jeśli Uzbecy nie zarobią - nie będą mieli pieniędzy na wyjazd. Nie mogą też podjąć pracy w innej firmie niż ta, do której zostali skierowani. Umowy na legalny pobyt w Polsce wygasają im w grudniu.

Mariusz Dobrzaniecki z Wydziału Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego o koczujących Uzbekach dowiedział się od nas. Twierdzi, że do wojewody należy jedynie wydanie zgody na pracę. Urząd nie ma narzędzi, dzięki którym mógłby kontrolować cudzoziemców pracujących na naszym terenie. Żadnych kroków, by pomóc swym obywatelom, nie poczynił też konsulat Uzbekistanu w Polsce.

Do Polski Uzbecy przyjechali w kwietniu. W Łabędach mieli stawiać domy. Rąk do pracy poza granicami Polski szukała od dłuższego czasu gliwicka firma budowlana Jukow, na placu budowy w Łabędach działająca jako podwykonawca. Jej właścicielce, Annie Marii Siemienowicz, firmę Bertur Biznes wyszukującą pracowników w Uzbekistanie poleciło uzbekistańskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
- Już wtedy coś mnie powinno tknąć, bo firma Bertur Biznes mająca swą siedzibę w Uzbekistanie, poprosiła mnie o pożyczenie 15 tysięcy dolarów na zorganizowanie przyjazdu pracowników do Polski. Nie zgodziłam się, bo już wydałam ok. 60 tys. złotych na załatwienie dokumentów legalizujących ich pobyt, w tym wiz. Ludzi przyjechało 23 - mówi Anna Maria Siemienowicz. Twierdzi, że nic nie wiedziała o obietnicy zarobków w wysokości 3 tys. dolarów. Pieniądze na wypłaty przekazywała Berturowi.

Roman Dryps, polski przedstawiciel Bertur Biznes, twierdzi, że Uzbecy mieli pracować w Polsce na podstawie grupowego kontraktu, a nie indywidualnych umów (Uzbecy twierdzą, że takich nie podpisywali, nie widziała ich także właścicielka Jukowu - dop. red.), w którym dookreślono, jakie stawki przysługują im w zależności od tego, jak efektywnie pracowali. Wysokość ich pensji miała więc zależeć np. od tego, ile metrów kw. tynku położyli.

- W Uzbekistanie powiedzieli nam, że zarobimy 3 tysiące dolarów. Tu nikt się nie obijał, pracowaliśmy nawet po 10 godzin dziennie. Zostaliśmy oszukani i nawet nie mamy na to żadnego dowodu, bo poza zaświadczeniem o legalności zatrudnienia żadnymi innymi dokumentami nie dysponujemy - mówi 32-letni Musat, twierdząc, że niektórzy w ogóle nie dostali pensji.

Roman Dryps próbował wczoraj rozmawiać z robotnikami. Nie byli skłonni do rozmów. Woleli przesiadywać w namiotach, które ustawił im mieszkaniec pobliskiego domu, Henryk Mizerski. Kładli się w skołtunionym barłogu w prowizorycznym schronieniu zbitym z drewnianych palet i nakrytym folią. Cały swój majątek zrzucili na jedną stertę i też zakryli workami. Ręce grzali przy ognisku. Mieszkańcy Łabęd wraz z proboszczem parafii św. Anny od kilku dni przynoszą im jedzenie i koce.
- Nie wiem, skąd w nich taka niechęć do roboty. Tłumaczyłem im, że 3 tys. dolarów to nawet polski budowlaniec nie zarobi. Jeśli nie podejmą pracy w miejscu, gdzie swe usługi świadczy Jukow, nie mogą w Polsce nadal przebywać. Skąd mają wziąć pieniądze na powrót? - pyta Dryps i twierdził, że nie może pokazać umowy zawartej z Uzbekami, bo jej nie ma.

Barbara Borycz, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Katowicach, jest zaskoczona informacją o strajku Uzbeków.

- Nie przypominam sobie, aby podobna sytuacja miała wcześniej miejsce. Ja z czymś takim się nie spotkałam. Jednak decyzje, co dalej będzie się dziać z tymi ludźmi, nie należą do nas, a do Urzędu Wojewódzkiego - mówi. Mariusz Dobrzaniecki z Wydziału Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego twierdzi, że urząd nie ma narzędzi, dzięki którym mógłby kontrolować cudzoziemców pracujących na naszym terenie. To zadanie dla straży granicznej. Każda praca podjęta przez Uzbeków poza zezwoleniem, które precyzyjnie podaje pracodawcę i miejsce zatrudnienia, jest nielegalna.

- Jeśli dostaniemy zgłoszenie, że ci panowie podjęli pracę w szarej strefie, bez zezwoleń, wszczęta zostanie stosowna procedura unieważnienia wiz, a w konsekwencji pojawi się możliwość wydalenia ich z terytorium RP. Rezygnacja z pracy może być uznana za powód do unieważnienia dokumentów - mówi rzecznik Śląskiego Oddziału Straży Granicznej, ppłk. Aleksander Kiełt.

Uzbecy, mając ważną wizę jeszcze co najmniej sześć miesięcy, mogą jednak zwrócić się do swojego pracodawcy, aby poszukał im innego zajęcia i wystąpił o stosowne pozwolenia.

Anna Maria Siemenowicz z firmy Jukow dodaje, że podejmie czwartą z kolei i ostatnią próbę zachęcenia Uzbeków do powrotu na plac budowy. Na takich samych warunkach płacowych, ale bez opieki medycznej i wyżywienia. Do konsulatu wysłała pismo, że jeśli mężczyźni nie przystaną na jej warunki, wystąpi o anulowanie ich zezwoleń na pracę. Jej firma nie wywiązując się z warunków umowy z przedsiębiorstwem, które zleciło jej budowę, płaci kary umowne.
Opuszczenia zajmowanego przez Uzbeków terenu zażądał także jego właściciel. Obawia się epidemii, bo cudzoziemcy nie mają toalet, ani bieżącej wody. Na pytanie, czy konsulat zamierza włączyć się w pomoc swym obywatelom, nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Mówi Przemysław Pogłódek, ekspert prawa pracy

Pracownicy z Uzbekistanu powinni podpisać umowy indywidualne, a nie pracować tylko na podstawie tzw. umowy eksportowej między firmą rekrutującą, a pracodawcą. Umowa eksportowa określa raczej szerokie zasady współpracy między firmami.
W umowach indywidualnych powinny zostać zapisane bardziej szczegółowe dane, na przykład informacje o stawkach za konkretną pracę. Wtedy uniknięto by nieporozumień kto i za ile miał pracować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!