Grzegorz Mamiak mówił podczas rozprawy w Sądzie Okręgowym w Gliwicach, że do tzw. wybić prądu, sygnalizujących wzrost stężenia metanu, dochodziło na jego dniówkach poprzedzających tragedię co najmniej trzykrotnie.
- Na szkoleniach mówiono nam, że nawet podczas krótkotrwałych przerw w dopływie prądu ktoś z dozoru ma nas kierować w bezpieczne miejsce. Gdy pytaliśmy, dlaczego tak się nie dzieje, odpowiadano nam, że przecież prąd zaraz będzie. Faktycznie, trwało to od 3 do 5 minut. Nie prowadziliśmy wówczas żadnych prac, bo mogłyby one wywołać iskrę, a ta zapłon - opisywał świadek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?