18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Talent ciut zagubiony

Michał Smolorz
Kielecki scyzoryk, Dariusz Niebudek, lansuje śląskość
Kielecki scyzoryk, Dariusz Niebudek, lansuje śląskość Fot. Telewizja Silesia
Dariusz Niebudek, aktor, śpiewak, showman, konferansjer i posiadacz stu innych wcieleń, rozmienia się na drobne, realizując jakby starą zasadę Kazimierza Kutza: "Aby coś sensownego zrobić, trzeba ze Śląska wyjechać". Doprawdy?

Nie po raz pierwszy piszę - i jak zawsze z przykrością - że Śląsk jest wielką maszyną do marnowania talentów. Od dziesięcioleci wisi nad nami jakieś dziwne przekleństwo, w którym sprawdza się Kutzowska zasada: "Aby coś sensownego zrobić, trzeba stąd wyjechać". Wprawdzie w każdym pokoleniu pojawia się grupka zapaleńców-idealistów, którzy usiłują zadać kłam tej regule, ale ci zazwyczaj przegrywają. Dlatego z rosnącą troską spoglądam na rozliczne talenty Dariusza Niebudka, aktora, śpiewaka, showmana, konferansjera i posiadacza stu innych wcieleń. Talenty, które zdają się topić w tej magmie.

Smakowita rola

To nie będzie recenzja z przebojowej premiery musicalu "Producenci" w Teatrze Rozrywki. Recenzenci teatralni nie lubią, jak odbiera się im chleb, i ja to rozumiem. Bawiłem się przednio, bo znów dyrektor i artyści poszli na całość - jeszcze trochę, a uwierzę, że bezpowrotnie minęła epoka teatralnych ersatzów. A piszę o "Producentach", bo z radością znów (po sporej przerwie) zobaczyłem na chorzowskiej scenie tegoż Dariusza Niebudka. Zobaczyłem w tym, co wychodzi mu najlepiej: w porywającym aktorstwie musicalowym.

Im bardziej radowałem się smakowitością tej roli, tym smutniejsza nachodziła mnie zaduma. Ten nietuzinkowy artysta od ponad 20 lat plącze się po śląskich scenach, estradach i planach telewizyjno-filmowych. To kawał czasu, wart może jakiegoś okolicznościowego benefisu. Wart także poważnego namysłu o własnym artystycznym emploi. Napisałem, że Niebudek "plącze się", bo tak jest w istocie. Wyposażony został przez Pana Boga w radosną urodę, znakomitą muzykalność, barwny i dobrze ustawiony głos, a do tego sceniczny wdzięk (a może nawet urok) oraz poczucie humoru i błyskotliwość (u aktorów cechy nie tak pospolite, jak się zdaje). I być może przez nadmiar bożych darów ciągle sprawia wrażenie, jakby nie miał na siebie dobrego pomysłu.

Niebudek z mieszaniną wstydu i dumy mówi o sobie, że jest kieleckim scyzorykiem naturalizowanym na Śląsku. Przyjechał tu w kiepskich latach 80., zaczepiając się w Teatrze Rozrywki. Potem trochę pobył w Teatrze Zagłębia, potem rzucił wszystko w pierony i uwierzył w wolny rynek, na którym miota się do dziś. Tu coś zagra, tam wystąpi, ówdzie poprowadzi, jeszcze gdzie indziej zaśpiewa. Jeśli przyjrzeć się jego CV, to teoretycznie wszystko wygląda imponująco: długa lista ról teatralnych, jeszcze dłuższa filmografia i dorobek telewizyjny. Problem w tym, że większość tego repertuaru, to doraźne chałturki, którym daleko do artystycznej wyrazistości, a czasami nawet daleko do artyzmu w ogóle.

Dobry w śląskości?

Rano "Brunetki, blondynki" zaśpiewane "pod Kiepurę", potem piosenki Kaczmarskiego, w doskoku rólka w objazdowej farsie, potem reklama piwa lub lokaty bankowej. A nad wszystkim nieśmiertelne piętno tak zwanej "śląskiej piosenki biesiadnej", bo artysta wmówił sobie, że jest dobry w śląskości, a śląscy ziomkowie darują każdą tandetę, jeśli tylko artysta potrafi powiedzieć "jo kochom ta ziymia" i popłynąć w rytm szmirowatych "hajmatów".
Jest w Dariuszu Niebudku coś z niepokornej duszy śp. Stanisława Ptaka. Choć obu dzieli różnica półtora pokolenia i każdemu przyszło dojrzewać w innym momencie dziejowym i w innym ustroju politycznym i rynkowym, widać wiele podobnych dylematów i wyborów. Wystarczy przyjrzeć się życiorysom artystów - podobieństwa są bardzo wyraźne. Obaj weszli na scenę nieco z przypadku, bocznymi drzwiami, szukając dopiero miejsca w życiu. Obaj byli talentami samorodnymi i faktycznymi samoukami, co najwyżej wspieranymi pomocą doświadczonych mistrzów. Obaj dyplomy aktorskie uzyskali eksternis- tycznie. Obaj poszukiwali miejsca pomiędzy aktorstwem dramatycznym i muzycznym.

Reinkarnacja

Jest jedna wielka różnica, wynikająca czy to z odmienności charakterów, czy może z kontekstu czasu i miejsca: Stanisław Ptak był bardziej stanowczy w kreowaniu własnej sztuki. Dzięki temu pozostawił po sobie wspomnienie kreacji wybitnych, które pamiętamy do dziś, choć od premier minęła cała epoka, a sam artysta nie żyje od 10 lat. Być może ta wyrazistość była konsekwencją uporu i bezkompromisowości, za którą artysta nieraz płacił wysoką cenę.

Iluż to reżyserów i dyrektorów usiłowało mu przypiąć łatkę człowieka "trudnego", albo "kontrowersyjnego". Dariusz Niebudek nie jest ani trudny, ani kontrowersyjny. Wprost przeciwnie, jest w kontaktach uroczy i ugodowy, jest lubiany przez wszystkich i nie znajdziesz nikogo, kto powiedziałby o nim złe słowo.

Wszystko, jak leci

Nawet wtedy, gdy nie nauczy się tekstu, gdy spóźni się na próbę albo popełni jakieś inne artystowskie grzeszki - producenci i reżyserzy wybaczają mu.

Nigdy nikomu nie odmawia, bierze wszystko jak leci, od akademii na Dzień Kobiet po otwarcie supermarketu. Po drodze reklamówka z doskoku, rólka dublerska na scenie i godzina beblania w telewizji.

Nie tak dawno snuliśmy refleksje nad zmarnowanymi talentami innego śląskiego artysty z tego pokolenia, Krzysztofa Respondka. Ów świadomie zrezygnował ze znakomicie rozkwitającej kariery aktora musicalowego, w której był o krok od największych sukcesów artystycznych. I na lata (może na zawsze?) ugrzązł w niewyszukanych estradowych chałturach kabaretu Rak i w żenujących rólkach w produkcjach niskich lotów (pokroju "Świętej wojny").

Ma to swoją wielką zaletę - zapewnia życie na dostatnim poziomie przy minimalnym wysiłku twórczym. O skali swoich możliwości Respondek przypomniał, wygrywając w cuglach teleturniej "Jak oni śpiewają". Dariusz Niebudek zdaje się podążać tą samą drogą. Pozostaje postawić pytanie: czy w naszej metropolitalnej wiosce artysta musi tak działać, aby przeżyć i nie umrzeć z głodu? Czy naprawdę nie stać nas na dobre i twórcze wykorzystywanie danych nam talentów?
Cóż, broadwayowskich musicali nie wystawia się u nas co tydzień, za to regionalnych festynów i okolicznościowych chałturek nie brakuje. W tych pierwszych trzeba dać z siebie wszystko, najpierw poświęcając długie tygodnie na naukę i mordercze próby. Za te same pieniądze można coś dośpiewać bez wysiłku (często z playbacku) i bez stresującej odpowiedzialności za wielki wspólny wysiłek całej teatralnej machiny.

A jednak wciąż otwarty pozostaje dylemat, czy utalentowany artysta może w zgodzie z własnym sumieniem rozmieniać się na drobne, czy nie popełnia śmiertelnego grzechu zaniechania i marnotrawstwa.

Posłowie

Dlatego dziękuję dyrektorowi Teatru Rozrywki, że z taką determinacją sięga po aktorów "poszukujących" i od czasu do czasu pomaga im odnaleźć właściwe powołanie.

A Dariuszowi Niebudkowi dziękuję, że mimo wszystko nie uchyla się od takich szans i od czasu do czasu przypomina sobie, do czego go Pan Bóg stworzył.

Jednocześnie gorąco namawiam P.T. Czytelników, aby w nowym sezonie pofatygowali się do Chorzowa i pokazali artystę dzieciom: "Patrz, Jasiu, to jest ten pan od biesiadnych szlagierów i od reklamy sześcioprocentowych kont". Na pewno nie pożałujecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!