Egzotyczna Polska czeka

Każdego rodaka stać było na kupno łóżka polowego. Potem awansował do "szczęki"- czyli zamykanego na noc metalowego stoiska. Komu się powiodło- zasiedlał osiedlowy kiosk, a po paru latach budował zgrabny pawilon. Kiedy duch polskiej przedsiębiorczości został na tyle skutecznie zabity, że rozpoczęła się droga odwrotna? Znikają osiedlowe sklepiki, a na trzy wiatry rozganiane są dzielnicowe bazarki. Czy na końcu tej drogi będzie cerata rozkładana na chodniku i zabawa w chowanego ze strażą miejską?

Miasta w świecie tyle dla turysty są warte, co ich śródmiejska egzotyka. Dlatego błędem jest wyganianie handlu bazarowego na obrzeża miast, bo wówczas one zamierają. Wie to każdy, kto odwiedza wymuskane, nudne przez swą powtarzalność stolice świata i choćby ulicę Chorzowską w Katowicach. Natychmiast tęskni do gwaru Bangkoku, melodii tunezyjskiej mediny, zapachu bazarków hiszpańskiego Madrytu czy greckiego Rodos. Jako biedny kraj nie musimy udawać bogatego w szklane wieże New York City. Stać nas jednak na kawałek ogrodzonego placu, wodociąg, toalety, ochroniarzy i sprzątaczy. Wiadomo przecież, że świat przewrócił się w ostatnich dekadach do góry nogami: Żydzi prowadzą wojny, Niemcy walczą o pokój, a Polacy handlują. Skoro życie potwierdziło, że lepsze deko handlu niż kilo dobrej roboty, a nasz wzrost gospodarczy nakręca w kryzysie właśnie konsumpcja wewnętrzna, wyciągnijmy z tego wnioski. Będzie to również korzyść turystyczna. Gdzie bowiem, jak nie u nas, podróżnik będzie mógł usłyszeć swojski, a nieco zapomniany zaśpiew: "Pijawki sprzedaję, pijjjaaawki!..." I dodajmy - tym razem nie będzie chodziło o napompowanych przerostem ambicji urzędników wszelkiej maści.