Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sebastian Riedel: Z ojcem słuchaliśmy Metalliki

Redakcja
Sebastian Riedel wystąpił z Cree również w czasie tegorocznego Festiwalu im. R. Riedla
Sebastian Riedel wystąpił z Cree również w czasie tegorocznego Festiwalu im. R. Riedla FOT. ARKADIUSZ ŁAWRYWIANIEC
Dżem był obecny w moim życiu od dzieciństwa. Jeździłem z ojcem na trasy koncertowe, poznawałem środowisko muzyczne od środka - mówi Sebastian Riedel

Z Sebastianem Riedlem, synem Ryśka Riedla, wokalistą zespołu Cree rozmawia Ola Szatan

W czwartek 30 lipca mija 15 lat od śmierci twojego taty, Ryśka Riedla, lidera legendarnego Dżemu. W tym roku 15-lecie obchodzi też twoja grupa Cree. Ale wciąż bardziej kojarzony jesteś jako "syn Ryśka". To utrudnia ci życie?
Nie zastanawiałem się nad tym. Chociaż rzeczywiście ludzie słysząc nazwisko szybciej kojarzą go z moim ojcem. Chociaż z Cree tworzymy własne utwory, to zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że czerpiemy inspirację z Dżemu. My też gramy bluesa, który jest przecież specyficznym gatunkiem. Przy tej muzyce dojrzałem, ona mnie ukształtowała. Nic dziwnego, że podświadomie się ku niej skierowałem w swoim dorosłym życiu.

Grupa Dżem jest dla ciebie trochę jak rodzina?
Dżem był obecny w moim życiu od dzieciństwa. Nie mogło być inaczej. Jeździłem z ojcem na trasy koncertowe, poznawałem środowisko muzyczne od środka. Byłem przesiąknięty tą atmosferą. Wtedy też poczułem, że chciałbym kiedyś założyć swoją kapelę, w której mógłbym grać.

Syn wokalisty, nie mogło być inaczej...
To ojciec zaraził mnie miłością do muzyki. Wiadomo, od dziecka dużo słuchałem Dżemu, ale pierwszym takim świadomym moim doświadczeniem muzycznym był zespół Free. Jak dojrzewałem, to poszukiwałem różnej muzyki. Był nawet taki okres, że to ja podrzucałem ojcu twórczość innych artystów. Kiedy zafascynowałem się twórczością Metalliki, to trochę przeze mnie tata też zainteresował się tą grupą. Słuchaliśmy jej razem. Zwłaszcza albumu "Master Of Puppets". Spodobało mu się. Był otwarty na moją muzykę.

Chodziliście też razem na koncerty?
Wtedy był taki czas, że w Polsce zachodnie zespoły nie grały często. A polskie grupy? Słuchaliśmy ich występów głównie wtedy, gdy grali na tej samej imprezie co Dżem. Dzięki temu miałem okazję zobaczyć na żywo między innymi SBB czy grupę Voo Voo.
Własny zespół Cree stworzyłeś w tym samym roku, w którym umarł twój tata. Zdążył poznać jego muzyków?
Tak. Zaczynaliśmy jakoś w marcu 1994 roku. Z tatą wymyśliliśmy nazwę grupy. Miała być krótka i dobrze brzmiąca. Powstało Cree. Nazwa, która oznacza również plemię indiańskie z Kanady. Lubię ich kulturę. Zresztą kultura Indian była tak samo bliska tacie.

Ojciec miał okazję posłuchać, jak Cree gra na próbach?
Tak, jeszcze przychodził do nas na próby.

Jakie były jego wrażenia?
Pamiętam, jak raz powiedział, że powinniśmy jeszcze na dziesięć lat wrócić do piwnicy, by dalej ćwiczyć. I wtedy dopiero coś z nas będzie (śmiech).

Czyli można zaryzykować stwierdzenie, że Cree tak naprawdę funkcjonuje dopiero od pięciu lat?
No, w zasadzie tak (śmiech). Ale na poważnie. Wtedy byliśmy zespołem takim bardziej garażowym. Wszyscy się dopiero rozkręcali. Ja na gitarze grałem może od dwóch lat. Cały czas się uczyłem warsztatu. Gitarzysta i perkusista mieli instrumenty w rękach po raz pierwszy. Nikt z nas nie miał wykształcenia muzycznego. Byliśmy samoukami.

Wyszło nieźle. 15 lat kariery zespołowej, kilka płyt na koncie. Masz apetyt na więcej?

Zdecydowanie tak. W ciągu dziesięciu pierwszych lat nagraliśmy dziesięć płyt, to bardzo dobry wynik, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, w jakim jesteśmy wieku.

W czerwcu w Teatrze Śląskim w Katowicach zagraliście specjalny urodzinowy koncert z okazji 15-lecia grupy Cree.
Było naprawdę fajnie! Wszystko się zgadzało, udało nam się zrealizować plan w stu procentach. A może nawet więcej. Koncert był rejestrowany i będzie z niego przygotowana płyta DVD. Póki co, trafił na specjalną limitowaną edycję płyty audio, która była dostępna wyłącznie podczas tegorocznego festiwalu im. Ryśka Riedla w Chorzowie dla uczestników tej imprezy.

Podczas tegorocznej, jedenastej już edycji Festiwalu Muzycznego im. Ryśka Riedla, która odbyła się w miniony weekend, zagrałeś z Cree kolejny urodzinowy koncert. Ale to nie koniec, bo tradycją staje się też to, że wychodzisz na scenę w trakcie koncertu grupy Dżem, by przez chwilę z nimi zagrać.
To zespół Dżem kiedyś zaproponował, żebyśmy połączyli siły na festiwalu i razem zagrali. Pomysł narodził się spontanicznie, bardzo naturalne. Nie pamiętam dokładnie kiedy to było. Ale szybko go podchwyciłem. O ile dobrze pamiętam, to już chyba z dziesięć razy zagrałem na tym festiwalu.

Festiwalu, na który co roku zjeżdża od kilku do kilkunastu tysięcy osób z całej Polski, by powspominać Ryśka Riedla.
Cieszę się z tego powodu. Naprawdę bardzo zależy mi na tym, żeby pamięć po nim zawsze pozostała. To był w końcu mój tata.

To już 15 lat

Gdyby żył, we wrześniu skończyłby 53 lata. 30 lipca mija 15 lat od śmierci Ryśka Riedla, legendarnego wokalisty grupy Dżem. Bezpośrednią przyczyną zgonu była niewydolność serca, ale nie jest tajemnicą, że wokalista od dawna zmagał się z nałogiem narkotykowym.

Od jedenastu lat ku pamięci Ryśka Riedla organizowany jest Festiwal Muzyczny jego imienia. Do stałych akcentów imprezy należą specjalne koncerty zarówno Dżemu, z którym związany był Riedel, jak i grupy Cree, którą założył Sebastian Riedel, syn Ryśka. W tym roku grupa Bastka obchodzi 15-lecie działalności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!