Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyszli kierowcy zawodowi szturmują autoszkoły

Sławomir Cichy
Za kilka lat może nam dotkliwie brakować zawodowych kierowców
Za kilka lat może nam dotkliwie brakować zawodowych kierowców FOT. ARKADIUSZ ŁAWRYWIANIEC
Żeby po 10 września zostać kierowcą zawodowym, trzeba mieć dużo pieniędzy i czasu.

Oprócz prawa jazdy, wymagany będzie obowiązkowy specjalistyczny kurs, zakończony uzyskaniem świadectwa kwalifikacji zawodowej.

Co najmniej półroczny kurs będzie kosztował nawet 10 tys. zł - taki obowiązek nakłada znowelizowana ustawa o transporcie drogowym.

W ucieczce przed tym haraczem, mimo wakacji, w całej Polsce trwa szturm na autoszkoły i WORD-y, by zdążyć z uzyskaniem prawa jazdy kat. C i E przed graniczną datą.

- Zwykle w lipcu i sierpniu ruch jest mniejszy, ale w tym roku pracujemy nawet w soboty - mówi Roman Bańczyk, dyrektor WORD w Katowicach.

Nie wszyscy zdążą z uzyskaniem prawa jazdy do wejścia w życie nowych przepisów. Na Śląsku najbliższy termin egzaminu ustalany jest już na pierwsze dni września. W razie nieudanego podejścia skończą się marzenia o pracy kierowcy. Wolne sierpniowe terminy mają jedynie małe ośrodki w Suwałkach, Białej Podlaskiej czy Krośnie.

A jest o co walczyć. Teraz uzyskanie świadectwa kwalifikacji zabiera dwa tygodnie na kurs i kosztuje ok. 800 zł.

Kierowcy nie wierzą, że planowane zmiany mają zwiększyć ich umiejętności i wiedzę oraz bezpieczeństwo na drogach. Mówią, że to nabijanie kasy szkołom nauki jazdy i stowarzyszeniom, które będą prowadzić takie szkolenia. W efekcie za kilka lat w Polsce może brakować kierowców.
Tak pracowitych wakacji jeszcze w szkołach nauki jazdy i w Wojewódzkich Ośrodkach Ruchu Drogowego nie mieli. Niemal z dnia na dzień o kilkaset procent wzrosła liczba chętnych do zawodu kierowcy. I to nie tylko w naszym regionie, ale w całej Polsce. Powodem nie jest nagły wzrost płac w tym zawodzie, a próba uzyskania dokumentów przed wejściem w życie nowych przepisów, które w drastyczny sposób podwyższają koszty uzyskania uprawnień.
Robert Krawczyk z Katowic jak wielu innych, nie pojechał na urlop. Najpierw skończył kurs na prawo jady kat. C, a teraz czeka na egzamin.
- To jedyna szansa, żeby jeszcze dostać się do zawodu. Nawet nie dopuszczam myśli, że musiałbym zapłacić dziesięć tysięcy za świadectwo kwalifikacji zawodowej. Zarabiam dwa tysiące, więc to dla mnie kwota astronomiczna - mówi.

Ten drastyczny wzrost kosztów uzyskania uprawnień ma obowiązywać od 10 września. Od tej daty trzeba będzie ukończyć specjalny 280-godzinny kurs nauki z zakresu budowy pojazdów, bezpieczeństwa ruchu drogowego, ochrony środowiska itd. Przyszły kierowca zawodowy będzie musiał także przejść jazdę w ekstremalnych warunkach na specjalnym torze lub symulatorze. Nauczycielami za niezłe honoraria mają być specjaliści z różnych dziedzin.

W Warszawie, gdzie rocznie szkoli się najwięcej kierowców, są tylko dwie szkoły nauki jazdy dysponujące specjalnymi torami i matami do doskonalenia jazdy. Zdaniem dyrektora katowickiego WORD, Romana Bańczyka, na Śląsku nie ma ani jednej placówki, która może dziś szkolić kierowców zgodnie z wymogami nowego świadectwa kwalifikacji zawodowej. Na zmianie przepisów zarobią więc nieliczni, ale za to dużo.

- Jak zwykle wszystko postawione jest na głowie. Przepis wchodzi w życie, a nie ma gdzie szkolić ludzi - mówi Michał Kopeć ze Szkoły Auto.

Jacek Jastrzębski, właściciel szkoły nauki jazdy Turbo, mówi z sarkazmem, że ustawodawca chyba chce, by kierowcy kończyli co najmniej licencjat z jazdy. - 280 godzin nauki nie da się zrobić w miesiąc ani nawet dwa. Potrzeba na to co najmniej pół roku, w niektórych wypadkach dłużej. Dodając do tego kurs na prawo jazdy i egzamin, nauka może zająć dwa lata. A gdzie czas na normalną pracę, żeby zarobić na ten kurs? - pyta.
Takie same opinie usłyszeliśmy w Łodzi, Warszawie, Wrocławiu i Rzeszowie.
Przed rokiem podobne świadectwa kwalifikacji zawodowej zaczęły obowiązywać kierowców autobusów. W efekcie kursy na prawo jazdy kategorii D prawie zanikły. W niektórych ośrodkach na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy zdecydowali się przejść szkolenie. Byli to - o dziwo - głównie bezrobotni.

- Od dawna wiadomo, że Polak potrafi! Żeby obejść płacenie 10 tysięcy za świadectwo, ludzie kończą kurs na prawo jazdy, a potem idą na bezrobocie i resztę płaci za nich biuro pracy z naszych podatków albo z środków unijnych w ramach przygotowania do zawodu - mówi jeden z właścicieli szkoły nauki jazdy.

Również zdesperowani dyrektorzy niektórych Przedsiębiorstw Komunikacji Miejskiej decydują się opłacić taki kurs bezrobotnym kierowcom z kategorią D. Problem w tym, że liczba tak przeszkolonych jest i będzie ograniczona.

- Z dwa, trzy lata pojawi się problem z brakiem kierowców. Wówczas zacznie się gorączka wśród przedsiębiorstw transportowych, szukających pracowników. Ale tego kryzysu już nikt pisząc nowe przepisy, nie przewidział - kończy Michał Kopeć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Przyszli kierowcy zawodowi szturmują autoszkoły - Dziennik Zachodni