Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strażacy przestali usuwać roje os i szerszeni

Aldona Minorczyk-Cichy, MK
Fot. ARC
Strażacy nie będą już tak ochoczo wyjeżdżać do likwidacji gniazd pszczół, os i szerszeni. - Prawie połowa zgłoszeń nie idzie w parze z realnym zagrożeniem ze strony błonkoskrzydłych - tłumaczą.

Jak mamy sobie teraz radzić? Rozpędzać roje własnoręcznie albo wynająć specjalistyczną firmę.
Od kwietnia do października śląscy strażacy do usuwania gniazd os i szerszeni wyjeżdżali nawet kilkaset razy na dobę! W skali kraju to było kilkadziesiąt tysięcy interwencji rocznie. Koszty ogromne. Jeden wyjazd wozu z zastępem to nawet kilkaset złotych.

Gminy zaczynają płacić strażakom za usuwanie owadzich gniazd u mieszkańców

- W ubiegłym roku latem zdarzały się dni, gdy interwencji było 400-500. Teraz jest trochę lepiej - niewiele ponad sto na dobę. To jednak i tak bardzo dużo. W czasie, gdy zajmujemy się owadami może zdarzyć się wypadek lub pożar. Tam nasza pomoc będzie bardziej potrzebna - apeluje o rozwagę Aneta Gołębiowska z Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach.

Komenda Główna Państwowej Straży Pożarnej opracowała zasady postępowania, którym strażacy mają się podporządkowywać podczas interwencji związanych ze zgłoszeniem wystąpienia rojów lub gniazd owadów. Określają szczegółowo, kiedy jednostki zostaną wysłane do ich usuwania. Jeśli dyspozytor uzna, że interwencja jest konieczna, wyśle zastęp. Dowódca na miejscu sprawdzi, czy występuje zagrożenie dla zdrowia lub życia. Jeśli stwierdzi, że tak, a na dodatek w budynku przebywają dzieci lub osoby mające problemy z poruszaniem się, to owady zostaną usunięte. Jeśli nie - teren zostanie ogrodzony taśmą i informacja o owadach przekazana zarządcy budynku.

- W każdej komendzie jest lista firm zajmującej się likwidacją gniazd os i szerszeni. Zamieściliśmy ją także na naszej stronie internetowej www.katowice. kwpsp.gov.pl - informuje Gołębiowska.
Zagrożeni przez owady mieszkańcy muszą liczyć się ze sporym wydatkiem. Koszt usunięcia owadów jest różny w zależności od miejsca oraz skali zagrożenia i oscyluje w granicach od 100 do 500 złotych.
Zresztą właśnie przez koszty strażacy nie palą się do likwidowania gniazd. Do każdego zdarzenia wysyłany jest bowiem samochód ciężarowy z wyposażeniem i kilku ludzi.
Strażacy obawiają się reakcji ludzi na odmowę usunięcia owadów:

- Niektóre osoby już teraz są nastawione bardzo roszczeniowo. Twierdzą, że skoro płacą podatki, to się im wszystko należy. Poza tym skoro już i tak jedziemy na miejsce, to założenie taśmy i wydzielenie zagrożonego terenu zajmie tyle samo czasu, co likwidacja gniazda - mówią strażacy.
To nie są bezzasadne obawy. Roje owadów chętnie budują wielometrowe gniazda na strychach starych domów, w których mieszkają starsi ludzie z niewysokimi emeryturami. Dla nich wydatek kilkuset złotych jest często nierealny. Co zrobią z odkrytym gniazdem? Samoobsługa w takich wypadkach może być samobójcza!
Gdy owady stały się plagą na Śląsku, strażacy nie tylko dostali specjalne ubrania i worki na usuwane roje os i szerszeni, ale też zostali przebadani. Ci, u których wykryto alergię na jad, zostali odsunięci od udziału w takich akcjach.

O zmianie obecnych przepisów w resorcie spraw wewnętrznych dyskutowano co najmniej od roku. Zasady trzeba zweryfikować, bo zmieniły się zagrożenia, z jakimi zmagają się strażacy. Paradoksalnie to, co jest symbolem ich pracy, czyli gaszenie pożarów, stanowi coraz mniejszą jej część. Coraz więcej za to jest zagrożeń związanych ze zmianami klimatycznymi. Przykład to ostatnie przejście przez kraj wichur, trąb powietrznych, powodzie. Do tego dochodzą wypadki drogowe, kolejowe, usuwanie zagrożeń chemicznych.

Strażacy mają swoje racje, odsyłani mieszkańcy swoje. Czy jest jakieś trzecie wyjście? Jest! Wrocławscy strażacy znów będą pomagać mieszkańcom w walce z gniazdami szerszeni i os. To dzięki gminie!
- Postanowiliśmy płacić za każdy wyjazd do os i szerszeni. Już poinformowaliśmy o tym komendanta miejskiego i wojewódzkiego straży - mówi Paweł Czuma, dyrektor biura prasowego we wrocławskim ratuszu. - Chodzi przecież o bezpieczeństwo naszych mieszkańców!

Interwencje straży pochłoną w tym roku z miejskiej kasy blisko 100 tys. zł, choć ostateczna kwota zależy od liczby wezwań strażaków. Od początku wiosny w całym Wrocławiu gniazda owadów usuwali już 130 razy. Chodzi nie tylko o koszt paliwa, ale i odpowiednich chemikaliów, czy samej pracy strażaków.

- Teraz mieszkańcy miasta będą czuli się bezpieczniej - przekonuje Szklarski.
Czy gminy naszego regionu wezmą przykład z Wrocławia?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!