Clarkson - ty lepiej uważaj!

Śmieszy mnie komunikat na stronie internetowej Zamku Ogrodzieniec: "Czy wiesz, że: Proszę czekać, trwa ładowanie ciekawostki" (trwa wiecznie). Śmieszy mnie Bono, który w imię miłości do samego siebie publicznie wypisuje homeopatyczne recepty na uzdrowienie świata. Nie śmieszy mnie reklama volkswagena scirocco autorstwa Clarksona. I tylko tyle. Śmieszy za to narodowa dewiacja wyrosła z dziury w płocie, która niektórym osobnikom blokuje mózg i stymuluje ślinianki, zawsze, gdy hasło Polska pojawia się za granicą w kontekście innym, niż widokówka ze złotymi plażami Bałtyku, bieszczadzkimi łąkami i nadwiślańskim świtem z akompaniamentem fortepianu Chopina.

Kilka gazet i kilku polityków, którzy z gazet dowiedzieli się o antypolskiej zniewadze, zaczęło sondować, czy na brytyjskiej emigracji przebywają jacyś związkowcy, którzy mogliby zorganizować okupację studia BBC. Przy okazji nie tylko Clarksonowi, ale i Gordonowi Brownowi można by było cepem bojowym wybić z gło-wy ochotę na wycieranie polską flagą czerstwej brytyjskiej gęby umazanej śniadaniową fasolą w pomidorach.

W "Małej Brytanii" Brytyjczycy o Brytyjczykach mówią, że to banda półgłówków i troglodytów. I śmiesznie nam, gdy to oglądamy, a jeszcze śmieszniej, gdy my, Polacy, myślimy sobie, że funt wart pięć złotych to nie wszystko, bo bycie mesjaszem narodów to wyzwanie, a skarby na ziemi mól i rdza niszczą. Poza tym, to nas, a nie Brytyjczyków najbardziej kocha grupa U2 (ha ha!).

Coś, co nazywamy patriotyzmem, zdziczało, zardzewiało i znaczy tyle, co chłopskie pierdnięcie. Nic dziwnego, że Polska jeszcze długo będzie lepsza tylko od swojej przeszłości, a nigdy od teraźniejszości Zachodu. To dopiero śmieszne.