Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gierkorado jako śląska kraina dóbr wszelakich

Jerzy Gorzelik
Górniczy Giszowiec - ze swoją specyfiką i klimatem - stracił charakter z powodu wielkopłytowej zabudowy
Górniczy Giszowiec - ze swoją specyfiką i klimatem - stracił charakter z powodu wielkopłytowej zabudowy Fot. ARC
Za gierkowski projekt, który zawierał elementy narodowego i kulturowego ujednolicenia, Górny Śląsk zapłacił wysoką cenę. Symbolicznie obrazuje ją los zdewastowanego Giszowca, górniczej wsi-ogrodu.

Przez stulecia wyobraźnię Europejczyków rozpalała legenda o El Dorado, mity-cznej krainie słynącej z nie-przebranych bogactw. Położona gdzieś w Nowym Świecie, jak magnes przyciągała konkwistadorów, poszukiwaczy przygód i zwykłe szumowiny złaknione łatwego zysku. W istocie jej nazwa odnosiła się pierwotnie do legendarnego króla, którego ciało podczas ceremoniału pokrywano płatkami złota - stąd przydomek el hombre dorado (pozłacany człowiek). Mimo wielokrotnie organizowanych wypraw, krainy, rządzonej przez złotego monarchę, nigdy nie udało się na południowo-amerykańskim kontynencie odnaleźć.

Wiara w niezachwiany lojalizm prowincji może okazać się - wobec arogancji centrali - równie złudna, jak sen o skarbach złotego króla


Kraina książeczek "G"

Przeciętny Kowalski wydaje się być bardziej rozgarnięty od niespełnionych eksploratorów odległych lądów. El Dorado? To oczywiste. Kraina książeczek G, specjalnych sklepów z uginającymi się pod ciężarem dóbr wszelakich półkami i innych przywilejów, spływających na nią za sprawą "złotego króla" Edwarda Gierka, który udowodnił, że nie będąc Ślązakiem, można być w Polsce... najbardziej znanym Ślązakiem. Wszystkich tych dobrodziejstw Górny Śląsk dostąpił naturalnie całkowicie niezasłużenie i za sprawą krwawicy reszty kraju, niemiłosiernie eksploatowanego tylko po to, by zaspokoić nienasycone apetyty mieszkańców gierkowskiego Edenu.
Rupieć, a nie coś cennego
Stereotyp ten zdaje się znajdować potwierdzenie w piętrzących się wielko-płytowych blokowiskach - widomym świadectwie cywilizacyjnego awansu, doznanego w dekadzie lat siedemdziesiątych. W postaci skrajnej pogląd ten zakłada, że oto Polska otrzymała na raty w latach 1922 i 1945 nie ekskluzywny zegarek ze słynnego powiedzenia Lloyda George'a [uważał, że przekazać prymitywnym Polakom Śląsk to tak, jakby dać małpie złoty zegarek-przyp. red.], lecz wymagający nieustannych nakładów zardzewiały rupieć, beczkę bez dna, zasysającą bogactwa, płynące z piasków Mazowsza, lasów Roztocza czy podsandomierskich sadów. Współczesne roszczenia do większej samodzielności regionu czy utyskiwanie na skutki polityki gospodarczej czasów PRL-u, to zatem przejaw bezczelnej niewdzięczności, bo gdzie jak gdzie, ale na Górnym Śląsku, w tej krainie rozpieszczonej górniczo-hutniczej awangardy proletariatu, ból egzystencji w realnym socjalizmie łagodziły płynące z partyjnej łaski inwestycje.

Wewnętrzna kolonia

W konfrontacji z tą dość rozpowszechnioną opinią Górnoślązak odczuwa poznawczy dysonans. Jak to? On, wyrosły w przesławnym etosie pracy, w gospodarczym sercu Polski, miałby być li tylko pasożytem, utuczonym na centralnej redystrybucji środków, zajmującym najniższy szczebel w hierarchii społecznych bytów? A Górny Śląsk, zalany betonem i przepruty setkami kilometrów podziemnych korytarzy, ową PRL-owską cieplarnią, w której ziścił się sen towarzysza Gierka o dostatnim życiu? Wszak w umyśle Górnoślązaka utrwalił się obraz zasadniczo odmienny - opisany swego czasu przez Tadeusza Kijonkę słowami "wewnętrzna kolonia".

Żyją ponad stan?
Nad zderzeniem tych dwóch stereo-typów można by przejść do porządku dziennego, gdyby nie były one wciąż źródłem waśni i wzajemnych pretensji, rzutujących na postrzeganie relacji między Górnym Śląskiem a resztą Polski. Każdy kamień rzucony przez demon-strujących związkowców w kierunku rządowych budynków w Warszawie, utwierdza współobywateli z innych regionów w przekonaniu, że przeciętny Ślązak to rozpuszczone indywiduum, od pokoleń przyzwyczajone do życia ponad stan kosztem innych. Pogląd ten nie wytrzymuje konfrontacji ani z naszymi wyidealizowanymi wyobrażeniami o nas samych, ani też, co znacznie bardziej istotne, z twardymi faktami. W PRL nie prezentowano analiz jasno wskazujących na to, które z regionów są płatnikami netto do budżetu centralnego.

Przed drugą Japonią

Co zastanawiające, dane takie nie były i nadal nie są publikowane w Rzeczpospolitej. Prace na temat przestrzennej redystrybucji dochodu narodowego dla lat 1955, 1961, 1984 pozwalają jednak ustalić, że zarówno przed objęciem steru władzy przez Edwarda Gierka, jak i po gierkowskiej dekadzie, Górny Śląsk należał do tych regionów, które znaczą-co więcej dawały niż brały. "Cud gospodarczy" dokonał się tu zatem znacznie wcześniej - na długo zanim komuś w Polsce przyszło do głowy budować drugą Japonię czy Irlandię. Bezprecedensowy cywilizacyjny awans nie wynikał bynajmniej z szerokiego odzewu na gierkowskie "Pomożecie?". Był efektem prowadzonej od końca osiemnastego stulecia industrializacji, która ubogą peryferię Królestwa Prus przeobraziła w jeden z najbardziej innowacyjnych regionów kontynentu, a w konsekwencji w jeden z lepiej rozwiniętych zakątków Europy Środkowej. Realia i miraże Wystarczy przytoczyć parę danych, by uzmysłowić otwartym na argumenty zwolennikom teorii "złotego wieku" Edwarda Gierka, jak dalece ich wyobrażenia odbiegają od realiów. Średnia roku dla założenia wodociągu dla miast Górnego Śląska to 1897, Kongresówki - 1936, Galicji - 1926. Niemal wszystkie budynki mieszkalne w naszym regionie w 1945 roku miały dachy wykonane z materiałów niepalnych. W tym czasie krajobraz Kongresówki i Galicji znaczony był jeszcze strzechami. Skok na tych terenach nastąpił w latach siedemdziesiątych, a więc właśnie w gierkowskiej dekadzie.

Wieś jak miasto

Odwiedzający międzywojenne województwo śląskie lwowski profesor pisał: "W przedostatnim dniu mojej wizyty na tej ziemi wybrałem się na wieś. Gdy mijaliśmy przedmieścia jakiegoś miasta, mój przewodnik stwierdził, że jesteśmy na wsi. Nie mogłem uwierzyć. Nasza wieś składa się z kilku drewnianych chat, stodół i chlewików. Tutaj wszędzie widać maszyny rolnicze i solidne ceglane budynki, jakich nie powstydziłoby się duże miasto". Podobnymi cytatami i danymi można by sypać jak z rękawa, a wszystkie potwierdzą, że modernizacja podjęta pod rządami Edwarda Gierka odmieniła oblicze zapóźnionych, agrarnych regionów Polski, jednak Ślązakom nie przyniosła wielu zdobyczy cywilizacyjnych, bowiem z tych korzystali oni już znacznie wcześniej.

Puste obietnice
Za gierkowski projekt, który zawierał także elementy dalszego narodowego i kulturowego ujednolicenia, Górny Śląsk zapłacił wysoką cenę. Symbolicznie obrazuje ją los Giszowca - górniczej wsi-ogrodu, pionierskiego założenia wzniesionego w latach 1906-1910, zdewastowanego w celu pozyskania miejsca pod wielkopłytową zabudowę. Napływ ludności z przeludnionych regionów rolniczych, rekompensujący z nawiązką ubytki spowodowane emigracją autochtonów, przehandlowanych przez władze PRL za dewizy w ramach tzw. akcji łączenia rodzin, znacząco zmienił stosunki etniczne. Przybysze dostali wprawdzie szansę na podniesienie życiowego standardu, ale upragnionego El Dorado nie znaleźli.

Lojalność nie jest wieczna

I tu nasuwa się pewne skojarzenie, które wielu uznać może za niebezpieczne. Potomkom zwabionych perspektywą bogactwa poszukiwaczy złotej krainy z czasem sprzykrzyła się "opieka" patronującej staraniom ich przodków Hiszpanii i nabijanie królewskiej kabzy. Tak więc, gdy mrzonki o El Dorado ustąpiły miejsca ciężkiej pracy i poczuciu odpowiedzialności, kreole pospołu z autochtonami wypowiedzieli posłuszeństwo iberyjskiej macierzy, która, oferując niewiele poza mirażami, stała im się złą macochą. Zapewne wśród potomków przybyszów z gierkowskiego zaciągu nie pojawi się żaden górnośląski Bolivar, jednak wiara w niezachwiany lojalizm prowincji może okazać się, wobec arogancji centrali, równie złudna jak sen o skarbach złotego króla.

***
Dr Jerzy Gorzelik (ur. 1971 r. w Zabrzu) jest śląskim historykiem sztuki i regionalnym politykiem, przewodniczącym Ruchu Autonomii Śląska (od 2003). Wykłada na Uniwersytecie Śląskim. Żonaty, ma trzy córki. Mieszka w Katowicach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Gierkorado jako śląska kraina dóbr wszelakich - Dziennik Zachodni