Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mity jako lekarstwo na... mity

Michał Smolorz
Goszczący od niedawna na łamach "Polski Dziennika Zachodniego" Jerzy Gorzelik postanowił obalić stereotyp "śląskiego eldorado", kując taką tezę: nieprawdą jest, że za Gierka i w ogóle w PRL-u było nam świetnie.

Zawsze dawaliśmy Polsce więcej niż braliśmy, jedyny prawdziwy rozwój cywilizacyjny przyniosło nam XIX-wieczne uprzemysłowienie. A skutecznym lekarstwem na wszystko ma być autonomia (patrz "PDZ" z 8 sierpnia 2009). Niestety, wywody prezesa RAŚ oparte są albo na niewiedzy (co wykluczam, znając jego erudycję), albo na manipulowaniu faktami i statystyką, co jest nadużyciem.

Górnicze przywileje zawodowe i socjalne, które w głównej mierze tworzyły legendę "eldorado", to nie mit. Przez 30 lat, od 1959 roku aż do upadku PRL, był to składnik ówczesnej polityki, bo węgiel był jedynym towarem, który można było sprzedać za granicą, od niego zależał byt całej polskiej gospodarki. Skoro nie powiodła się stalinowska metoda kija (osławione "wojskowe bataliony górnicze"), sięgnięto po marchewkę, czyli przekupywanie górników przywilejami niedostępnymi dla innych zawodów. Korzystał z tego cały Śląsk i Zagłębie.

Prekursorem owej marchewki był wieloletni (1959-1974) minister górnictwa i energetyki Jan Mitręga, twórca bizantyjskiej potęgi tego przemysłu. Pierwsze co zrobił, obejmując urząd, było rozwiązanie górniczych batalionów i demilitaryzacja kopalń, zaraz potem... sprowadzenie dla górniczej kadry tysiąca francuskich samochodów simca aronde, a dla pracowników niższego szczebla kilku tysięcy włoskich skuterów lambretta, rozdawanych na uznaniowe przydziały. A to był dopiero początek. Kiedy 15 lat później odchodził z ministerstwa, zostawił po sobie państwo w państwie - resort zarządzał nie tylko kopalniami, ale całym potężnym przemysłem skupionym wokół nich: fabrykami maszyn, zakładami remontowymi, fabrykami domów, siecią przedsiębiorstw budowlanych, firmami transportowymi, w tym własną, niezależną od PKP siecią kolejową. Miał też autonomiczną telekomunikację, służbę zdrowia, szkolnictwo, instytuty naukowe, biura projektowe, ośrodki wypoczynkowe, kluby sportowe, domy kultury, osiedla mieszkaniowe.

Na to wszystko nakładała się pajęczyna rozbudowanych uprawnień socjalnych (słynne "karty górnika", talony na dobra konsumpcyjne, "chlebowe" ordery, mieszkania, wczasy, sanatoria), bardzo atrakcyjnych na tle PRL-owskiej szarości. W szczytowym 1979 roku wszystkie firmy tego imperium zatrudniały ponad 500 tys. pracowników! Wraz z rodzinami i emerytami dawało to 2-milionową armię ludzi korzystających z tych przywilejów, czyli połowę ludności ówczesnego województwa katowickiego.
Jerzy Gorzelik powołuje się na "prace na temat przestrzennej redystrybucji dochodu narodowego dla lat 1955, 1961 i 1984", z których rzekomo wynika, iż Śląsk w tym okresie "więcej dawał niż brał". Nie znam takich opracowań, powiem więcej: po 1989 roku nikt nie odważył się formułować podobnych wniosków na poziomie naukowym, nie istnieją bowiem algorytmy, które pozwalałby przeliczyć ówczesne dane na wartości dzisiejszej wiedzy.

Nie tylko z powodu nagminnego fałszowania PRL-owskich statystyk, także skutkiem komunistycznej ekwilibrystyki księgowej: w zależności od politycznych potrzeb wyniki finansowe podawano wtedy w różnych jednostkach: w złotych (obrót krajowy), w tzw. złotych dewizowych (eksport), w dolarach (import z Zachodu) lub tzw. rublach transferowych (obrót z krajami RWPG). A kursy przeliczeniowe kreowano w partyjnych gabinetach na potrzeby propagandy.

Na to wszystko nakładała się filozofia centralistycznego państwa, gdzie koszty operacji gospodarczych ukryte były w statystykach różnych resortów. Cała wiedza ekonomiczna o tych czasach opiera się na szacunkach, a tymi można żonglować dowolnie. Jerzy Gorzelik, walczący z mitami gierkowskiej "dekady sukcesu", przeciwstawia jej epokę cywilizacyjnego awansu Górnego Śląska z okresu XIX-wiecznej industrializacji, do której ma nabożny stosunek. Jednak czy ówczesny rozwój naszego regionu to bezinteresowna łaska pruskiego domu panującego? Ależ nie, skorzystali na nim z jednej strony inwestorzy i państwo, z drugiej Górny Śląsk i Górnoślązacy. Nie jestem apologetą gierkowskich rządów, ale wtedy także skorzystaliśmy z dobrodziejstw chwili na podobnych zasadach, jak wcześniejsze pokolenia z XIX-wiecznych inwestycji.

Rozumiem, że dla autonomisty ideałem jest regionalne samostanowienie - bez niczyjej łaski i bez zobowiązań. Też mi się ta wizja podoba. Tylko po co uzasadniać ją mitami przykrywającymi stare mity, drzemiące na mitach jeszcze starszych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!