"Scyzoryki" zadomowione w Gliwicach nie dojadą już do rodzinnych Kielc, a raciborzanie wracający ze stolicy do domu będą musieli jechać "rzemiennym dyszlem", jak przed wiekami nazywano podróż z przerwą. Gdybym się nazywała Michael Moore i była reżyserem słynącym z tendencyjnego kojarzenia faktów, zarzuciłabym spółce PKP oddzielanie Śląska od Macierzy. Ponieważ żyjemy w Polsce, gdzie króluje warszawocentryzm, stołeczny punkt widzenia, wiemy, że PKP nie musi się kierować logiką i potrzebą mieszkańców odległych rubieży kraju. Liczy się głównie wynik finansowy, czyli wysokość słupków, regulowana cięciami po skrzydłach, czyli na prowincji.
Warszawskim decydentom zabrakło chęci, by spojrzeć na mapę Polski. Wówczas zobaczyliby, że wiele regionów odciętych jest od siebie z powodu braku dróg bitych. Jedyną bezpośrednią łączność rodziny utrzymują ze sobą dzięki kolei. Jest to tym bardziej istotne, że Polacy jak mało który naród byli przeganiani przez Rosjan, Niemców i komunę ze wschodu na zachód, z centralnej Polski na przemysłowe południe, z zachodu na rozwijające się Wybrzeże.
Teraz eksperci głośno mówią o konieczności pokonywania coraz większych dystansów dla chleba. Kto jeździ salonką lub limuzyną, nie pojmie dylematu rodaka, który głowi się nad dojazdem do pracy, krewnych, na rodzinny grób. Jeśli PKP już nie pamięta o użyteczności publicznej, to niech się odetnie od szyn. Po co narodowe dobro narodowi, skoro mu ono nie służy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?