18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk rozczarował hitlerowców

Teresa Semik
Niemcy katowiccy serdecznie witają żołnierzy Wehrmachtu, wkraczających 4 września 1939 r. do miasta
Niemcy katowiccy serdecznie witają żołnierzy Wehrmachtu, wkraczających 4 września 1939 r. do miasta Fot. Archiwum Trybuny Śląskiej
O radosnym powitaniu Wehrmachtu na Górnym Śląsku, uciekających Polakach, odwrocie Armii Kraków i planach hitlerowców związanych z budową nowej stolicy Śląska z historykiem katowickiego IPN, Grzegorzem Bębnikiem, autorem książki Katowice we wrześniu '39 rozmawia Teresa Semik

Wkraczające 4 września 1939 roku do Katowic wojska niemieckie witano wylewnie, entuzjastycznie. Prawda czy mit?
Prawda, nie da się zaprzeczyć. Zaświadczają o tym również liczne fotografie dokumentujące przywitanie wojsk niemieckich - tłumy na ulicach, wyciągnięte ręce ku górze, a przede wszystkim uśmiechnięte twarze. Takich scen nie można było zainscenizować.

Pod tym względem Katowice nie były wyjątkowe?
Kiedyś podjąłem się napisania artykułu o reakcji ludności Śląska na wkraczanie wojsk niemieckich i rekonstruowałem wydarzenia w Tarnowskich Górach, Mikołowie, Rybniku, Mysłowicach. Wszędzie wyglądało to tak samo wylewnie. Nie można jednak powiedzieć, że cała ludność wyległa na ulicę, bo to nie jest mierzalne. Nie wiadomo, jaki odsetek kierował się rzeczywistym entuzjazmem, a jaki odsetek stanowił zaciekawiony widokiem wojska tłum gapiów.

Ci, którzy uważali się za Polaków i walczyli o polski Śląsk, wcześniej wyjechali?
Część na pewno wyjechała i to już w lipcu czy sierpniu, co wywarło fatalne wrażenie na tych, którzy pozostali. Wyjeżdżali najczęściej ci, którzy odnieśli największe profity z przyłączenia części Górnego Śląska do Polski, osadnicy z różnych stron kraju. Wyruszali w drogę powrotną z całym dobytkiem, asekurancko zadbali o swoje rodziny i majątek.

Jak miejscowi komentowali ten eksodus?
Cóż mogli mówić? Gorole uciekają!

Łatwo dziś ich oceniać, ale to był wybór: życie albo śmierć!

Nie przekładałbym dzisiejszej wiedzy do ówczesnego stanu świadomości. W lipcu czy sierpniu 1939 r. nic na dobrą sprawę nie można było wiedzieć, co będzie dalej.

W tym kontekście obrona Katowic jest prawdą czy mitem?
Z jednej strony mamy ludzi wiwatujących na cześć oddziałów Wehrmachtu, z drugiej desperatów, którzy wchodzą na dachy i do żołnierzy strzelają.
Mamy do czynienia z dwoistością postaw i tego nie da się rozłączyć. Chcę to podkreślić z całą stanowczością. Wzbraniam się przed określeniem "obrona Katowic", bo ono sugeruje wojskowy kontekst: dowództwo, plan, konkretne działania. Nic takiego się nie zdarzyło. To były starcia toczone przez grupy, które nie miały ze sobą żadnego kontaktu.

Kim byli strzelcy? Harcerzami, powstańcami , kim jeszcze?

Częstokroć ludźmi, którzy zostali w Katowicach przypadkowo. Albo nie dotarł do nich rozkaz o ewakuacji, albo też ten rozkaz zignorowali. Jeszcze inni kierowali się trudnym dziś do wyjaśnienia przeświadczeniem, że jednak należy zostać i podjąć walkę.
Najwięcej niewiadomych pozostaje wokół wieży spadochronowej. Twierdzenie, że zlokalizowany na górze punkt oporu wstrzymał o dzień wkroczenie Niemców do Katowic to legenda?
Taka obrona mogła trwać najwyżej 15 minut. Śledztwo w tej sprawie prowadziła już w latach 60. Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Jeśli z zachowanych relacji wynika, że wieża broniła się cały dzień, a nawet dwa dni, to najczęściej były to informacje zasłyszane. Świadkowie, którzy byli bliżej tych wydarzeń mówią jednoznacznie, że z wieży padły jakieś strzały, Niemcy odpowiedzieli ogniem i potem zobaczyli uciekających z parku ludzi. Koniec!

Jak tę wiedzę traktują niemieckie źródła?
Bez wątpienia na wieży ktoś był i był tam też karabin maszynowy. Niektóre źródła niemieckie mówią o dwóch karabinach, choć w to wątpię. Na pewno też z wieży padły strzały do oddziałów niemieckich maszerujących ul. Kościuszki. Strzelano też do grupy wysokich oficerów niemieckich, w tym gen. Neulinga. Znajdowali się oni naprzeciw obecnego kościółka św. Michała w parku Kościuszki. Stali na wzniesieniu, przyglądając się przemarszowi oddziałów już wchodzących do Katowic. Strzały nie odniosły skutku. Ranny został tylko koń taborowy.

Trudno sobie wyobrazić, że Niemcy nie odpowiedzieli ogniem na strzały z wieży spadochronowej.

Reakcja była natychmiastowa. Wehrmacht podciągnął armaty przeciwpancerne. Padło kilka strzałów i kolejnym z nich strącono windę. Następny pocisk trafił w platformę wieży i wtedy strzały miały zamilknąć. Z wieży coś odpadło. Nie wiadomo jednak, czy był to fragment konstrukcji, czy ciało któregoś z obrońców.

Dlaczego przez tyle lat nie udało się ustalić choćby jednego nazwiska obrońców wieży? Śledztwo IPN też skończyło niepowodzeniem.
Zastanówmy się nad możliwym rozwojem wypadków. Ludzie z tej wieży nie byli za-wodowi wojskowymi. To jacyś ochotnicy, być może właśnie harcerze. Mógł być między nimi powstaniec. Na pewno jednak nie byli to ludzie zorientowani w tajnikach strategii, taktyki, a tym bardziej obeznani w planach operacyjnych niemieckich czy polskich. To byli ludzie, którzy wiedzieli, że wojsko polskie nagle odeszło z Katowic, a gdzieś od Mikołowa nadchodzą Niemcy. Może nawet tkwiąc na tej wieży byli zaskoczeni, że nagle pod ich okiem defiluje kilka niemieckich pułków.

Mając karabin maszynowy zaczynają strzelać...

Niemcy odpowiadają ogniem, ale na pewno nie trafili za pierwszym strzałem. Proszę sobie teraz wyobrazić tych siedzących na wieży ludzi z karabinem maszynowym, a dokoła nich z potwornym gwizdem i łoskotem przelatują pociski armatnie. Co oni robią? Oczywiście uciekają. Zastanawiam się, czy przypadkiem ktoś na tej wieży w ogóle jeszcze był, kiedy uderzały pociski. Może to jest wyjaśnienie zagadki anonimowości obrońców. Tam po prostu już nikogo nie było. Z lat 60. zachowała się relacja świadka, który kilka dni po tych wydarzeniach wszedł na wieżę. Mówił, że platforma była posiekana pociskami. Znalazł łuski, ale nie znalazł śladów krwi. Nie sądzę, żeby zostały zmyte. To przypuszczenie, ale tłumaczyłoby wiele niewiadomych z tej historii.
W parku Kościuszki przebywali w tym czasie harcerze i toczyły się jakieś walki. Na pewno były ofiary, bo świadkowie mówią o wywożonych ciałach.
Historia wieży spadochronowej, epizodyczna, przyćmiła sprawę parku, gdzie przebywali także powstańcy i członkowie samoobrony tocząc całkiem zacięte walki. Podejrzewam, że relacje niemieckie o egzekucjach w parku nie dotyczą obrońców z wieży, ale właśnie obrońców z parku wziętych do niewoli.
Wystąpienia w obronie Katowic były zatem i nie jest to mit. Zafałszowana została tylko skala tych walk?
Tak. Miasto zostało zajęte przez pełną, regularną niemiecką dywizję piechoty. Naprzeciw stała garstka młodzieży i starszych wiekiem powstańców z bronią bardzo różną, najczęściej kiepskiej jakości. Największy bój stoczyła
4 września wzmocniona kompania forteczna stacjonująca w dworze w Załężu, do której nie dotarł rozkaz o ewakuacji polskich oddziałów. Wtedy oddział kpt. Mariana Tułaka naprędce wycofywał się przez centrum Katowic, ul. Gliwicką, plac Wolności i Rynek.

Jest jeszcze piękna historia o dziewczynce w białej sukience, która w czasie triumfalnego przemarszu ulicami Katowic podchodzi do niemieckiego oficera z bukietem kwiatów i strzela. Oficer ginie, ona też. Mit czy prawda?
Z całą odpowiedzialnością mogą stwierdzić, że to wizja stworzona przez Kazimierza Gołbę w książce o wieży spadochronowej. Miesiąc po kampanii wrześniowej przyszedł rozkaz, by żołnierze niemieccy stojący na linii demarkacyjnej zapełniali nudę, spisując swoje wspomnienia wojenne, szczególnie z zajmowania Katowic i innych miast Górnego Śląska. Były w tych wspomnieniach nawet takie niesamowite historie jak ta, że w czasie jazdy samochodem kula przeleciała pomiędzy pasażerem a kierowcą. Za wszelką cenę żołnierze chcieli podkreślić swoje bohaterstwo. Gdyby doszło do takiego wydarzenia, jak z tą dziewczynką strzelającą z bukietu kwiatów do oficera, na pewno w tych wspomnieniach by się znalazło. Nie ma nic takiego.

Czy Niemcy spodziewali się, że wojsko polskie opuści Katowice i tak łatwo pójdzie im zdobycie Górnego Śląska?
Byli zaskoczeni i poczuli wyraźną ulgę, że już w nocy z 2 na 3 września polskie oddziały zaczynają się wycofywać. Wynika to z niemieckich raportów. Liczyli się z tym, że polskie oddziały będą chciały przejść do obrony okrężnej i stąd ich plany operacyjne wzięcia tego regionu przemysłowego w takie kleszcze, żeby zamknąć kocioł. W tej sytuacji nie musieli toczyć walk w zurbanizowanym otoczeniu. Poza tym region z ogromnym potencjałem przemysłowym, na którym Niemcom ogromnie zależało, został zachowany w nienaruszonym stanie.

Wycofanie się przed walką Armii Kraków uważa pan za dobrą decyzję?

Spór między historykami wciąż trwa, ale przeważa pogląd, że wycofanie się było niezbędne, żeby zachować spoistość polskiego frontu.

Są opinie przeciwne, że warto było się bronić, walczyć do ostatniego budynku.

Nie zgadzam się. Faktem jest, że nie było wówczas decyzji, którą można by określić jako dobrą. To był wybór pomiędzy decyzjami złymi i bardzo złymi. Złą decyzją na pewno było wycofanie się z Górnego Śląska, bo to oznaczało oddanie obszaru ufortyfikowanego. Automatycznie oznaczało też oddanie Krakowa, bo nie ma większych przeszkód terenowych między jednym a drugim ośrodkiem, a także odsłonięcie całego lewego skrzydła polskiej armii. Natomiast jeszcze gorszą decyzją było pozostanie tu, by się dać okrążyć, jako że uderzenie następowało i od strony zachodniej, i od strony Słowacji.
I tak klęska, i tak?...
Niemniej siły Armii Kraków, które się zgrabnie wycofały, praktycznie skapitulowały w bitwie pod Tomaszowem Lubelskim 20 września 1939 roku. Przez trzy dekady września zachowały organizacyjną spoistość i zdolność do walki. Z tego punktu widzenia decyzja o wycofaniu się z Górnego Śląska była trafna.

Z jakim nastawieniem wkraczały oddziały niemieckie na polską część Górnego Śląska? Jak po swoje?

Oczywiście wpajano im, że nie będą na ziemiach wroga, ale tych terenach, które 17 lat temu zostały oderwane od Rzeszy. Teraz zaś, dzięki ich wysiłkowi, wracają do macierzy. Z drugiej strony uczulano ich na zagrożenie ze strony powstańców śląskich związanych z pewną opcją narodowościową i trzeba na nich uważać. Musiano im to tłuc do głów dość intensywnie, bo we wrześniu Niemcy widzieli powstańca niemal na każdym rogu. Widać też było rozczarowanie. No bo jak to: oni przychodzą do rodaków, a ci do nich strzelają. Rozczarowanie przerodziło się we wściekłość, stąd te liczne przypadki egzekucji, samosądów. Co jest ciekawe, do zajmowania Górnego Śląska werbowano dywizję na Śląsku. 239. dywizja piechoty werbowana była w okolicach Opola. Pojawia się nawet taki komentarz, że oto dywizja śląska zajmuje Katowice i powtórnie przyłącza go do niemieckiego Górnego Śląska. Czy to było zamierzone, nie wiem.

Jakie Niemcy mieli plany wobec Katowic? Monumentalnej metropolii w stylu Alberta Speera?

Miała tu powstać wzorcowa prowincja, ale nie ze stolicą w Katowicach. Wzorcowa stolica miała powstać w okolicach Tychów i przypuszczalnie gdyby powstała, nosiłoby cechy monumentalnej, ciężkiej architektury III Rzeszy. Właśnie w Tychach odnaleziono najlepsze warunki do stworzenia takiego centrum regionu.

Hitlerowcy planowali rozbudowę przemysłu?
Tak, ale nie sprzyjała temu wojenna rzeczywistość. Postawiono na rozwój wybitnie ekstensywny, z maksymalizacją czasu pracy. Obiecywano sobie, że po wojnie podjęte zostaną znaczące inwestycje.

A jakie były pierwsze decyzje niemieckiej administracji?
Komisaryczni burmistrzowie w pierwszych dniach urzędowania rozpoczęli akcję "Piękny Górny Śląsk" i w ramach niej budowali chodniki, stawiali płoty, malowali fasady budynków. Rozpoczęło się sadzenie drzew i krzewów ozdobnych, rabatek. Kiedy się przyglądałem miastom, które ta akcja objęła, odnajduję dziś to, co wówczas zrobiono, np. w Imielinie zieleniec eksponowany przy kapliczce miejskiej.

Jakie szanse przetrwania miała ludność polska?

Albo emigracja, albo identyfikacja, jak w przypadku volkslisty. Polacy, biorąc pod uwagę sugestie płynące zarówno z Londynu, jak i miejscowego duchowieństwa, deklarowali takie, a nie inne związki z niemieckością, żeby przetrwać.

W pierwszych tygodniach dochodziło do samosądów, rozstrzeliwania osób podejrzewanych o silne związki z polskością. Czemu nie zadbaliśmy o pamięć, identyfikację zbiorowych mogił, choćby w lasach wokół Katowic?
Nie oznaczono na żadnej mapie nawet miejsc wskazywanych przez katowickich leśników. A oni mówili, gdzie była rozkopana ziemia, potem zamaskowana darnią. Ograniczono się do rozkopania kilku zaledwie grobów, ekshumowano ciała i na tym koniec.
W 70 rocznicę paktu Ribbentrop-Mołotow niemieccy intelektualiści napisali list, w którym przypominają, że niemiecki i sowiecki napad na Polskę był preludium do niszczycielskiej wojny i komunistycznego zniewolenia. Hitler bez tego paktu nie odważyłby się napaść na Polskę?
Jestem przekonany, że nie. Może Hitler, jako ryzykant, miałby takie plany, ale sądzę, że opór generalicji byłby zbyt silny, żeby do tej wojny doszło. Polska wzięta w dwa ognie automatycznie była słabsza, nie mogła takich sił przerzucić na zachodnią granicę. Dzięki paktowi Hitler-Stalin znacząco redukcji ulegała swoboda działania polskiego wojska.

Załóżmy że Sowieci pozostaliby neutralni.

Niemcy musieliby przemaszerować przez całą II Rzeczpospolitą aż do wschodniej granicy. Po drodze mieliby przeszkody w postaci np. bagien poleskich. Po drugie, zbliżała się jesienna szaruga, zima. Po trzecie, na wschodniej ścianie moglibyśmy tworzyć i odtwarzać rozbite jednostki. To byłaby baza werbunkowa i doskonałe zaplecze. Kiedy wkroczył sojusznik Hitlera, wojna dla Polski była przegrana.

Rosjanie przypominają nam polsko-niemiecki układ o nieagresji z 1934 roku i rzekomą chęć ruszenia na Związek Sowiecki razem z Niemcami.
To jest historyczna bzdura. Rosjanie twierdzą, że był do tego układu załączony tajny protokół przewidujący wspólne działania zbrojne przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Ręce opadają. Żadnego tajnego protokołu nie było. Po tylu latach wypłynąłby na pewno. Trzeba uwzględnić cykl niemieckich propozycji stawianych Polsce przez Hitlera kilka lat przed wojną. To były jednoznaczne propozycje: wspólne pójście na Sowiety, ale te propozycje były konsekwentnie przez polski rząd odrzucane. Nie przystaliśmy na propozycje Hitlera, by oddać mu Gdańsk, ani nie zezwoliliśmy na wybudowanie eksterytorialnej autostrady do Europy Wschodniej.

Czy w naszej polskiej ocenie września 1939 roku nic się nie zmieniło?

Nic.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!