Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katowice jako stolica kultury?

Michał Smolorz
Władze Katowic zdecydowały się ubiegać o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w roku 2016, co u wielu mieszkańców wywołało uśmiechy politowania.

No bo z czym do ludzi? Megalomania? Urzędnicze oderwanie od rzeczywistości? Fakt, obecny stan świadomości "metropolitalnego" zarządu może budzić takie refleksje, podobnie jak jakość oferty kulturalnej miasta i całej śląskiej konurbacji. Wychodząc z tego założenia, od razu można dać sobie spokój. Tym bardziej, że konkurencja jest spora: Białystok, Gdańsk, Lublin, Łódź, Poznań, Szczecin, Toruń, Warszawa i Wrocław. Od karłów do kulturalnych potęg.

A jednak jest to pokusa, której nie warto odrzucać. Wbrew pozorom istnieje cień szansy, że właśnie dzięki temu konkursowi dokona się tak bardzo oczekiwany przełom w myśleniu o kulturze na szczeblu śląskich samorządów, gdzie ciągle pokutuje mentalność zgrzebna, przaśna, ludyczna, wręcz prostacka. Spróbujmy więc sformułować kilka warunków brzegowych, potrzebnych, by zmienić ten sposób myślenia. W naszych samorządach pokutuje dogmat, że kultura musi być tania. Bo skoro udaje się za 10 tys. zł zorganizować festyn osiedlowy, to dlaczego mamy dawać więcej na koncert symfoniczny? W tym samym urzędzie, w którym bez wahania akceptuje się wielomilionowe kosztorysy na położenie kilkuset metrów asfaltu, zawsze słychać larum i protesty nad propozycją imprezy artystycznej za 100 tys. To takie bardzo śląskie: cenne jest to, co materialne, namacalne. To syndrom śląskiego farorza: wierni bardzo cenią proboszcza, który wydaje pieniądze na remont dachu, ogrodzenie cmentarza lub nowy bruk przed świątynią. Ale remont organów, nawet zabytkowych, wywołuje kwasy: nie ma na co wydawać pieniędzy? Milionowe kosztorysy na wielkie wydarzenia artystyczne ciągle są na Śląsku niewyobrażalne.

Budżet renomowanego i cenionego w Polsce festiwalu teatralnego Interpretacje od lat waha się koło 800 tys. zł, 15 razy mniej, niż mają do dyspozycji organizatorzy podobnego w rozmiarach festiwalu w Awinionie.

Oczywiście nie ma gwarancji, że za duże pieniądze powstanie dobry produkt artystyczny, czego dowodem jest totalna klapa rocznicowej imprezy ku czci Korfantego: przeraźliwie nudnej, prowincjonalnej i sztampowej. Trzeba do tego profesjonalnego menedżera od kultury, który wie, jak wydawać duże pieniądze, by przyniosły pożądany efekt.
Istnieje mylne przekonanie, że skoro mamy wielką orkiestrę symfoniczną na europejskim poziomie, to z automatu mamy zagwarantowane imprezy europejskiej klasy. Ułuda! Od blisko 30 lat ta orkiestra występuje w obskurnej sali skleconej z blachy falistej i papendekla, którą kiedyś w szaleńczej wizji wzniósł komunistyczny władca z przeznaczeniem na parteitagi. Bogu dzięki, powstała już świetna sala koncertowa w Akademii Muzycznej, lada moment ruszy budowa nowej sali NOSPR. Ciągle nie mamy dobrej sali teatralno-widowiskowej na 1000-2000 miejsc i nic nie zapowiada zmiany.
Ale i dobre obiekty nie wyczerpują problemu. W epoce telewizyjnej nawet imprezy muzyczne na najwyższym poziomie muszą mieć odpowiednią oprawę wizualną: oświetlenie budujące klimat, scenografię, nawet reżyserię.

Nie wystarczy w sali koncertowej postawić kamery i miksować: dwójka na skrzypce, trójka na dyrygenta, czwórka na perkusję. To zadowala tylko najbardziej wyrobionych melomanów, których interesuje głównie muzyka, do której nie potrzebują oprawy. Ale to nikły procent. Jeśli chcemy zyskać nowych odbiorców, trzeba ich uwieść formą, pomysłem, a choćby i podstępem.

Podam dwa przykłady: w 1994 roku w rzymskim magistracie wymyślono pamiętny Koncert Trzech Tenorów. Od tego momentu wszystkim prowincjonalnym urzędnikom wydaje się, że wystarczy zorganizować Śląski Koncert Trzech Tenorów i już jesteśmy dobrzy. Ależ nie! Pomijam już kwestię praw autorskich, bo formuła Koncertu Trzech Tenorów została prawnie zastrzeżona i każdy, kto organizuje coś podobnego, popełnia plagiat. Po prostu trzeba samemu wymyślić i spopularyzować coś równie oryginalnego i nośnego.

Przykład drugi: popowe oratoria Piotra Rubika. Niezależnie od ocen tego przedsięwzięcia, jest to wydarzenie kulturalne o ogólnokrajowym znaczeniu. Wielu lokalnych menedżerów rozumuje, że wystarczy teraz zakontraktować Rubika i już jesteśmy w gronie najlepszych. Takie myślenie nie ma w sobie nic twórczego. Trzeba samemu wymyślić "nowego Rubika" i wysłać go w świat, wtedy możemy powiedzieć, że wnieśliśmy coś nowego do ogólnokrajowego obrotu artystycznego. Tak jak zrobił to 6 lat temu dyrektor nikomu nieznanej Filharmonii Świętokrzyskiej, który zainwestował w pomysł i objeździł z nim Polskę wzdłuż i wszerz. Musimy zaoferować to, co mamy własnego, co nas wyróżnia i decyduje o naszej odrębności. Można oczywiście wznosić się na artystyczne wyżyny, odtwarzając XI symfonię Beethovena, ale w Europie są setki miejsc, gdzie zrobi się to równie dobrze. O oryginalności oferty decyduje kultura miejsca. Nie bez powodu furorę zrobiły takie imprezy jak Festiwal Kultury Żydowskiej z krakowskiego Kazimierza czy łódzki Festiwal Dialogu Czterech Kultur.
Nasze władze gminne, powiatowe, a po części także i wojewódzkie jak ognia unikają inwestowania w kulturę niepolską, nawet jeśli jest ona nasza, miejscowa, jeśli wyrosła z tutejszego pnia. Na wszystko mamy nieśmiertelny zespół "Śląsk", Karolinkę co poszła do Gogolina i ani kroku dalej. Jest w tym obsesyjny, prowincjonalny strach przed posądzeniem o proniemieckie sympatie, o jakiś rewizjonizm czy naruszanie polskiej racji stanu. Decydentów utwierdza w tym mała, ale krzykliwa grupa ksenofobicznych aktywistów i działaczy kultury, którzy od lat żyją z podbijania antyniemieckiego bębenka. W tym czasie nieprzebrane połacie śląskiej sztuki najwyższego lotu, z których można uczynić nasz atut, naszą kartę przetargową, wciąż czekają na wykorzystanie.

Pod warunkiem, że wyzbędziemy się wreszcie narodowych fobii i uznamy tę sztukę za własne dziedzictwo, którym można się chlubić i oferować je światu.

Niech nikt nie ulega złudzeniu, że mamy dużo czasu. Zasadnicze rozstrzygnięcia w sprawie przyznania jednemu z miast tytułu Europejskiej Stolicy Kultury zapadną już za 3 lata! Do tego czasu nie powstanie ani nowa sala koncertowa NOSPR, ani tym bardziej porządna sala widowiskowa. W krótkim czasie mogą jednak zapaść kluczowe decyzje, do których nie potrzeba wielkich budów, a jedynie generalnej zmiany sposobu myślenia.

Smutne doświadczenia z przegraną Chorzowa w wyścigu do Euro 2012 niech będą bodźcem do mentalnej rewolucji w śląskich urzędach. Wyścigów do europejskich zaszczytów nie da się wygrać półśrodkami, pobożnymi życzeniami i bezgraniczną megalomanią, że "nam się należy".
Najbliższe miesiące pokażą, czy nas stać na taką rewolucję. Jeśli nie, to lepiej od razu zrezygnujmy, oszczędzając sobie i mieszkańcom niepotrzebnych złudzeń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!