Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Giesche wraca po Katowice

Aldona Minorczyk-Cichy
Czy zabytkowy Nikiszowiec stanie się własnością prywatną?
Czy zabytkowy Nikiszowiec stanie się własnością prywatną? ARC
Zakłady, kamienice, osiedla Giszowiec, Nikiszowie i dzielnica Załęże - to warta miliardy złotych spora część Katowic, którą miasto może stracić na rzecz reaktywowanej w 2005 roku spółki Giesche SA.

Firma ta odzyskała już 140 hektarów katowickich gruntów i walczy dalej. Szanse na przejęcie tego majątku ma coraz większe, a wszystko przez PRL-owski bałagan w dokumentach.

Przedwojenna familia Giesche przez dwa stulecia rządziła śląskim węglem i dorobiła się gigantycznego majątku. W 1922 roku, kiedy część Śląska znalazła się w polskich rękach, potężna spółka Die Bergwerks-Gesellschaft Georg von Giesches Erben podzieliła się na dwie części, polską i niemiecką. W 1926 roku Niemcy sprzedali Amerykanom swoje udziały w polskiej części Górnego Śląska. Po wojnie ogromny majątek firmy został bezprawnie znacjonalizowany przez komunistów jako mienie poniemieckie. W 1960 roku Amerykanie otrzymali odszkodowanie za utracony majątek. Zapłaciła Polska i akcje Giesche przywiezione zostały z USA do kraju. Prawdopodobnie miały zostać zniszczone, lecz z niewiadomych przyczyn trafiły w ręce kolekcjonerów starych papierów dłużnych. Od nich kupił je Marek Niegrzybowski, prezes znanej firmy konsultingowej w Gdyni, także zbieracz starych dokumentów. Kiedy Niegrzybowski zorientował się, jaki skarb znalazł się w jego rękach, w 2005 roku reaktywował firmę Giesche SA, która nigdy nie została formalnie zlikwidowana ani wypisana z rejestrów. Teraz Niegrzybowski walczy o odzyskanie majątku. Jego szanse zwiększa niedawny wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, który orzekł, że przedwojenna spółka Giesche SA wciąż istnieje, co kwestionowały władze Katowic.

- To się stało przez PRL-owskie niedbalstwo. Wtedy nikt nie przejmował się formalnościami. Dzięki temu właściciel Giesche ma teraz szansę otrzymać gigantyczne odszkodowanie za utracony majątek. To może mu się udać, bo ze strony Skarbu Państwa tej sprawy nikt nie pilnuje - uważa Tomasz Pietrzykowski, prawnik i były wojewoda śląski.

Leszek Pachulski, pełnomocnik zarządu Giesche SA, zapowiada kolejne kroki prawne: - Będziemy udowadniać, że powojenna nacjonalizacja konkretnych nieruchomości w odniesieniu do majątku Gieschego była nieważna i dokonywać zmian w księgach wieczystych. Z takimi wnioskami występujemy do resortów gospodarki, spraw wewnętrznych i rolnictwa. Orzeczenie NSA powinno dać tym instytucjom do myślenia. Do tej pory rozpatrywanie naszych prostych wniosków przeciągało się, a prezydent Katowic, Piotr Uszok, informował dziennikarzy, że Giesche SA odzyska majątek po "jego trupie" - mówi Pachulski.
Przed II wojną światową spółka Giesche SA była na Śląsku potęgą przemysłową. Teraz jej nowi akcjonariusze roszczą sobie prawo do wartego miliardy złotych majątku. Szanse na jego odzyskanie mają spore. To już się dzieje. W 1960 roku warszawscy urzędnicy nie dopełnili formalności związanych z wyrejestrowaniem spółki, unieważnieniem jej akcji, po zapłaceniu przez Polskę odszkodowania amerykańskim spadkobiercom firmy.

Gdyby w 1960 roku papiery wartościowe spółki Giesche SA zostały zniszczone, dziś nie byłoby problemu. Do Polski trafiły z USA, po wypłaceniu przez rząd PRL-u należnego odszkodowania za znacjonalizowany po wojnie majątek udziałowcom spółki Silesian-American Corporation, która od 1926 roku była posiadaczem 100 proc. akcji Giesche SA. Papiery miały zostać zniszczone, ale trafiły do rąk kolekcjonerów. W 2005 roku kupił je Marek Niegrzybowski z Gdyni i bez problemu reaktywował spółkę, przenosząc jej siedzibę z Katowic na Wybrzeże.

- Nie mamy wątpliwości, że spółce zwrot majątku się nie należy - podkreśla Waldemar Bojarun, rzecznik prezydenta Katowic. W 2007 roku prezydent powziął podejrzenie o popełnieniu przestępstwa i powiadomił prokuraturę. Śledztwo w sprawie roszczeń spółki Giesche prowadzone było początkowo w Katowicach, ale 2 czerwca 2008 roku przekazano je do Tarnobrzega.

- Toczy się ono w sprawie usiłowania doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem znacznej wartości przez osoby działające w imieniu spółki Giesche. Chodzi o majątek wartości 227 mln zł należący do miasta Katowice, Hutniczo-Górniczej Spółdzielni Mieszkaniowej i Katowickiego Holdingu Węglowego - wyjaśnia prok. Jerzy Dybus, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.

Prokurator ustalił wstępnie, że reaktywowana w 2005 roku firma Giesche SA zażądała zwrotu majątku znacjonalizowanego jako mienie poniemieckie w 1946 roku. Faktycznie było to jednak mienie poamerykańskie, na co nikt wówczas nie zwrócił uwagi.

- Dlatego obecnie sprawdzamy drogi sukcesji prawnej akcji spółki, zwłaszcza od momentu, gdy w 1960 roku stały się własnością Skarbu Państwa. Do usiłowania wyłudzenia lub wyłudzenia mogło dojść tylko w sytuacji, gdy wolą bezwzględną Skarbu Państwa było zniszczenie papierów wartościowych, a one zamiast tego zostały skradzione - informuje prok. Dybus. Akta sprawy mają już kilkadziesiąt tomów, a końca śledztwa nie widać, potrwa jeszcze kilka lat. Śledczy sprawdzają archiwa resortu finansów, gospodarki, NBP.
Leszek Pachulski, pełnomocnik zarządu Giesche SA, twierdzi, że półtora roku temu jego klienci o 6.00 rano zostali najechani przez agentów ABW z Katowic i Gdańska. Agenci przeszukali siedzibę spółki, zabrali dokumenty. To jednak właściciela firmy nie zraziło do dochodzenia praw do majątku. W jego skład oprócz Giszowca i Nikiszowca wchodzą niemal całe Załęże wzdłuż ul. Gliwickiej aż do Średnicówki, do tego działki na Roździeniu, w Piekarach Śląskich i kamienice.

W 2007 roku spółka wystąpiła do prezydenta Katowic o wydanie wypisów i rysunków z ewidencji gruntów trzech działek o powierzchni 140 ha w Katowicach. Spółka chce je wpisać do własnych ksiąg wieczystych. Postępowanie wstrzymano jednak, zasłaniając się trwającym wciąż śledztwem. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach uznał to za zasadne do czasu rozstrzygnięcia, czy obecna spółka Giesche SA jest tożsama z przedwojennym koncernem Giesche SA. Niedawno NSA uchylił ten wyrok. Stwierdził, że postępowanie powinno się zakończyć albo wydaniem rysunków i wypisów, albo odmową ich wydania. Toczące się śledztwo nie może być przeszkodą. Ta decyzja otwiera spółce drogę do kolejnych roszczeń.

Niczego nie wywieziemy, to zostanie na Śląsku

Leszek Pachulski, pełnomocnik zarządu Giesche SA

W sześciu procesach dotyczących zapisów w księgach wieczystych udało nam się doprowadzić do wykreślenia nielegalnych wpisów, jakich dokonali między innymi urzędnicy prezydenta Piotra Uszoka. Spółka odzyskała nieruchomości w Ligocie, Gi-szowcu i Roździeniu. W sumie ponad 100 hektarów. Jesteśmy realistami. Wiemy, że nie odzyskamy dawnej kopalni Giesche czy huty szopienic-kiej. One zostały przejęte zgodnie z prawem. Ale są jeszcze działki w Roździeniu i Piekarach Śląskich. W Katowicach jest kamienica przy ul. Dąbrowskiego i dawna siedziba spółki przy ul. Podgórnej. Chcemy je odzyskać i troszczyć się o nie, a nie tylko eksploatować. Niczego nie wywieziemy. To zostanie na Śląsku, będzie się rozwijać. W Warszawie, gdzie majątek jest zwracany uprawnionym osobom, następuje rozwój miasta. Władze Katowic nie są w stanie tego zrozumieć. Mają mentalność rodem z PRL-u.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Giesche wraca po Katowice - Dziennik Zachodni