Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na prawdę trzeba poczekać

Aldona Minorczyk-Cichy, Sławomir Cichy
Arkadiusz Ławrywianiec
Od piątku, gdy w kopalni Wujek-Śląsk zginęło 13 osób, jesteśmy zasypywani informacjami o szokujących zaniedbaniach: fałszowaniu odczytów metanomierzy, "cichej akcji" ratowniczej, podczas której cztery zastępy miały przewietrzać z metanu wyrobisko, na którym potem doszło do tragedii. Czy to prawda? Odpowiedź na to pytanie poznamy najwcześniej za kilka miesięcy, gdy prace zakończy komisja badająca przyczyny wypadku.

Dzisiaj najbardziej prawdopodobną przyczyną śmierci 13 górników i poważnych oparzeń kolejnych kilkudziesięciu osób był wybuch metanu. Co go wywołało? To pytanie pozostaje na razie bez odpowiedzi. Piotr Buchwald, były szef WUG podkreśla, że działalność organów kontrolnych regulowana jest zapisami prawa. Na początku roku weszła w życie ustawa o swobodzie działalności gospodarczej, która dostosowuje nasze prawo do unijnego.

- Liczba kontroli została ograniczona. Na dodatek za każdym razem przy kontrolach problemowych dozór górniczy musi występować do spółki górniczej z pismem informującym o zamiarze wysłania kontrolerów - wyjaśnia Piotr Buchwald, były szef WUG. Dodaje, że taki system "pójścia na rękę" przedsiębiorcom wprowadzono jakiś czas temu w USA: - To się tam nie sprawdziło. Zwiększyła się liczba wypadków. Teraz Amerykanie wracają do poprzednich rozwiązań, bardzo podobne do tych które obowiązywały jeszcze niedawno u nas.

Rutyna, wysokie zadania produkcyjne, szukanie oszczędności i "praca na skróty", to dlatego na kopalniach dochodzi do wypadków. Co gorsza błędy, które kosztują ludzkie zdrowie, a nawet życie, popełniają także doświadczeni górnicy funkcyjni. Tymczasem natury nie można lekceważyć. Metan zabija. I to się nie zmieni, dopóki odpowiedzialni za bezpieczeństwo górników nie zaczną swoich obowiązków traktować poważnie.

- Wielokrotnie ostrzegaliśmy, że kolejna tragedia to tylko kwestia czasu. Instytucje kontrolne nie wywiązują się ze swoich zadań. Przewieszanie metanomierzy i wtykanie je w rurociągi, którymi płynie świeże powietrze, by zafałszować wyniki, to codzienność na większości kopalń. Nie wierzę, że to się kiedykolwiek zmieni - ostrzega Bogusław Ziętek, przewodniczący WZZ Sierpnia 80.

Podobnie jak trzy lata temu w Halembie, tak w piątek na ruchu Śląsk - górników zabił metan. Jeden z pracowników kopalni Wujek-Śląsk już pół roku temu doniósł do ABW, że fałszuje się tam odczyty metanomierzy. Wcześniej o sprawie informował dyrekcję kopalni, ale ta nic nie zrobiła. ABW postąpiła rutynowo zachowując się jak listonosz, jedynie przekazała informacje do WUG i policji.
- Poinformowano nas jedynie, że może dochodzić do łamania przepisów bhp, a konkretnie przy badaniu stężenia metanu w kopalnianych wyrobiskach - relacjonuje podinsp. Andrzej Gąska, rzecznik KWP w Katowicach. Komenda z kolei taką informację przekazała do OUG w Katowicach.

- Przeprowadzono trzydniową kontrolę i następnie w maju czterodniową rekontrolę. Obie nie tylko na ruchu Śląsk, ale także w kopalni Wujek. Żadne z informacji przekazanych przez ABW nie potwierdziły się - mówi podinspektor.

Rzecznik WUG Edyta Tomaszewska twierdzi, że oprócz oficjalnego pisma był też anonim, który dotyczył fałszowania odczytów metanomierzy w kopalni Wujek-Śląsk.

- Sprawdzili stan aparatury, sposób i miejsca jej instalacji. Wszystko było w porządku. Przesłuchaliśmy dziesięć osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo ruchu, a także zwykłych górników. Nikt nawet słowem nie zająknął się o nieprawidłowościach. Musieliśmy uznać, że informacji, jakie otrzymaliśmy, nie da się potwierdzić - mówi Tomaszewska. Podkreśla, że żaden sygnał o omijaniu procedur bezpieczeństwa nie jest przez WUG lekceważony, wręcz przeciwnie nadaje mu się klauzule priorytetu.

Z kolei TV Silesia dotarła do ratownika górniczego, który kilkanaście godzin przed wybuchem na ruchu Śląsk był na miejscu tragedii. Usuwał metan, wietrzył ścianę. Opowiadał, że w akcji uczestniczyły cztery zastępy ratowników. Zdaniem informatora TV Silesi była to tzw. cicha akcja, a teren katastrofy był przez dwie doby zagrożony przez większe nagromadzenie się metanu.

Inż. Andrzej Bielecki, główny mechanik zakładu, zaprzecza tym rewelacjom. Wyjaśnia, że we wspomnianym rejonie było pięć elektrycznych metanomierzy, które przesyłały sygnały do stacji na powierzchni. Tuż przez wypadkiem wskazały 4 proc. metanu (dopuszczalne 2 proc.). Zadziałały, ale system nie zdążył odciąć dopływu energii, bo nastąpił wybuch.
Dlaczego metan jest tak groźny? To związek chemiczny, który w sposób naturalny tworzy się wraz z węglem. Jest wysoko wybuchowy, lżejszy od powietrza. Unosi się do góry. Nie ma zapachu i barwy. W stężeniu 5-15 proc. zawsze jest wybuchowy. Wystarczy najmniejsza iskra, aby zainicjować eksplozję.

Kopalnie walczą z metanem na różne sposoby. Po pierwsze rozcieńczają metan doprowadzając świeże powietrze, odmetanawiają pokład wiercąc otwory w ścianie i wysysając gaz, który specjalnymi gazociągami jest odprowadzany na powierzchnię. W każdym wypadku konieczny jest monitoring, który informuje o stężeniu gazu w atmosferze.

Metanomierze stacjonarne są wplecione w system elektryczny kopalni. Przekroczenie dopuszczalnego poziomu metanu odcina dopływ prądu do urządzeń na danym pokładzie. Jednocześnie w stacji metanometrycznej na powierzchni zapisywany jest na dyskach stan atmosfery i przekroczenia dopuszczalnych parametrów.

- Teoretycznie nie ma możliwości fałszowania odczytów chyba, że metanometry zostaną przewieszone. Wystarczy obniżyć je o pół metra, aby wskazania pokazywały atmosferę bezpieczną. Innym sposobem, który zafałszuje odczyty jest kierowanie na nie strumienia świeżego powietrza. To naturalnie teoria, bo nie wyobrażam sobie, żeby na dół zjeżdżali samobójcy - podkreśla były minister górnictwa, a dziś ekspert górniczy Zbigniew Markowski.

Piotr Buchwald dodaje, że stosowane w naszych kopalniach systemy metanometryczne są bardzo nowoczesne. Takie same są w kopalniach amerykańskich. - Ten system jest skuteczny, o ile dobrze działa. Niestety zdarzają się sytuacje, gdy dochodzi do nagłego wypływu metanu połączonego z niekontrolowaną ingerencją ludzką. Dziś nie wiemy, jak było na Śląsku. Na prawdę musimy poczekać, aż pracę zakończy komisja badająca przyczyny wypadku - podkreśla Buchwald.

Z kolei Markowskiego zastanawia jedno - dlaczego w pokładach o najwyższym, czwartym stopniu zagrożenia metanowego, a taki był w Halembie i teraz w Wujku-Śląsk nie prowadzono wydobycia w rygorze akcji ratunkowej. Tj. za zgodą OUG, pod jego nadzorem i wytycznymi.
- Usłyszałem wiele opinii w ciągu minionych trzech dni, że przegraliśmy z naturą. A ja powiadam - przegraliśmy sami ze sobą. Przez rutynę. Bo pięćset razy się udało, to ktoś doszedł do wniosku, że pięćset pierwszy raz też się uda - mówi. Zdaniem naszego rozmówcy, gdyby OUG nadzorował wydobycie z tego pokładu, brałby odpowiedzialność za przestrzeganie rygorów i do wypadku by nie doszło.

- Komuś w kopalni zwyczajnie nie chciało się pisma napisać w tej sprawie do nadzoru. Nie rozumiem dlaczego - kończy Markowski.

Kiedy w listopadzie 2006 roku w Halembie zginęło 23 górników, przez kilka tygodni wypadków ubyło. Ludzie zaczęli bardziej uważać, ale to trwało krótko. Przyczyną tragedii w Rudzie Śląskiej były ewidentne błędy ludzi, którzy za nic mieli zasady. Posyłali górników w niebezpieczny rejon, byle tylko nie przerywać pracy, zmniejszyć koszty likwidacji ściany, odzyskać cenne urządzenia. Uszkodzono czytniki metanu, zaniżano odczyty stężenia gazu. Lekceważono naturę, a ta okrutnie się zemściła. Kilku z odpowiedzialnych za tę tragedię usłyszało już wyroki w zawieszeniu. Proces głównych oskarżonych nadal trwa. Nie należy się spodziewać szybkiego jego zakończenia.

- To utwierdza tylko rządzących kopalniami w przeświadczeniu o bezkarności. Kiedy ujawniliśmy nieprawidłowości w kopalni Szczygłowice, zarządzający kopalnią zaczęli szukać haków na związkowców. Namawiali górnika, by poświadczał, że to my fałszowaliśmy odczyty metanomierzy - przypomina Ziętek.

W czerwcu 2006 roku w Szczygłowicach wybuchł metan. Rannych zostało pięciu górników. Marcin Płaczek, szef Sierpnia 80 w kopalni, twierdził, że ten wypadek niczego nie nauczył dozoru. Nadal zmuszano ludzi do pracy w metanowej atmosferze.

Najczęstszymi przyczynami poważnych wypadków w górnictwie jest brak dobrej oceny niebezpieczeństw występujących pod ziemią. Chodzi o zagrożenia metanowe, tąpaniami i obrywaniem się skał. Następne - to naginanie przez pracowników przepisów bezpieczeństwa, dopuszczanie przez kopalniany dozór nieprawidłowych metod pracy i wykonywanie ich przez osoby bez uprawnień. Do tego używane w kopalniach maszyny i urządzenia często są w złym stanie. Połowa zmechanizowanych obudów stosowanych do podpierania ścian i stropów w miejscu prowadzenia wydobycia ma ponad 20 lat. Tylko co piąta z nich ma mniej niż 10 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!