Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyrektorzy kopalń nie lubią brać odpowiedzialności

Sławomir Cichy
Tragedii w kopalni Wujek-Śląsk można było uniknąć, gdyby dyrektor zdecydował się prowadzić wydobycie z zagrożonego wybuchem pokładu w tzw. rygorze akcji ratunkowej, za zgodą i pod nadzorem Okręgowego Urzędu Górniczego.

Taką tezę postawił w poniedziałek na naszych łamach były minister i ekspert w dziedzinie górnictwa Jerzy Markowski.Okazuje się, że nie jest odosobniony w swej opinii. Coraz więcej znawców branży zwraca uwagę, że dyrektorzy rzadko decydują się na zastosowanie szczególnej procedury przy wydobyciu węgla mimo czwartego stopnia zagrożenia metanowego z dwóch powodów - podrożenia kosztów wydobycia, ale przede wszystkim jednoosobowej odpowiedzialności za akcję.

80 proc. pokładów węgla na Śląsku jest zagrożonych wybuchem metanu

Zapytany przez nas o tę sprawę były prezes Wyższego Urzędu Górniczego Piotr Buchwald powiedział, że zgadza się z tą tezą. - Dyrektor kopalni ogłaszając wydobycie w rygorze akcji ratunkowej bierze na siebie jednoosobową odpowiedzialność za jej skuteczność i wynik. Nie ma w tym wypadku rozmycia odpowiedzialności i szukania winnych w razie niepowodzenia - mówi.Tymczasem podczas standardowego wydobycia, choć formalnie dyrektor odpowiada za funkcjonowanie zakładu, winą za wypadek można obarczyć szereg osób związanych z utrzymywaniem bezpieczeństwa w kopalni. Nie mówiąc o stosowaniu nagminnie zwrotu-wytrychu, że winne były "siły natury".

Procedury wydobycia węgla w rygorze akcji ratunkowej są szczegółowo opisane w rozporządzeniu ministra gospodarki z 2000 roku. Przede wszystkim dyrektor kopalni staje się kierownikiem akcji i sporządza jej szczegółowy plan, w którym czarno na białym wypisane są wszelkie polecenia, a także ich realizacja przez konkretne osoby.

O wszczęciu szczególnego trybu powiadamiany jest OUG i zarząd spółki węglowej. Na miejsce kierowani są specjaliści monitoringu atmosfery, w pogotowiu stawia się służby ratownicze. Po zakończeniu procedur, które ogłasza kierownik akcji, prawidłowość działań sprawdzają
kontrolerzy OUG.

To kłopotliwa procedura dla dyrektora. Osoby z zewnątrz patrzą mu na ręce, sprawdzają go, a co gorsza zwiększają się koszty wydobycia. Tymczasem patrząc na te działania pod kontem profilaktyki zagrożeń okazuje się, że ich wprowadzenie stanowi zaledwie 10 proc. kosztów akcji ratunkowej, kiedy dojdzie do wypadku . Niestety dyrektorzy liczą, że najgorszego uda się uniknąć, wydobycie zostanie utrzymane, a zaoszczędzone na bezpieczeństwie pieniądze, mimo spadku zapotrzebowania na węgiel, pozwolą wypracować zysk.

Ważnym czynnikiem zmniejszającym bezpieczeństwo jest także rutyna, brak umiejętności oszacowania ryzyka, brak odpowiedzialności i wiedzy na temat zagrożeń ze strony samych górników. - Odkąd w 1997 roku zlikwidowano szkoły górnicze, adepci zawodu kończą co najwyżej kursy,
a pracy uczą się na dole. Taki system szkoleń w boju musi przynieść straty - mówi Piotr Buchwald.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dyrektorzy kopalń nie lubią brać odpowiedzialności - Dziennik Zachodni