Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Górnicy twierdzą, że zmuszano ich, by łamali przepisy

Aldona Minorczyk-Cichy, MIW
Fot. Mikołaj Suchan
Górników w kopalni Wujek-Śląsk zabił w piątek metan. Nie ma co do tego wątpliwości. Czy jednak doszłoby do tragedii, gdyby ściśle przestrzegano tam prawa?

Na to pytanie odpowie prokuratura i komisja Wyższego Urzędu Górniczego. Na razie swoje wersje wydarzeń przedstawiają górnicy, którzy pracowali tam, gdzie zginęli ich koledzy. Nie chcą się przedstawić. Czują się zastraszeni, o pracę boją się bardziej niż o życie.

Z ich słów wynika, że ściana, na której doszło do wypadku, kończyła pracę. Edyta Tomaszewska, rzecznik WUG, precyzuje : - Do zakończenia wydobycia pozostało jeszcze 14 metrów. Ściana piąta to rejon o trzecim, najwyższym stopniu zagrożenia tąpaniami.

Górnicy mówią o pracy w biegu i o oszczędnościach. O tym, że musieli wykonywać polecenia, choć wiedzieli, że to niebezpieczne. Że niewycofywanie, gdy metan przekraczał dopuszczalne 2 procent w powietrzu, było niemal normą.

- Do przyścianowego chodnika, gdzie był taśmociąg przewożący urobek, wysyłano młodych i niedoświadczonych. Czyścili taśmę, żeby dobrze działała. Sprzątali i pogłębiali spąg. Tymczasem w tym miejscu było sprzężenie zagrożeń: najwyższego stopnia tąpań i metanu! Żeby wejść do tych chodników przy pracującym kombajnie, trzeba było zgłoszenia. To było ściśle ewidencjonowane i monitorowane - opowiadają. To ich zdaniem wyjaśnia, dlaczego w piątek zginęło lub zostało rannych tak wiele osób.
- Na ścianie przy wydobyciu potrzebnych jest 10-15 górników. Było - ponad 50. Gdyby nie eksploatacja, gdyby kombajn stał - wszystko byłoby zgodnie z przepisami. Ale my wiemy, że on pracował. A to oznacza, że złamano prawo. Nasi koledzy zginęli, inni walczą o życie. Nie można nad tym przejść do porządku - podkreśla jeden z górników.

Piotr Buchwald, były prezes Wyższego Urzędu Górniczego, przestrzega przed przedwczesnym ferowaniem wyroków. - To, o czym mówią górnicy, nie jest niemożliwe. Jednak ta sprawa wymaga bardzo wnikliwego zbadania przez ekspertów. Powołana przez WUG komisja pozwoli nam poznać prawdę - przekonuje Buchwald.
To udało się w przypadku tragedii w innej rudzkiej kopalni - w Halembie. Dziś na pewno wiadomo, że fałszowano odczyty metanomierzy. Zaniechano profilaktyki. Liczył się pieniądz, a nie ludzie.
W starych kopalniach są wieloletnie zaniedbania. Tam trzeba drążyć nowe wyrobiska, bo stare są zdewastowane. Pozagniatanie wyrobisk przypomina miażdżycę w żyłach. Stają się niezdolne do wentylacji. Gdy nie są w stanie przepchnąć wystarczającej ilości powietrza, to trzeba drążyć nowe.
Odpowiedzialny za bezpieczeństwo górników jest WUG. Górniczy nadzór nauczył się jednak oszukiwać inspektorów. Nie jest to specjalnie trudne, bo kontrole w zakładach są zapowiadane. Od początku roku spółkę węglową trzeba powiadomić o kontroli tematycznej na tydzień przed przyjazdem. Zaś o kontrolach doraźnych szefowie kopalń dowiadują się na kilka godzin przed faktem.

- Zawsze przed takim "nalotem" kazano nam na szybko coś naprawiać, montować dodatkowe nawiewy, albo robić półki w zaporze przeciwwybuchowej. Wszystko to był jeden wielki pic - denerwuje się górnik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Górnicy twierdzą, że zmuszano ich, by łamali przepisy - Dziennik Zachodni