O ogromny pechu mogą mówić piłkarze GKS Tychy, którzy pożegnali się z Remes Pucharem Polski, tracąc bramkę w 1/16 finału dopiero w doliczonym czasie dogrywki. W meczu z Jagiellonią podopiecznym Mirosława Smyły zabrakło 20 sekund, by po raz trzeci mogli rozstrzygać o awansie do dalszej rundy PP rzutami karnymi. A karne to przecież, jak sami piłkarze mówią, loteria.
- Straszny pech i jednocześnie żal, że musieliśmy się pożegnać z pucharem w takich okolicznościach - niemal z łzami w oczach mówił po meczu Mateusz Żyła. - Nie byliśmy wcale gorsi, mieliśmy sytuacje bramkowe i gdybyśmy je wykorzystali, to pewnie teraz w naszej szatni panowałby radosny nastrój.
Od początku zespół z Białegostoku był faworytem spotkania w Tychach. Trener Michał Probierz dał jednak szansę pokazania się dublerom, licząc, że to oni załatwią sprawę awansu. Mecz z ławki rezerwowych oglądali Tomasz Frankowski, Kamil Gro-sicki oraz Neves Hermes i na murawie pojawili się dopiero w drugiej połowie.
W pierwszej części gry największe zagrożenie pod bramką GKS Tychy stwarzał Dariusz Jarecki, jednak za każdym razem fatalnie pudłował. Bramkę dla gości z Białegostoku powinien strzelić także Remigiusz Jezier-ski, uderzył jednak zbyt słabo i Marcin Suchański nie miał problemów ze złapaniem piłki. Najlepszą okazję w tej części meczu zmarnował jednak Krzysztof Bizacki. Napastnik gospodarzy uderzył na bramkę z 14 metrów i trafił wprost w Grzegorza Sandomierskiego.
- Szkoda, bo to była bardzo dobra okazja do strzelenia gola i wtedy Jagiellonia musiałaby zaatakować, otworzyć się a my moglibyśmy grać z kontry - złościł się pechowy strzelec.
Po przerwie gra wyglądała podobnie, obie drużyny bardziej myślały o obronie swojej bramki niż o ataku. Wejście na boisko Grosickiego oraz Frankowskiego też nie zmieniło obrazu gry. "Franek" pokazał się dopiero w dogrywce, ale jego dwa strzały były minimalnie niecelne.
Kiedy wydawało się, że losy awansu do 1/8 finału PP rozstrzygną, podobnie jak w przypadku spotkań tyskiej drużyny w poprzednich rundach z Sandecją Nowy Sącz i Górnikiem Łęczna, rzuty karne, błąd Łukasza Kasprzyka wynikający chyba ze zmęczenia bezlitośnie wykorzystał Grosicki.
- Wiedzieliśmy, że Tychy awansowały w poprzednich rundach po rzutach karnych i chcieliśmy tego uniknąć - wyznał strzelec jedynego gola. - Czekaliśmy na odpowiednią okazję i w końcu się doczekaliśmy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?