Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trans opętanego urzędnika

Michał Smolorz
Narzekanie na uliczne korki jest tak zużytym tematem rozmów, jak dywagacje o pogodzie, więc publicysta z ambicjami nie powinien o tym napomykać.

Ale horror, jaki zafundowali nam w tym tygodniu urzędnicy naszej - pożal się Boże - stolicy metropolitalnej, przebił swoim rozmachem wszystko, co dotąd ktokolwiek zdołał zobaczyć, przeżyć lub tylko sobie wyobrazić. Jednego dnia, dokładnie we wszystkich kluczowych miejscach dróg wewnątrzmiejskich i zamiejskich, rozkopano i pozamykano wszystko co się da. Zatrzymano całą tkankę komunikacyjną aglomeracji, nikt nie miał szans na wjechanie, przejechanie ani wyjechanie, oczekiwanie w jednym miejscu po 3-4 godziny bez szans ucieczki było normą. Uwięzionych w samochodach zrozpaczonych ludzi trzymało przy życiu Radio Katowice, którego słuchacz wołał przez telefon z rozpaczą: "Chyba prędzej Polański wyjdzie z więzienia niż ja dotrę do celu!" Zakłady pracy, szkoły, uczelnie, centra handlowe - wszystko sparaliżowane. Atak terrorystyczny? Wojna? Klęska żywiołowa? Awaria systemów komputerowych? Najazd kosmitów? Ależ nie! To tylko psychotyczny trans opętanego urzędnika, któremu zdawało się, że to gra komputerowa z serii "Zabij miasto".

Nieodżałowany prof. Zbigniew Religa opowiadał, jak to w początkach swojej kariery nie dysponował urządzeniami do krążenia pozaustrojowego. Musiał na kilkanaście minut... uśmiercić chorego i w tym czasie szybko wymienić mu serce. Aby nie doszło do nieodwracalnych zmian w mózgu, obniżano pacjentowi temperaturę ciała, okładając go lodem. W miniony poniedziałek nasza aglomeracja wyglądała, jakby ktoś celowo postanowił ją uśmiercić dla przeprowadzenia tajemnej operacji. Niestety, tego skomplikowanego organizmu ani nie uśpiono ani nie zamrożono, robiąc szaleńczy zabieg "na żywca". Niczym średniowieczni szarlatani rżnący piłami wyjącego z bólu człowieka wzdłuż i wszerz.

Problem w tym, że nie było żadnego obiektywnego powodu do takiej operacji, po prostu "tak się jakoś zbiegło", że w jednym czasie tramwajarze postanowili przestawić kilka torów, autostradowcy uruchomić węzeł, drogowcy wymienić nawierzchnię (na trzech pasach jednocześnie), zaś magistrat ułożyć granitowe krawężniki na wszystkich kluczowych skrzyżowaniach, bo akurat miał na to pieniądze. Te kluczowe dni ujawniły kompletny chaos decyzyjny, całkowity brak nadzoru nad organizacją ruchu w mieście, brak jakiegokolwiek planowania i koordynacji robót.
Miejski rzecznik, którego zapytałem, czy ktoś w ogóle panuje nad tym komunikacyjnym burdelem (excusez le mot, ale nie znajduję delikatniejszych określeń) - rozbroił mnie. Główną odpowiedzialnością za tę sytuację obciążył bowiem... mieszkańców, którzy na potęgę kupują samochody i nie chcą korzystać z doskonałej komunikacji publicznej. Właściwie to racja, przyłączam się do tej opinii, istotnie to granda. Wagony sześciu linii katowickiego metra jeżdżą puste, parkingi przy węzłowych stacjach zarastają trawą, klimatyzowane autobusy przelatują nad rozkopanymi skrzyżowaniami bez pasażerów, liczne podziemne garaże służą tylko szczurom.

A my, nowobogaccy, zepsuci, rozwydrzeni, na złość władzy uparliśmy się wozić nasze
spasione dupska w limuzynach. Paryżanie, berlińczycy, londyńczycy, moskwianie nawet - wszyscy z pokorą korzystają z komunikacji publicznej, a my nie. Mamy do dyspozycji jeden wspólny bilet na wszystko co jeździ, lata i pływa, na węzłowych stacjach możemy dowolnie przesiadać się z jednego pojazdu do drugiego (wszystkie one są świetnie skomunikowane), pomiędzy sześcioma poziomami peronów wożą nas szybkie windy i ciche elewatory. A my, niewdzięcznicy, uparliśmy się na te nasze samochody.

Znów literatura kłania się w pas. Najpierw Mikołaj Gogol, który uświadomił nam, że rozkopane miasto jest najlepszym dowodem działania władzy. Ileż to już razy przyszło nam wyrazić szacunek dla słów Horodniczego? Nie przeklinajmy więc, stojąc w korkach, bo to przecież dla naszego wspólnego dobra - gdyby władzy nie było, nikt nie kopałby dziur, nie zrywał asfaltu i nie przekładał torów. A samej władzy przyda się równie nieśmiertelny Bertolt Brecht: "Jeśli naród się nie podoba, to można sobie wybrać inny". Skoro naród się nie sprawdził, to naród należy rozwiązać. Ten nowy z pewnością będzie żył w zgodzie z oczekiwaniami i przemieszczał się wyłącznie komunikacją publiczną. Nie będzie przeszkadzał w wykopkach, które można będzie prowadzić o dowolnych porach bez żadnych ograniczeń. Czyż to nie prostsze?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!