Humory szefom związku psuje przybierający realne kształty kibicowski bojkot spotkania reprezentacji: mizerna sprzedaż wejściówek oznacza, że PZPN do jego organizacji będzie musiał pewnie nawet dopłacić!
Nic więc dziwnego, że bossowie polskiej piłki - jak widać finansowe zestawienia przemawiają do nich najmocniej - biją na trwogę powtarzając slogany o rzekomym obowiązku kibica oraz szukając wroga (układu, chuliganów, dywersantów - niepotrzebne skreślić) we wszystkich zwolennikach niezwykłego społecznego buntu. Zdają sobie bowiem sprawę, że puste krzesełka na Śląskim mogą być pierwszym z kawałków domina, którego upadek istotnie naruszy interesy PZPN. Bojkot kibiców nie umknie przecież uwadze sponsorów, którzy wiążą się z polską piłką nie ze względu na jej wątpliwą jakość, ale na zasięg, oddźwięk oraz uprzywilejowanie społeczne.
Rozpieszczani mianem "dobra narodowego" piłkarze - w przeciwieństwie do przedstawicieli innych dyscyplin, chociażby siatkarzy, którym dopiero wielkie sukcesy otworzyły drogę do portfeli sponsorów - nie musieli się martwić ani o to, czy ich mecze pokaże przyciągająca pokaźne pieniądze publiczna telewizja, ani o frekwencję na trybunach. Teraz w świat biznesu może pójść niewygodny dla PZPN sygnał o drastycznym spadku atrakcyjności sztandarowego dotąd produktu.
Taki wstrząs jest jednak potrzebny. Panująca w PZPN przez lata sielska atmosfera, gdy wszystkie brudy chowano pod kolorowy dywan awansów do mistrzostw świata i Europy, doprowadziła w końcu prezesów związku do poczucia błogiej i sytej bezkarności. Podwyżka pensji - do 50.000 złotych - dla prezesa Grzegorza Laty, kilkudziesięciotysięczne premie dla jego zastępców, podzielenie między siebie całej puli biletów na mecz wyjazdowy ze Słowenią były ważniejsze niż wymowna cisza zamiast dopingu podczas ligowych spotkań. I znacznie istotniejsze niż przyjmowane bez zmrużenia oka, skandowane przez płacące za bilety tłumy, teksty o tym, co z PZPN należy zdaniem kibiców zrobić.
Nie jest prawdą, że na środowym bojkocie ucierpią przede wszystkim piłkarze, pomijając już powtarzany na interne-towych forach emocjonalny, ale nie pozbawiony logiki argument, że w ostatnim czasie to oni, swoją postawą, bojkotowali kibiców.
- Gramy dla Polski i dla siebie, bo w takich meczach można pokazać się menedżerom - powiedział w wywiadzie dla nas o spotkaniu z Czechami i Słowacją kapitan kadry Mariusz Lewandowski, dając do zrozumienia o co w tej zabawie chodzi.
Na koniec, jak mawiał Monty Python, coś z nieco innej beczki. Może ten jeden zbojkotowany mecz będzie dla kibiców pewną formą wyrównania rachunków za całe lata, gdy trenerzy, piłkarze, sędziowie, obserwatorzy i fryzjerzy bezczelnie oszukiwali ich w każdy ligowy weekend?
- Na zgrupowaniu reprezentacji Polski, która przygotowuje się do sobotniego meczu z Czechami w Pradze, nie wydarzyło się wczoraj nic interesującego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?