Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zboczeniec z Brudzowic czeka w areszcie

Magdalena Nowacka
Lucyna Całka była zszokowana informacjami o zatrzymaniu mieszkańca jej wsi
Lucyna Całka była zszokowana informacjami o zatrzymaniu mieszkańca jej wsi MACIEJ JEZIOREK
Mieszkaniec Brudzowic, który odsiedział 25 lat za gwałt i zabójstwo ośmioletniej dziewczynki znowu jest podejrzewany o wykorzystanie seksualne 13-letniego dziecka. Wyszedł z więzienia 17 września. W poniedziałek znowu został zatrzymany.

W ciągu najbliższych kilku dni, "Zając" (bo tak nazywali go niektórzy) stanie przed prokuratorem w Zawierciu. W jego rodzinnej wsi zapanowała psychoza strachu. Rodzice boją się nawet wypuszczać dzieci na podwórka.

Ludzie powtarzają sobie zdarzenie, do którego miało dość kilka dni temu na przystanku w Siewierzu. Do trzynastolatka podszedł mężczyzna. Zaczepił go, mówiąc, że ma list, w którym chłopca oskarża o kradzież szkolny kolega. I że trzeba sprawę wyjaśnić. Kilkaset metrów dalej wciągnął przerażone dziecko w krzaki. Potem mężczyzna obiecał chłopcu, że sprawa kradzieży nie będzie aktualna, jeśli nikomu nie opowie do czego doszło. Dowiedzieliśmy się, że całą tę sytuację mężczyzna prawdopodobnie opisał w swoim notatniku.

Policja odmawia informacji na ten temat. Zasłania się dobrem śledztwa.

We wsi, z której pochodzi mężczyzna, szybko rozniosło się, że jest już na wolności. Ponad 25 lat temu, 17 września zgwałcił i udusił ośmiolatkę, która wracała ze szkoły z kolegą. Koledze udało się uciec. Jej nie. 17 września tego roku, mężczyzna opuścił więzienie. Jeszcze zanim trafił za kratki na 25 lat, odsiedział rok za molestowanie innej dziewczynki. Wtedy mieszkańcy chcieli go zlinczować, schwytali go razem z policją. Ludzie mówią o jego niezdrowych seksualnych skłonnościach, nie tylko wobec ludzi, ale nawet zwierząt.

- Znałam jego rodzinę. Porządna była, ale chłopak już w młodości miał jakieś niezdrowe skłonności. Najmłodszy z rodzeństwa, matka go późno urodziła. Słyszałam, że wyszedł z więzienia, ale że znowu coś zrobił? - mówi Lucyna Całka, mieszkanka Brudzowic.
Większość ludzi nie przebiera w słowach. Jak pan Edek.

- Ja mam dorosłe dzieci, ale tu się inni boją. Przecież ludzie pamiętają, jak kiedyś jedną staruszkę gwałcił, a nawet w oborze też coś robił... Ja bym go przez maszynkę za takie rzeczy przekręcił. Ojca jego znałem, porządny człowiek. Po widzeniach w więzieniu opowiadał, że prosił sędziów i psychologów, żeby go nie wypuszczali z więzienia, bo on się nie zmieni. Ojciec zmarł, a on wyszedł - mówi pan Edek.

Dodaje, że w poniedziałek szukała go policja. Skutecznie. Został zatrzymany. Wcześniej jeździł po urzędach, rejestrował się jako bezrobotny.

W szkole w Brudzowicach słyszeli też o tym, że "Zając" wyszedł z więzienia.

- Nikt z rodziców wprawdzie u nas oficjalnie nie był z jakimiś prośbami, ale sami wzmocniliśmy ochronę szkoły, uczuliliśmy woźną, aby obserwowała, czy się tu nie kręci. Informacja o tym, że wyszedł z więzienia szybko się rozniosła - mówi Janusz Stelmach, dyrektor brudzowickiej szkoły.

Policja szczegółów sprawy zdradzić na razie nie może.

- Takie jest polecenie Prokuratury Rejonowej w Zawierciu, która prowadzi sprawę - tłumaczy podinspektor Monika Francikowska rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Będzinie.

Wiadomo jednak, że policjanci zatrzymali 49-letniego mieszkańca Brudzowic. Po tym, jak w niedzielę rodzice trzynastolatka zgłosili informację, że ich syn prawdopodobnie był molestowany. Informacje z Prokuratury Rejonowej w Zawierciu również są bardzo lakoniczne.
- Prowadzimy postępowanie w tej sprawie. Jest bardzo świeża. Nie postawiono jeszcze zarzutów - zastrzega Andrzej Nowak, prokurator rejonowy w Zawierciu.

Dodaje, że w sytuacji , gdy zachodzi podejrzenie molestowania nieletniego poniżej piętnastego roku życia, sąd najpierw przesłuchuje pokrzywdzone dziecko w charakterze świadka. Tylko raz. Potem jest przesłuchiwany podejrzany i stawiane mu są ewentualne zarzuty. - Ze względu na dobro sprawy, na pewno będziemy chcieli wykonać wszystkie czynności jak najszybciej, bo ważą się losy zatrzymanego - mówi prokurator z Zawiercia.

Musi być rejestr pedofilów!

Z Jakubem Śpiewakiem, prezesem Fundacji KidProtect, rozmawia Katarzyna Piotrowiak

Więzień opuszcza celę po 25 latach, a już po dwóch tygodniach gwałci kilkunastoletniego chłopca. Gdzie są odpowiednie służby, które powinny dbać o bezpieczeństwo dzieci i prowadzić nadzór nad byłym więźniem?

Niestety, nie ma systemu pracy z więźniami. Skazany siedzi na przykład kilka lat i nie dzieje się nic, poza ewentualną "resocjalizacją", zafundowaną przez kolegów z celi. To nie jest tylko polski problem. Amerykanie robili ostatnio badania na pedofilach i wynika z nich, że przez większość czasu fantazjują, zastanawiając się nad tym, co zrobią po wyjściu z więzienia. W Polsce nikt z nimi nie pracuje. Samo pozbawienie wolności najczęściej niczego nie zmienia. Jest nawet gorzej, bo więźniowie po wyjściu na wolność bywają bardziej agresywni.
25 września Sejm przegłosował zaostrzenie kar za pedofilię. Co się zmieni?

Przed zakończeniem kary więzień będzie kierowany na badania. Ich wynik zdecyduje, czy wyjdzie na wolność, czy też trafi do specjalistycznej placówki leczniczej. Niestety, zaostrzenia nie weszły jeszcze w życie. Jednak z drugiej strony nie korzystamy z tych zapisów, które już są.

Co ma pan na myśli?

Przed laty jeden z naczelników zakładu karnego napisał opinię o pedofilu, który odsiedział wyrok. Szef tego zakładu wysłał ją do jednostki policji. Napisał w niej, że były więzień wcale się nie zresocjalizował i może stanowić zagrożenie. Opinię wysłał do komendy, która znajdowała się w miejscu zamieszkania pedofila. Prawo na to pozwala, ale to był chyba jedyny raz, kiedy skorzystano z takiej możliwości.

A więc naczelnik może ostrzec miejscowe służby przed pedofilem?

Może napisać opinię. Od dłuższego już czasu tłumaczę naszym politykom, że nie ma na co czekać. Trzeba skopiować rozwiązanie Brytyjczyków. Oni od lat prowadzą rejestr przestępców seksualnych. Nie jest on dostępny publicznie tak jak amerykański, ale za to bardzo skuteczny. Sprawcy są pod stałym nadzorem, bynajmniej nie sąsiada, a policji, która musi być informowana o tym, gdzie delikwent się znajduje. Jak chce wyjechać na weekend, musi się zameldować, jeśli jedzie za granicę, musi podać nazwę hotelu, no i na pewno nie dostanie pozwolenia na wyjazd np. do Tajlandii. Jeśli się nie zamelduje, grozi mu 5-letni wyrok. Jest to na tyle skuteczny system, że jeden z pedofili usiłował sfingować samobójstwo, bo koniecznie chciał zniknąć z tej listy, ale już po 12 godz. siedział w celi. Jak widać nie ma co wyważać otwartych drzwi. Można rozwiązania zapożyczyć od innych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!