Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jan Paweł II, jakiego pamiętam

Redakcja
Biskup sosnowiecki Grzegorz Kaszak: Miałem szczęście, że jako kapłan wzrastałem u boku Jana Pawła II
Biskup sosnowiecki Grzegorz Kaszak: Miałem szczęście, że jako kapłan wzrastałem u boku Jana Pawła II FOT. ARCHIWUM KS. BISKUPA KASZAKA
Minęły już cztery lata od śmierci Jana Pawła II, a ciągle jego postać jest żywa w pamięci nie tylko Polaków. Był to bowiem człowiek, który rzeczywiście żył w Panu Bogu i pod Jego wpływem podejmował wszystkie decyzje. Papieża Polaka, w 31. rocznicę jego wyboru na następcę świętego Piotra, wspomina biskup sosnowiecki Grzegorz Kaszak

Autentyczność, prawdziwa wiara i otwarcie się Jana Pawła II na Pana Boga i wynikające z tego otwarcie się na drugiego człowieka sprawia, że papież jest ciągle obecny w sercach i umysłach ludzi.
Miałem to szczęście, że jako kapłan wzrastałem u boku papieża. 9 lutego 1990 roku ówczesny biskup szczecińsko-kamieński skierował mnie do Rzymu na studia specjalistyczne z teologii moralnej. Zamieszkałem w Papieskim Instytucie Polskim. Tak rozpoczęła się moja rzymska przygoda, także z Janem Pawłem II.

Kiedy klęczał przed Panem Bogiem, świat wokół niego jakby nie istniał

Ojciec Święty był bardzo otwarty na Polaków
Przyjmował ich o różnych porach. Był taki zwyczaj, że w niedzielę gromadził na obiedzie biskupów i inne osobistości z naszego kraju. Również kolacja niedzielna przeznaczona była na spotkanie z Polakami. Kiedy do Wiecznego Miasta przyjeżdżała grupa Polaków, bywało, że w niedzielne popołudnie otwierano dla nich podwoje Watykanu, w tym prywatne apartamenty papieża. To były bardzo miłe spotkania Ojca Świętego ze swoimi rodakami. Często mówił swoim współpracownikom, że mimo zmęczenia i natłoku zajęć, chce się spotkać ze wszystkimi pielgrzymami.

Te spotkania miały różną formę. Były wspólne posiłki, audiencje generalne, audiencje prywatne. Była także msza święta. Ja, jako młody ksiądz, święcenia otrzymałem w 1989 roku, bardzo to zapamiętałem. Kaplica prywatna Ojca Świętego w Pałacu Apostolskim w Watykanie nie jest duża. Na mszy świętej mogło się tam zmieścić około 40 osób. Kiedy wchodziliśmy, Ojciec Święty zawsze się modlił, klęcząc.

Postać skupionego papieża robiła na nas ogromne wrażenie. Było widać, że on naprawdę rozmawia z Panem Bogiem. I jest na tym bardzo skupiony. Kiedy wchodziliśmy do kaplicy, robił się szum. Mimo że staraliśmy się poruszać bardzo cicho, zawsze było małe zamieszanie. Jan Paweł II na to nie reagował. Dopiero po pewnym czasie wstawał, witał się, mówiąc: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus", i ubierał się do odprawiania mszy świętej. Zresztą papież na początku swojego pontyfikatu od razu powiedział, że jego głównym zadaniem jest modlitwa. Niektórzy jego bliscy współpracownicy, nawet kardynałowie, przyjęli to z pewnym niedowierzaniem, wiedząc, ile zajęć ma papież, znając także działalność poprzedników - Pawła VI czy Jana Pawła I. Tymczasem pojawił się papież, który nie pochodził z kręgów kurialnych i powiedział: pierwszym zadaniem papieża jest modlitwa. Dla niektórych było to zaskoczenie. Później okazało się, że Jan Paweł II dotrzymał słowa i to zadanie spełnił. Miałem okazję przyglądać się papieżowi także w czasie celebracji w bazylice św. Piotra. Byłem pełen podziwu dla jego umiejętności skupienia, mimo obecności tylu osób. Kiedy klęczał przez Panem Jezusem, świat wokół niego jakby nie istniał.
W Rio de Janeiro w 1997 roku odbywało się Światowe Spotkanie Rodzin. Byłem wówczas sekretarzem kardynała Alfonso Lopeza Trujillo, przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Rodziny, organizatora spotkania. Miałem okazję być wtedy bardzo blisko Jana Pawła II. Zapamiętałem go klęczącego po mszy św. w zakrystii. Mało kto o tym wiedział. Ceremoniarze papiescy opowiadali mi, że tak robił zawsze: na klęcząco odprawiał dziękczynienie po mszy św. Bywało, że jeśli ktoś mu nie podsunął klęcznika, klękał na podłodze w zakrystii. Wtedy, w katedrze w Rio de Janeiro mogłem przez chwilę to zauważyć. Dlatego zapamiętałem Ojca Świętego, jako tego, który miał w sobie ducha modlitwy.

Wcześnie rano wstawał, rozpoczynając dzień z Panem Bogiem, podobnie go kończył

Jan Paweł II był bardzo przyzwyczajony do polskich, tradycyjnych modlitw i nabożeństw. W ostatnim okresie życia, w lutym 2005 roku, wrócił ze szpitala, z kliniki Gemelli. Był Wielki Post. Lekarz osobisty papieża Renato Buzzonetti wspomina, że Jan Paweł II natychmiast poszedł z siostrami do kaplicy i zaczął śpiewać Gorzkie Żale. Polska tradycja pobożnościowa bardzo mu pomagała, dodawała sił. W czasach, gdy debatujemy nad tym, jak zachować polską pobożność, warto pamiętać, że papież-Polak był bardzo przywiązany do naszych tradycyjnych modlitw i nabożeństw. Przynosiło to wspaniałe owoce w jego życiu, dodając siły zwłaszcza w momentach trudnych, jak chociażby choroba. Zapamiętałem też posiłki, zwłaszcza obiady z Janem Pawłem II w Castel Gandolfo czy w Watykanie.

Papież był człowiekiem, który słuchał

Każdy mógł wtedy mówić, poruszać dowolne tematy. On wolał słuchać. I to bardzo uważnie. Kiedy zauważył, że któryś ze współbiesiadników milczy, prowokował go do rozmowy. Dla papieża każda rozmowa była ważna. Niezależnie, czy jego rozmówcą był kardynał, czy osoba świecka, każdym interesował się z jednakową uwagą, słuchając, co ta osoba ma do powiedzenia. W czasach, kiedy człowiek chce mówić, jest natłok informacji, kiedy mówimy, że świat jest przegadany, Jan Paweł II uczył nas słuchania. Jednym z największych bogactw współczesnego człowieka jest posiadanie kogoś, kto nas wysłucha, osoby, która znajdzie czas, by przyjąć to, co mamy jej do powiedzenia. Dla osób, które były zapraszane na wspólne posiłki z Janem Pawłem II, bycie wysłuchanym przez Namiestnika Chrystusowego miało olbrzymie znaczenie.

Do teraz podziwiam u Ojca Świętego jego zdolność syntezy. To było coś niesamowitego, potrafił jednym zdaniem streścić to, co jakaś osoba pragnęła mu przekazać. Miał także genialną pamięć. Biskup Kazimierz Majdański przyjaźnił się z Janem Pawłem II i zawsze w czasie pobytu w Rzymie był przyjmowany na prywatnych audiencjach. Opowiadał mi, że kiedyś po 16 latach od pewnej rozmowy z papieżem, wrócił do tematu. Ojciec Święty odpowiedział mu: "Tak, pamiętam, było to wtedy, gdy spacerowaliśmy na tarasie". Późniejszy arcybiskup Majdański osłupiał. W rozmowie ze mną stwierdził: "Zapamiętam to do końca życia. Rzeczywiście, miałem wtedy problem, a Ojciec Święty doradził mi, jak go rozwiązać. Ja pamiętałem dokładnie, gdzie i co mi powiedział. Ale żeby on po kilkunastu latach pamiętał to samo z drobnymi szczegółami, z tarasem, na którym była Droga Krzyżowa i gdzie rozmawialiśmy, to było niesamowite". Kiedy i ja za życia Jana Pawła II byłem na tym tarasie, zauważyłem, że stoi tam klęcznik. Powiedziano mi, że gdy Ojciec Święty tamtędy spaceruje, często klęka i modli się...
Kochał Polskę, do szaleństwa

Bardzo miłe były spotkania kolędowe. Jako studenci Domu Polskiego chodziliśmy na wspólne kolędowanie. Pamiętam, że na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy przyjechałem do Rzymu, żył jeszcze były rektor tego Domu, ks. infułat Franciszek Mączyński, były więzień Dachau, zaufany przyjaciel ks. kard. Stefana Wyszyńskiego. Od 1958 roku piastował urząd rektora Papieskiego Instytutu Polskiego. Jako emeryt poszedł wtedy z nami, księżmi-studentami na kolędowanie do papieża. Był wtedy z nami także jeden z księży z archidiecezji krakowskiej, święcony przed 1978 rokiem, a więc przez Karola Wojtyłę, gdy ten zanim został papieżem był krakowskim kardynałem. Ojciec Święty na koniec spotkania z ciekawości spytał: a kto jeszcze jest święcony przed 1978 rokiem? Rękę podniósł wspomniany ksiądz infułat, mówiąc, że święcenia przyjął w 1926 roku. Papież od razu skojarzył: a, to rok przewrotu Piłsudskiego. "A co ksiądz infułat wtedy robił?". Rozpoczęła się rozmowa o historii Polski. Jan Paweł II potrafił doskonale kojarzyć pewne daty. Widać było inteligencję i doskonałą pamięć. Zwłaszcza że papież "rozczytywał się" w historii Polski. Uwielbiał czytać życiorysy wielkich Polaków. Kiedy miał wolne i wyjeżdżał np. w góry na wakacje, zabierał również książki dotyczące historii naszego kraju. Lektura ta powodowała, że był wielkim patriotą. Kochał, jak ktoś powiedział, do szaleństwa nasz kraj. Nie zrażał się kłopotami i zmartwieniami, jakie czasami miał ze strony swoich rodaków z powodu ich wyborów moralnych i politycznych.

Cierpiał, gdy naród opowiadał się przeciwko Panu Bogu

Chociażby wtedy, gdy była debata nad aborcją, gdy przez krótki czas wprowadzono prawo pozwalające kobiecie na zabicie dziecka praktycznie na każde życzenie. Nigdy jednak przez to Polski nie porzucił, zawsze był jej wierny. Niektórzy wręcz mu zarzucali, że za dużo czasu poświęcał Polakom. Nie jest to prawdą, bo przecież przyjmował również inne narody, a na pielgrzymki jeździł do wielu krajów. Bardzo jednak pragnął szczęścia dla każdego Polaka. Ciekawe, że używał określeń: "rzesza ludzi" czy "morze ludzi", ale nie mówił "tłum", "masa". Dla niego liczył się każdy człowiek.

Bardzo przeżyliśmy w Rzymie odchodzenie Ojca Świętego, jego umieranie. Były to bardzo budujące dni. Na placu św. Piotra i w innych miejscach księża odprawiali spontaniczne nabożeństwa i modlitwy. Uczestniczyło w nich wielu Polaków. W Wiecznym Mieście jest dużo domów zakonnych, w których żyją nasi rodacy. Tam i pod oknami umierającego papieża modlili się Polacy, towarzysząc mu w tych niełatwych chwilach. Ojciec Święty bowiem bardzo cierpiał. Był jednak spokojny. Okazał się wielkim Nauczycielem w Szkole Cierpienia z Jezusem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!