Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O miejskiej kulturze parkowania

Janusz Szymonik
Kiedyś z chorzowskiej estakady można było podziwiać spust surówki w mieszczącej się tuż obok hucie Kościuszko. Wrażenie jedyne w swoim rodzaju. Ponoć takiej atrakcji nie było w żadnym mieście Europy.

Jednak nie żal mi tych zapierających dech (dosłownie) widoków, kiedy do atmosfery w samym centrum dużego miasta wędrowało pół tablicy Mendelejewa.

Katowickim strażnikom łatwiej dopaść babcię handlującą oscypkami pod Domem Prasy niż meneli, wyłudzających haracze od kierowców

Dziś nie ma wielkiego pieca, a chorzowska estakada sypie się tak, że nie mogą po niej jeździć ciężarówki powyżej 15 ton. Nic dziwnego, że w plebiscycie "Polski Dziennika Zachodniego" na antycudo województwa śląskiego estakada zajęła niechlubne drugie miejsce, tuż za katowickim rynkiem.

Pieniędzy na remont tej arterii ekipa prezydenta Kopla nie ma, a od Ministerstwa Infrastruktury nie może się doprosić wsparcia. Jednak w Chorzowie wymyślono, że pod takim "naturalnym" zadaszeniem można zrobić płatny parking (piszemy o tym na str. 10). Coś z niczego. I to mi się podoba, gdyż miejsc do parkowania w Chorzowie brakuje. Blisko stąd do magistratu, na pocztę, do Teatru Rozrywki oraz na ulicę Wolności. Parkomaty, które od miesiąca z okładem kasują opłaty za postój, to według mnie ułatwienie dla zmotoryzowanych, a także powód do zazdrości.

Kto niby ma zazdrościć? Na przykład wszyscy kierowcy, którzy są zmuszeni do parkowania w centrum Katowic. Nie dość, że miejsc do postoju w stolicy województwa jest jak na lekarstwo, to na dodatek musimy uganiać się za parkingowym, który właśnie kasuje na drugim końcu ulicy innych kierowców i nie ma dla nas czasu. Przed laty w Katowicach płaciliśmy kartami magnetycznymi w parkomatach, ale ponoć było to nieopłacalne, więc maszyny zastąpiono służbą parkingową. Ciekawe, jak kalkulują w Chorzowie i wielu innych miastach województwa, gdzie parkomaty przynoszą zyski?

Wracając do Katowic, trudno tu znaleźć miejsce do parkowania, nie robiąc kilku rundek dookoła centrum. Jednakowoż menel, który za "opiekę" nad twoim autkiem weźmie haracz, wyrasta jak spod ziemi. W porze, gdy parkingowi kończą pracę, to oni rozpoczynają swój dyżur, kasując "dobrowolne" datki od kierowców za przypilnowanie auta. Bez nich mógłby przecież jakiś wandal porysować karoserię samochodu, przebić opony lub ukraść tablice rejestracyjne.

Tych naciągaczy-terrorystów strażnicy miejscy prezydenta Piotra Uszoka nie widzą, bądź nie chcą widzieć. Łatwiej przecież dopaść babcię z oscypkami, handlującą nielegalnie pod Domem Prasy, niż rozgonić szajkę drapichrustów.

Tak, tak. W konkurencji "parkowanie" przyszła Europejska Stolica Kultury ma jeszcze wiele do nadrobienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: O miejskiej kulturze parkowania - Dziennik Zachodni