Wielu z nas nie miało pojęcia, że ta odmiana hazardu tak się już u nas rozpleniła i puściła z torbami niezliczonych graczy, iż trzeba ją teraz wypalać rozgrzanym żelazem.
Rozmiary zapowiadanych działań, czyli "delegalizacja znacznej części branży hazardowej w Polsce" - jak zapowiedział premier - oznacza, że otwiera się oto szeroki front walki z nową, uświadomioną słabością rodaków. Nie będzie jednorękiego bandyty, to nie będzie grzesznego hazardu. Takie jest, prościutkie jak drut,prohibicyjne założenie tej wojny. Tylko że dwie stare słabości, z którymi już walczyliśmy na różne sposoby: powszechne pijaństwo i nałóg tytoniowy wykształcony przez niektórych w wieku przedszkolnym (z których państwo czerpie niemałe przecież dochody), okazały się trwalsze niż najpotężniejsza broń.
Współczesny Polak mógł otrzeć się o dwie wojny prohibicyjne. Jedną zna z historycznych i filmowych przekazów - to wielka prohibicja w USA ogłoszona w 1919 r. Choć miała szlachetne przesłanie, okazała się najbardziej mrocznym okresem w historii Stanów Zjednoczonych. Do dziś mówi się, że nigdy wcześniej przez Amerykę nie płynęło tyle alkoholu i krwi, co w czasie prohibicji.
Druga - ograniczona wojna prohibicyjna - była nasza: za czasów Wojciecha Jaruzelskiego. Pozostał po niej narodowy kac i wiele dowcipów o tym, jak radziliśmy sobie z magiczną godziną 13, o której można się było wreszcie napić wódki lub kupić legalnie pół litra. Nie wiemy, ile powstało wtedy fortun zbudowanych na fundamentach melin i bimbrowni, ale z pewnością wiele.
Po co komu ta mroczna wojna hazardowa? Nie bardzo wiemy, więc przypomnę aforyzm Stanisława Jerzego Leca: "Grajmy w otwarte karty. To dopiero jest hazard".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?