Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wiele postaci, dwójka aktorów

Henryka Wach-Malicka
Sztuka "Dwa" wystawiana w Teatrze Korez to opowieść o potrzebie relacji z innymi
Sztuka "Dwa" wystawiana w Teatrze Korez to opowieść o potrzebie relacji z innymi materiały prasowe
Aktorzy kochają sztukę Jima Cartwrighta pt. "Dwa", bo to prawdziwy dla nich prezent. Rozpisana na kilkanaście dialogów, ale tylko na dwoje wykonawców, daje możliwość pokazania umiejętności warsztatowych, wrażliwości i poczucia humoru. Pod warunkiem wszakże, że to dwoje aktorów doświadczonych i obdarzonych umiejętnością transformacji. Jak Grażyna Bułka i Mirosław Neinert, którzy "Dwa" zagrali pod reżyserskim okiem Roberta Talarczyka w katowickim Teatrze Korez.

Sceniczna mozaika Cartwrigta układa się w pubie (kawiarni, bistro, jak chcecie), gdzie ludzie wpadają tylko na chwilę. Teoretycznie po to, żeby wypić drinka; w rzeczywistości po to, żeby spotkać ludzi, pogadać, wyspowiadać się, pomarzyć. Albo chociaż popatrzyć.

"Przelotowa" knajpka to idealne miejsce; i do rozładowania frustracji, i wyznania miłości. Bo ta sztuka jest o potrzebie relacji z innymi. Gdyby ją analizować na zimno, składa się z wyznań, nie tyle może banalnych, co po prostu zwyczajnych. Rzecz w tym, że prawdziwe życie to niemal wyłącznie zwyczajne smutki i satysfakcje...

Korezowa publiczność najżywiej przyjmuje scenki rodzajowe, w których para Bułka-Neinert, balansując na granicy szarży, rysuje postacie mocnymi machnięciami pędzla. Pani Wieczne Dziecko, spontaniczni Miłośnicy Elvisa Presleya, podstarzały Playboy czy Nieśmiały Amant pokazani są brawurowym skrótem. Bez wygłupu, choć na granicy karykatury.

Na mnie zdecydowanie większe wrażenie zrobiły jednak postacie z drugiego marginesu ludzkich charakterów; zadziwiająco tragiczne w tym, w gruncie rzeczy lekkim, tekście. Kobieta, która pielęgnuje chorego męża, ale ma już coraz mniej emocjonalnej odporności. Albo ta druga, kuląca się pod spojrzeniem prymitywnego partnera, od którego uzależniona jest jak od kokainy. I on, sycący się upokorzeniem swojej kobiety.

Dobrze się stało, że w Robert Talarczyk zrównoważył śmiech z dramatem, że nie poszedł za apetytem widzów, których łatwiej było kupić żartem niż kilkoma minutami nieszczęścia. Grażyna Bułka i Mirosław Neinert przechodzą zaś z charakteru w charakter, z losu w los, ze śmiechu w zadumę błyskawicznie i w każdym szczególe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!