- Nie wytaczamy armat przeciwko babciom sprzedającym pietruszkę z własnej działki. Walczymy ze zorganizowanymi grupami, które za nic mają prawo i podatki. Wynajmują sprzedawców i nielegalnie wprowadzają do obrotu masę towaru niewiadomego pochodzenia. Są konkurencją dla uczciwych handlowców - wyjaśnia Hanna Zdanowska, posłanka PO.
Projekt zakłada, że kto handluje, utrudniając ruch lub postój pojazdów lub pieszych, albo poza miejscami przeznaczonymi do tego przez właściciela bądź zarządcę terenu - dostanie grzywnę, areszt lub karę ograniczenia wolności.
Dodatkowo sąd będzie mógł orzec przepadek towarów przeznaczonych do sprzedaży, nawet gdy nie stanowią własności handlarza. Dzięki takiemu zapisowi policjanci i strażnicy gminni mogą zatrzymać towar sprzedawcy.
W Bielsku-Białej największy problem z dzikim handlem jest w śródmieściu. Przy ul. 11 Listopada na łóżkach polowych rozkładają się sprzedawcy firanek. Przyjmują mandaty, ale ich nie płacą. Uważają, że są bezkarni.
- Niektóre z tych osób mają już do zapłacenia po kilkadziesiąt tysięcy złotych mandatów. Tłumaczą się brakiem pieniędzy. Zapadły wobec nich wyroki. Kilka osób zostało skazanych na więzienie w zawieszeniu - relacjonuje Tomasz Ficoń z bielskiego Urzędu Miasta. Dodaje, że nowe przepisy bardzo pomogą w walce z dzikim handlem.
Jego entuzjazm podzielają samorządowcy z Katowic. W centrum stolicy Górnego Śląska nielegalni handlarze okupują okolice dworca PKP i główne deptaki: ul. Stawową, 3 Maja, Rynek, Staromiejską i Dyrekcyjną.
- To jest walka z wiatrakami. Konsekwentnie usuwamy handlarzy, ale oni nieustannie wracają. Proponowaliśmy im miejsca na targowiskach. Odmówili, bo musieliby zarejestrować działalność i płacić podatki - wyjaśnia Waldemar Bojarun, rzecznik prezydenta Katowic.
Ze zlikwidowania nieuczciwej konkurencji cieszą się handlowcy.
- Przed naszą halą rozkładają się sprzedawcy. Nie mają nawet zarejestrowanej działalności. Mnie czynsz, podatki, pensja pracownika miesięcznie kosztują ponad 2 tys. złotych - irytuje się Edyta Pasternok ze Świętochłowic. Dodaje, że handlujący bez zezwoleń mają ten sam towar, który można kupić w hali, ale taniej. Klienci uciekają do nich.
Znowelizowany kodeks wykroczeń wejdzie w życie na początku 2010 roku.
Stoliki i pudełka z towarem rozłożone przy głównych deptakach to utrapienie niemal wszystkich miast. Handlarze nie tylko nie płacą podatków i innych opłat, ale też tamują uliczny ruch i zwykle zostawiają po sobie bałagan. Porządek z tym mają zrobić nowe przepisy proponowane przez komisję Przyjazne Państwo.
Samorządowcy pomysł chwalą, ale zastanawiają się, co będą robić z zarekwirowanym przez policję i strażników miejskich towarem. Zwłaszcza z tym - szybko się psującym.
- Będziemy musieli nad tym pomyśleć. Towary przemysłowe można zabezpieczyć i składować. Ale co zrobić z warzywami, owocami i kwiatami? Jeśli sąd nakaże ich zwrot trzeba będzie wypłacić odszkodowanie - zastanawia się Tomasz Ficoń z Urzędu Miejskiego w Bielsku Białej.
Hanna Zdanowska, posłanka PO, która przygotowała wchodzącą pod rozpoczynającą się dzisiaj sesję obrad Sejmu nowelizację kodeksu wykroczeń, nie ukrywa, że trzeba to będzie doprecyzować.
- Zmianie ustawy będą towarzyszyć rozporządzenia wykonawcze. W nich zawrzemy szczegółowe procedury konfiskaty towaru. Warto też się zastanowić nad przyspieszoną ścieżką sądową za takie wykroczenia - proponuje Zdanowska.
Czy z nielegalnym handlem nie można poradzić sobie w inny sposób? Przykład Częstochowy pokazuje, że można. Tam problem sprzedawania z kartonu, czy składanego stolika niemal nie istnieje.
- To się nie stało z dnia na dzień, ani nawet z roku na rok. Na ucywilizowanie handlu trzeba było kilku kadencji samorządu. Pomysły zwykle wychodziły od samych kupców. Zawiązywali spółki, budowali domy handlowe i hale - mówi Ireneusz Leśnikowski, z Urzędu Miejskiego w Częstochowie.
Wskazuje na trzy takie miejsca: dom handlowy na tzw. Placu Czerwonym (przy zbiegu Waszyngtona i Alei Wolności), dom handlowy "Jagiellończycy" przy ul. Jagiellońskiej oraz Centrum Promenada.
- Babcie handlujące grzybkami i pietruszką nie są dla nas problemem. A i one zwykle pojawiają się w miejscach, w których taki handel to długoletnia tradycja - podkreśla Leśnikowski.
Dlaczego w innych miastach problemu nie da się rozwiązać?
- Naprawdę robimy, co możemy. Są jednak miejsca, w których handlarze najwyraźniej mają tak duże zyski, że mogą ryzykować otrzymanie mandatu - mówi Waldemar Bojarun z UM w Katowicach.
Stolica Górnego Śląska od lat nie może sobie poradzić z nielegalnym handlem. Jedyne co się udało to usunięcie obskurnego mini-targowiska z estakady przy dworcu PKP. Sprzedawcy jednak nie zniknęli. Przenieśli się z pudłami pod schody oraz na pobliskie ulice: Stawową, 3 Maja, Staromiejską, Dyrekcyjną i Rynek.
- Mam tyle do sprzedania, ile zmieszczę w pudełku. Jak widzę strażników - na chwilę uciekam do bramy, albo idę przed siebie. Potem wracam. Zawsze te parę złotych dorobię do emerytury. Miasto powinno się cieszyć, że nie chodzę na żebry do pomocy społecznej - irytuje się pan Leszek.
Od kilku lat niemal każdego dnia można go spotkać na ul. Stawowej w Katowicach. Sprzedaje, to na co akurat jest zbyt. Trochę baterii po dwa złote, chińskie portfele i latarki, a latem i jesienią nawet jarzynę i owoce ze swojej działki. Mandatu jeszcze nie zapłacił, dlatego z takiego dorabiania rezygnować nie zamierza.
- Żeby mi go wlepić, muszą najpierw mnie złapać. Powodzenia życzę - śmieje się.
Czy uda się poprawić wizerunek centrów miast? Czy z deptaków i ulic handlowych znikną pudła z gnijącymi bananami i chińską tandetą? Dotychczas obowiązujące normy prawne przewidują kary za utrudnianie ruchu na drodze, zajmowanie drogi publicznej lub pasa drogowego na cele niezwiązane z gospodarką i komunikacją drogową. Te kary to 500 zł grzywny lub nagana.
- Takie zagrożenie jest wysoce nieskuteczne. Grzywna nawet w maksymalnej kwocie jest przez handlarzy ulicznych traktowana jako koszt prowadzonej działalności. Jej egzekucja także jest daleka od ideału - wyjaśnia posłanka Hanna Zdanowska.
Sposobem na uzdrowienie sytuacji ma być konfiskata towaru nielegalnych handlarzy i to nawet wtedy, gdy nie należy on do nich.
- Ta sankcja ma przede wszystkim odstraszać, pełnić rolę prewencyjną - podkreśla Zdanowska. Dodaje, że ze względów społecznych spod normy prawnej wyłączone zostaną osoby oferujące do sprzedaży niewielkie ilości artykułów spożywczych o niewielkiej wartości. Chodzi o jagody, grzyby, czy wyhodowany na działce szczypiorek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?