Tak było w przypadku Doroty Ludwiszewskiej i jej rodziny. Od niedzieli razem z mężem i dziećmi tułała się po rodzinie i znajomych. Dopiero wczoraj odetchnęła z ulgą. Dostanie lokal zastępczy. Jej rodzina miała szczęście, że dyrektor Spółki Restrukturyzacji Kopalń w Bytomiu, główny właściciel budynku w którym mieszkała, obiecał im pomóc. Choć, formalnie, jak mówi, to po prostu dobra wola i chęć pomocy, a nie przepisy.
Do wybuchu doszło rankiem we Wszystkich Świętych. Spowodował go przez nieuwagę jeden z najemców, będąc zresztą pijany. Poparzony trafił do szpitala. Okazało się, że budynek jest w takim stanie, że do sześciu lokali nie można wrócić. Pięć z nich należy do Spółki Restrukturyzacji Kopalń w Bytomiu. Właścicielem szóstego jest pani Dorota z mężem. W dwóch pokojach mieszkają z trojgiem dzieci w wieku szkolnym. A właściwie - mieszkali - do feralnej niedzieli.
- Po wybuchu przenocowaliśmy u brata. We wtorek okazało się, że lokale zostają oficjalnie wyłączone. Nikt tam nie chce nas wpuścić. Zostaliśmy bez dorobku życia i dachu nad głową - mówi pani Dorota.
Na razie nocują u rodziny i znajomych, pomoc oferował też ksiądz.
- Od razu po wybuchu usłyszeliśmy od przedstawiciela wspólnot, że jesteśmy w najgorszej sytuacji. Pozostali poszkodowani to najemcy. Właściciel ich mieszkań, czyli Spółka Restrukturyzacji Kopalń, razem z administratorem, spółką mieszkaniową "Paryż", opłaci im noclegi w hotelu i zapewni lokale na czas remontu. My musimy zadbać o to sami - mówi pani Dorota. Poszła prosić o pomoc miasto. - Usłyszałam od wiceprezydenta Ryszarda Fornala, że nam współczuje, ale pomóc w uzyskaniu lokalu nie może, bo mieszkanie było naszą własnością. Byliśmy załamani - opowiada.
Miasto nie zgadza się z zarzutami braku pomocy. Marzena Karolczyk, rzeczniczka prasowa Urzędu Miejskiego w Będzinie twierdzi, że rodzina dostała zasiłek celowy na żywność w kwocie 500 złotych i dożywianie dzieci w szkole do końca roku. - Zaoferowano również posiłki w jadłodajni MOPS, z czego rodzina nie skorzystała podobnie jak z noclegów w OSiR - mówi rzeczniczka.
Pani Dorota przyznaje, że z noclegu w hotelu nie skorzystali, bo to pomoc na krótką metę. Na szczęście po ludzku do sprawy podszedł dyrektor SRK.
- Dwóch naszych lokatorów już podpisało umowy najmu lokalu zastępczego, dwóch pozostałych z wyrokami eksmisji dostało lokale socjalne. Piąty lokal należy do lokatora, który jest w szpitalu. Tu sprawa dopiero się rozstrzygnie, po zbadaniu przez policję. Pomożemy też rodzinie z mieszkania własnościowego. Sytuacja jest wyjątkowa, tak więc na czas remontu im także zapewnimy lokal - mówi Wojciech Kuźma, dyrektor Spółki.
Pytany, kto jego zdaniem w tej sytuacji naprawdę powinien pomóc lokatorom, mówi, że spotkał się już z rozwiązaniem takiej sytuacji po podobnym, jak w Będzinie wypadku losowym.
- To było w Bytomiu. Tam gmina zapewniła mieszkania zastępcze wszystkim lokatorom, a byli wśród nich także właściciele prywatni mieszkań - mówi dyrektor Kuźma.
Według rzeczniczki UM, miasto jest w stanie rodzinie zaproponować jedynie lokal socjalny, natomiast nie lokal czy mieszkanie zastępcze.
Innego zdania jest Renata Kostiw-Rydzek z Biura Prasowego Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego.
- Zgodnie z Ustawą o Zarządzaniu Kryzysowym w zdarzeniach losowych, schronienie do trzech miesięcy jest zadaniem powiatu, natomiast obowiązek zapewnienia lokalu lub mieszkania zastępczego spoczywa na prezydencie czy wójcie gminy. I dotyczy to wszystkich lokatorów, niezależnie czy są najemcami czy właścicielami - wyjaśnia rzeczniczka Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?