Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła przegrała z Legią

Bartosz Karcz
Wisła Kraków przegrała z Legią Warszawa 0:1 i jej przewaga w tabeli nad rywalem ze stolicy stopniała do zaledwie czterech punktów.

Przed meczem trener Maciej Skorża stwierdził, że nie chciałby po ostatnim gwizdku słyszeć opinii, że jego podopieczni zaprezentowali mniej determinacji w dążeniu do celu. Niestety, właśnie taką opinię podobnie zresztą jak po meczu z Lechem trzeba na temat wiślaków wygłosić. To Legia bardziej chciała wygrać i choć również nie zagrała jakiegoś wielkiego meczu, to po trzy punkty sięgnęła jak najbardziej zasłużenie.

Mecz Wisły z Legią wreszcie zgromadził na trybunach Stadionu Ludowego liczną widownię. W zasadzie pierwszy raz od spotkania z Levadią można było mówić o prawdziwie piłkarskiej atmosferze. Oczywiście daleko jej było do tej, która panuje na ul. Reymonta, ale przynajmniej można było poczuć, że ogląda się mecz ligowy, a nie sparing.

Maciej Skorża nie zaskoczył specjalnie składem, choć wprowadził jedną zmianę w środku pola. Szkoleniowiec Wisły zdecydował się na wystawienie w środku pola dwóch defensywnych pomocników, Juniora Diaza i Mauro Cantoro. Na ławkę powędrował natomiast Tomas Jirsak.
Legia zgodnie z oczekiwaniami zagrała pięcioma zawodnikami w pomocy, pozostawiając na szpicy jedynie, wracającego po kontuzji, Takesure Chinyamę.

Ci, którzy ostrzyli sobie apetyty na szybkie akcje, sytuacje podbramkowe czy mocne strzały, musieli czuć się rozczarowani pierwszą połową. Więcej było bowiem szamotaniny, niż składnej gry. Legia zagęściła środek pola, a Wisła nie potrafiła sobie z taką grą warszawian poradzić. Goście górowali też nad wiślakami agresywnością w grze. Interweniowali ostro i zdecydowanie, z zarodku przerywając akcje "Białej Gwiazdy". Wiślacy tymczasem zamiast przyjąć te twarde warunki gry, woleli rozkładać ręce w geście bezradności... Irytować mógł przede wszystkim Junior Diaz, który co drugie podanie kierował do... rywali.

Co z tego zatem, że krakowianie dłużej utrzymywali się przy piłce, skoro niewiele z tego wynikało. Ot, raptem trzy akcje w pierwszej połowie, godne odnotowania. Najpierw strzelał Patryk Małecki z 18 metrów obok bramki. W 9 min miała Wisła natomiast najlepszą okazję na strzelenie bramki przed przerwą. Andraż Kirm uciekł prawym skrzydłem, dośrodkował w pole karne, a tutaj w dobrej pozycji do strzału zdawał się być Paweł Brożek. Niestety, napastnik Wisły nie trafił czysto w piłkę i ta zamiast w siatce, wylądowała na słupku.

W 22 min praktycznie sam przed Janem Muchą znalazł się Wojciech Łobodziński. Gdyby zdecydował się od razu strzelać, być może byłoby 1:0. "Łobo" postanowił jednak poprawić piłkę i został zatrzymany przez wracających obrońców.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o aktywa Wisły w ataku. Krakowianie mieli problemy z oszukaniem prawie bezbłędnie grającej dwójki stoperów Legii, Inaki Astiza i Dicksona Choto.
Legia nie atakowała specjalnie, ale cały czas szukała swojej szansy na jedną skuteczną akcję. I doczekała się, choć raczej należałoby powiedzieć, że dostała prezent od obrony Wisły. Krakowscy defensorzy plus Mariusz Pawełek tak długo bowiem zastanawiali się kto ma wybić piłkę, że dopadł do niej, wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Miroslav Radović i wpakował ją do siatki. Konsternacja? Niekoniecznie, biorąc pod uwagę przebieg gry do tego momentu.

Druga połowa nie przyniosła zmiany obrazu gry. Wisła nadal była mało konkretna w swoich poczynaniach. Niewiele dało wejście na boisko Tomasa Jirsaka, który zastąpił bardzo przeciętnie grającego Mauro Cantoro. Legia jakby bardziej była przekonana o tym, w jaki sposób ma grać. Schowani za podwójną gardą warszawianie, bronili wyniku, tylko sporadycznie atakując.

Mimo takiego przebiegu meczu zrodziły się jednak dwie sytuacje, po których Wisła nie tyle mogła, co powinna wyrównać. Najpierw jednak w 54 min Andraż Kirm strzelił za słabo i piłkę z linii bramkowej zdołali wybić warszawscy obrońcy. W 70 min natomiast na strzał z dystansu zdecydował się Tomas Jirsak. Mucha odbił piłkę, ale wprost pod nogi Patryka Małeckiego. "Mały" miał przed sobą praktycznie pustą bramkę. Strzelił jednak wysoko nad poprzeczką.

Końcówka meczu to były już chaotyczne próby wstrzelenia piłki w pole karne Legii, z których totalnie nic nie wynikało, bo rośli obrońcy kasowali każdą taką próbę.
Tym samym Wisła przegrała kolejny prestiżowy mecz w tym sezonie. Sposób na krakowian znaleźli piłkarze Levadii, Lecha, a wczoraj Legii. I choć "Biała Gwiazda" pozostaje ciągle liderem ekstraklasy, to od wczoraj jest sytuacja jest już daleka od komfortowej. Trzeba jednak powiedzieć sobie szczerze, że stało się tak niejako na własne życzenie. I jeszcze jedno Legia wygrał z Wisłą ligowy mecz "w gościach" pierwszy raz od wiosny 1997 roku.

Wisła Kraków - Legia Warszawa 0:1 (0:1)
Bramka: Radović 34.
Sędziował: Hubert Siejewicz (Białystok).
Widzów: 5000.
Wisła: Pawełek 3 - Alvarez 3, Jop 2, Marcelo 3, Piotr Brożek 3 - Łobodziński 3 (62 Ćwielong), Diaz 2, CantoroŻ 3 (46 Jirsak 3), Kirm 3 - Małecki 3 (79 Garguła), Paweł Brożek 3. Trener: Maciej Skorża.
Legia: MuchaŻ 4 - RzeźniczakŻ 3, ChotoŻ 4, Astiz 4, Komorowski 3 - Szałachowski (33 Radović 3), Giza 3, Iwański 4, Rybus 3 - Smoliński 3 (89 Borysiuk) - Chinyama 2. Trener: Jan Urban.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wisła przegrała z Legią - Gazeta Krakowska