Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kłótnia Polaków o sukces w Andach

Michał Wroński
Młodzi gliwiczanie zdobyli najgłębszy kanion świata. Czy pierwsi?
Młodzi gliwiczanie zdobyli najgłębszy kanion świata. Czy pierwsi? Fot. AKT Watra
Na przełomie czerwca i lipca br. odtrąbiono ogromny sukces - polscy podróżnicy jako pierwsi pokonali Cruz del Condor, dziewiczy odcinek najgłębszego kanionu świata, Colca w peruwiańskich Andach.

Teraz mamy finał tego wyczynu, niestety, już mniej optymistyczny. Rozpoczęła się bowiem polsko-polska kłótnia o to, kto rzeczywiście dzierży palmę pierwszeństwa w tym nie mającym precedensu osiągnięciu. Mieszkający w USA Jerzy Majcherczyk - lider ekspedycji, która przeszła "brakujący" fragment kanionu między 17 a 25 czerwca - zarzuca uczestnikom wyprawy Akademickiego Klubu Turystycznego Watra z Gliwic, iż choć dokonali tego samego tydzień później bezprawnie przywłaszczyli sobie miano pierwszych. Domaga się od nich usunięcia z wszelkich zamieszczonych w internecie relacji sformułowań lub tytułów sugerujących, że "jakoby ich wyprawa była pierwsza i jedyna".

- Byliśmy jedynymi ludźmi na dnie kanionu Colca od pierwszego do ostatniego dnia wyprawy - zarzeka się Majcherczyk.
- Nie zamierzamy niczego prostować, gdyż nie czujemy się winni. Pan Majcherczyk jako pierwszy zszedł w tym roku na dno kanionu, ale my jako pierwsi przeszliśmy go bez pomocy z zewnątrz. Jego zarzuty są śmieszne - replikuje Krzysztof Mrozowski, kierownik ekspedycji AKT Watra.

To nie pierwsze spięcie globtroterów z Gliwic, a pochodzącym z Siewierza Jerzym Majcherczykiem. Jeszcze rok temu mieli wspólnie podjąć próbę pokonania Cruz del Condor. Jednak zamiast współpracy był wyścig na dnie kanionu, którego ściany w najgłębszym miejscu mają 4388 metrów wysokości. Gliwiczanie zeszli tam jako pierwsi, ale po kilka dniach dogonił ich ze swymi ludźmi Majcherczyk. Wtedy żadnej z ekip nie udało się osiągnąć celu. Nie zrezygnowały jednak z miana pierwszej, która pokona ekstremalny odcinek kanionu. Żadna już też nie kwapiła się do połączenia sił. Na kontynuację eksploracji gliwiczanie otrzymali grant - nagrodę im. Andrzeja Zawady przyznaną im podczas ubiegłorocznej gali "Kolosów" (nagród przyznawanych przez środowisko globtroterów).

- Najbardziej smutne w całej historii jest to, że Polacy gryzą się między sobą. I tak to właśnie zostanie odebrane w świecie - uważa Janusz Janowski, pomysłodawca nagrody Kolosów.
Wyprawa do położonego w peruwiańskich Andach kanionu Colca miała być dla młodych globtroterów z Akademickiego Klubu Turystycznego Watra z Gliwic spełnieniem marzeń o wielkiej przygodzie. Udało się.W ciągu dwóch lat przebyli na raty Cruz del Condor - niepokonany do tej pory odcinek najgłębszego kanionu świata. Przeprawa nie była łatwa, momentami musieli brnąć w porywistej wodzie, przeskakiwać bystrza lub wspinać się na skalne progi. 2 lipca tego roku mogli sobie jednak pogratulować sukcesu.

Dziś zamiast fetować swój wyczyn, muszą tłumaczyć się przed dziennikarzami. Wszystko przez to, że o tydzień uprzedziła ich ekspedycja prowadzona przez Jerzego Majcherczyka, prezesa Polonijnego Klubu Podróżnika (przejścia dokonali między 17 a 25 czerwca). Tymczasem gliwiczanie w oficjalnej relacji napisali, że ich wyprawa "eksplorowała kanion Colca jako pierwsza bez pomocy z zewnątrz". O sukcesie zespołu Majcherczyka nie wspominają ani słowa.

Kiedy więc taka wiadomość trafiła do mediów, wyglądało że gliwiczanie dokonali tego, co nie udało się nikomu wcześniej na świecie. Klubowicze nie protestowali. Zaprotestował Jerzy Majcherczyk. W nadesłanym do naszej redakcji oświadczeniu porównuje terminy obu wypraw i pyta, jakim prawem podróżnicy z Watry uzurpują sobie prawo do pierwszeństwa.

- Informacja o naszych osiągnięciach musiała dotrzeć do nich bezpośrednio albo pośrednio przez ich peruwiańską obsługę. Poza tym w kanionie można było znaleźć nasze ślady po obozowiskach oraz haki i bolce w skalnych ścianach - argumentuje Majcherczyk.
Prowadzący ekspedycję Watry Krzysztof Mrozowski przyznaje, że schodząc do kanionu wiedzieli już, że wyprzedza ich konkurencyjny zespół. Przyznaje też, że choć nigdzie nie dane im było spotkać ekipy Majcherczyka, to znaleźli jej ślady.

- Widoczne były na początku odcinka, potem nagle znikały i później znowu się pojawiały - mówi Mrozowski.

O czym to może świadczyć? Zdaniem gliwiczan o tym, że wyprawa Majcherczyka niekoniecznie przeszła dno kanionu na całym "brakującym" odcinku. Fakt, że w jednym z miejsc można było obejść górą trudny odcinek rzeki, a idącą w kanionie ekipę krakowskiego podróżnika wspomagał poruszający się górą kanionu zespół ,ma uzasadniać taki właśnie scenariusz.

- Nam nikt nie pomagał. Dlatego mamy prawo twierdzić, że jako pierwsi bez pomocy z zewnątrz przeszliśmy ten odcinek kanionu - mówi Mrozowski.

Takie argumenty niespecjalnie przekonują obserwatorów z branży podróżniczej. Jerzego Majcherczyka zwłaszcza. Kategoryczne żąda od gliwiczan "usunięcia z wszelkich mediów internetowych publikacji lub ich fragmentów, czy też tytułów, które sugerują jakoby ich wyprawa była pierwsza i jedyna", a także wstrzymania wszelkich publikacji, które jakoby zawierały nieprawdziwe lub szkalujące go informacje (o co konkretnie chodzi nie wyjaśnia).

- Tego wymaga honor podróżnika i odkrywcy - podsumowuje Majcherczyk.
- Nigdy niczego złego na jego temat nie pisaliśmy. Do tej pory nie reagowaliśmy też na zaczepki, ale miarka się przebiera. Sądzimy, że pan Majcherczyk nam zazdrości. Chciał swoją wyprawę przedstawić jako wyczyn na miarę zdobycia Everestu, a tu się okazało, że paru studentów dokonało tego samego - odpowiada Krzysztof Mrozowski.

Z Januszem Jankowskim, pomysłodawcą nagrody Kolosów, rozmawia Michał Wroński

Czy istnieje jakaś instytucja, która rejestruje pionierskie dokonania globtroterów?
Nie ma takiej instytucji. W naszym kraju Polski Związek Alpinizmu rejestruje wejścia górskie i eksploracje jaskiń, ale już inne wyczyny nie są tak ewidencjonowane. Jedyną możliwością, by formalnie uznać daną wyprawę za wyjątkową w swojej kategorii jest zgłoszenie jej do Księgi Rekordów Guinnessa. Tu jednak trzeba spełnić wiele wymogów: m.in. obecnego na miejscu obserwatora reprezentującego wydawcę Księgi, czy opinii lokalnych władz.

A co zrobić, jeśli nie ma wpisu do Księgi Rekordów Guinnessa, a dwie ekipy roszczą sobie prawo do odkrycia jednego kanionu?
O ile przed rokiem więcej racji było po stronie "Watry", to tym razem ekspedycja Majcherczyka była pierwsza. Watra w relacji pisze prawdę, ale bez podkreślania różnicy między oboma przejściami. Mówiąc, że byli pierwsi, którzy przeszli ten odcinek "bez pomocy z zewnątrz" tworzą nową konkurencję. To dość karkołomne tłumaczenie. To, że Majcherczyk miał "ekipę wsparcia" idącą brzegiem kanionu, w żaden sposób go nie dyskwalifikuje. Wokół kanionu są wioski i sporo turystów, więc zawsze można wezwać wsparcie.

W ubiegłym roku podczas gali Kolosów AKT Watra otrzymała nagrodę Andrzeja Zawady na kontynuowanie eksploracji kanionu Colca. Czy ujawnione przez Jerzego Majcherczyka fakty mogą zaszkodzić podróżnikom z Gliwic?
Nie. Od tej strony Watra jest w porządku. Grant zrealizowała zgodnie z tym, co obiecali. Ale z pewnością będziemy rozmawiać o tej sprawie. Najbardziej smutne jest to, że Polacy gryzą się między sobą. I tak to właśnie zostanie odebrane w świecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!